Emulsję porwałam w zeszłym roku w supermarkecie idąc już do kasy. Rzadko w takich miejscach kupuję kosmetyki, ale zdarza się. W tym roku też porwałam kolejny raz. Nie żeby była jakaś wybitna, ale filtry schodzą u mnie przez cały rok więc czasem szarpnę co bądź, warto testować.
Szczególnie, gdy trafi się na fajny produkt. A tu tak jest, przynajmniej jeśli chodzi o ochronę i brak obciążenia. Na składach się nie znam, powiem szczerze, choć coś tam staram się ogarniać w tym temacie i faktycznie tu kolorowo nie jest, ale nie jest to kosmetyk, który stosuję „na okrągło”. To jest jeden z tych kosmetyków, które, jak wspomniałam na początku, porywam ad hoc, w trakcie zakupów spożywczych, ale specjalnie po niego nie biegnę. Powiedzmy, że raz na rok ląduje w moim koszyku jedna tubka.
- OPAKOWANIE: tubka wykonana z plastiku zamykana na wygodną klapkę, która dobrze chroni wnętrze, nie zacina się i łatwo się otwiera oraz zamyka. Szata graficzna nawiązuje do słonecznych wakacji, jest przy tym skromna, a wszelkie napisy są czytelne. Znajdziemy na opakowaniu wszelkie informacje o kosmetyku. Jest o.k.
- KONSYSTENCJA: producent nazwał swój produkt emulsją i tak faktycznie jest. Kosmetyk jest lekki, ale nie ucieka przez palce. Lekko bieli w trakcie rozprowadzania, ale efekt ten znika tuż po aplikacji. W moją skórę, która jest chłonna i wszystko „wsysa” filtr wchłania się do matu i nie pozostawia tłustej czy błyszczącej warstwy. Wizażanka kamoni7, która przede mną oceniała produkt ma wręcz odwrotne doświadczenie, więc jest to bardzo indywidualna kwestia. Na mojej cerze produkt jest całkowicie niewidoczny i niewyczuwalny.
- ZAPACH: delikatny, kremowy, znika po chwili od aplikacji.
- DZIAŁANIE: kremy z filtrem stosuję przez cały rok (przynajmniej staram się) i najczęściej zużywam je w warunkach miejskich lub gdzieś na łonie natury, ale nie na plaży (opalać się bardzo nie lubię). W codziennej pielęgnacji używam kwasów i retinolu, więc ochrona jest konieczna nie tylko by nie zaszkodzić skórze, ale też by nie zmarnować efektów, które przynosi owa pielęgnacja. Brakuje mi tu ochrony przed światłem emitowanym przez elektronikę, ale kosmetyk jest przeznaczony do ochrony w trakcie opalania przede wszystkim, więc nie powinnam się czepiać.
Stosując emulsję od Dax Sun nie zauważyłam uszkodzeń naskórka, więc uważam, że dobrze spełnia swoją funkcję. Filtry zawsze nakładam na koniec porannej rutyny i ten preparat zawsze dobrze mi się wchłania w skórę, nie roluje się, a makijaż dobrze na nim się utrzymuje i wygląda. Nakładany ponownie (reaplikacja) też wchłania się bez problemów i nie obciąża.
Moja odwodniona cera lubi się przetłuszczać, a mimo to kosmetyk jej nie obciążą. Przy tym mam też problem z wrażliwością i skłonnością do podrażnień. Jednak i tutaj nie występuje szczypanie, swędzenie czy zaczerwienienie (a to zdarza mi się po filtrach), produkt nie podrażnia mi też oczu.
Podsumowując: jestem zadowolona z działania ochronnego filtra, cieszy mnie też brak obciążenia i podrażnień. Na moje miejskie potrzeby wystarczy, choć nie jest to produkt, do którego wracam z utęsknieniem.
Zalety:
- chroni przed uszkodzeniem skóry od słońca
- dobrze się wchłania
- nie bieli
- nie pozostawia tłustej warstwy
- lekka konsystencja emulsji
- odpowiedni do reaplikacji
- nie podrażnia skóry twarzy i oczu
- wygodne opakowanie
- marka nie testuje na zwierzętach
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie