Krem znalazłam w kalendarzu adwentowym od Douglas. Sama praktycznie nigdy nie stosuję kremów z linii perfum, jakoś nie czuję na co dzień takiej potrzeby i krem do rąk czy do ciała wybieram głównie pod kątem pielęgnacyjnym. Na początku sądziłam, że ten produkt w ogóle nie przypadnie mi do gustu, ale postanowiłam dać mu szansę. I w sumie... nawet się przekonałam! Choć zapach to nie jest w stu procentach moja bajka, to jednak po paru tygodniach stosowania nawet go polubiłam, choć głównie chodzi tu o aspekt zapachowy i uprzyjemniający stosowaniu kosmetyku.
Bo pielęgnacji nie ma tu za wiele, ale myślę, że wybierając kosmetyki inspirowane i dopełniające konkretne perfumy raczej nie oczekujemy, że wartości pielęgnacyjne będą na pierwszym miejscu. Zaznaczę, że kremu używałam tylko do rąk. Do ciała akurat wolę nieco mniej perfumowane balsamy, natomiast na dłonie lekki zapach mi bardzo pasuje i często wybieram krem sugerując się opisem zapachu. Ten krem w zasadzie jedynie wygładza skórę dłoni, likwiduje uczucie spierzchnięcia np. po myciu rąk i zostawia je przyjemnie miękkie i pachnące. Na tym według mnie kończą się jego zalety co do działania na skórę.
Ale wcale nie znaczy to, że krem jest zły! Wręcz przeciwnie, pod względem zapachu jest naprawdę trwały i długo go czuć na skórze. Używałam kremu zazwyczaj na wieczór, bo w ciągu dnia nie lubię jak inne zapachy tłumią moje sprawdzone perfumy. Czasem gdy szłam spać to jeszcze czułam jego zapach, a do tego delikatnie czuć go było także na pościeli, więc trwałość jest naprawdę godna podziwu.
Zapach moim zdaniem jest bardzo unisex. Na początku wręcz poczułam nuty zapachowe charakterystyczne dla męskich perfum i myślałam, że nie będę chciała go używać, ale to tylko pierwsze wrażenie. Po chwili zapach podbija aromat kwiatów, staje się nieco bardziej kobiecy, czuć drzewne aromaty sandałowca i cedru z nieco pudrowo-waniliowym wykończeniem. Jak wspomniałam wcześniej, nie jest to zapach stworzony dla mnie i gdybym wąchała przed zakupem to pewnie bym sobie darowała, ale w tym kremie do rąk całkiem polubiłam ten zapach i fajnie mi się używało kremu.
Konsystencja jest trochę mało przyjazna, bo jest bardzo rzadka, to raczej mleczko, które szybko wypływa z tubki i należy zachować ostrożność, bo równie szybko spływa z dłoni. Tubka ma odkręcaną nakrętkę, więc to także nie pomaga w aplikacji. Plusem na pewno jest to, że krem bardzo szybko się wchłania i ma lekką formułę - po chwili wnika w dłonie i zostawia je przyjemnie gładkie i miękkie, bez lepkiej powłoki.
Sama jestem zaskoczona tym, że krem mi się spodobał. Może i cudów na skórze nie robi, ale jego zadaniem jest nadanie trwałego zapachu, który podbija zapach oryginalnych perfum od Hugo Bossa. Wiem, że ta wersja miała być kobiecym odpowiednikiem kultowych już perfum dla mężczyzn i trzeba przyznać, że charakter został zachowany. Perfum Alive chyba nie kupię, ale krem do rąk nimi inspirowany to dla mnie miła niespodzianka i przyjemna forma wygładzenia dłoni.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie