Bielenda Royal Bee Elixir, Aktywne rewitalizujące serum przeciwzmarszczkowe 

Serum przeciwzmarszczkowe ROYAL BEE ELIXIR od Bielendy zakupiła za zawrotne pieniądze czyli... 1 gr. Skoro za darmo (no bo serio nie oszukujmy się, to żaden hajs), to nie miałam jakichś większych oczekiwań, a jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył (zwłaszcza, że nie myślałam, iż się sprawdzi na mojej mieszanej cerze z skołonnością do niedoskonałości) Opakowanie Serum jest zapakowane w szklane opakowanie z pompką o pojemności 30 ml. To praktyczne rozwiązanie, które chroni zawartość przed zanieczyszczeniami oraz ułatwia dozowanie. Szata graficzna jest estetyczna i nawiązuje do głównego składnika - miodu pszczelego. Wydajność Produkt jest dość wydajny. Wystarczy niewielka ilość, aby pokryć całą twarz, co sprawia, że jedno opakowanie wystarcza na długi czas. Konsystencja Serum ma kremowo-masełkową konsystencję w delikatnym żółtym odcieniu. Przyjemnie się rozprowadza i dość szybko wchłania, nie pozostawiając tłustej warstwy. Cena Cena serum wynosi około 30 zł, choć ja otrzymałam go gratis. Uważam, że jest to bardzo dobra cena za jakość, jaką oferuje produkt. Dostępność Serum było dostępne w drogerii Hebe, a obecnie można je znaleźć na stronach eKobieca oraz eZebra. Zapach Produkt ma przyjemny, słodki zapach, który nie jest nachalny i dodaje uroku codziennej pielęgnacji. Składniki i ich działanie ━ odżywcze olej ze słodkich migdałów- odżywia skórę, dostarczając jej niezbędnych witamin i minerałów. olej arganowy - bogaty w witaminę E i kwasy tłuszczowe, które odżywiają i regenerują skórę. olej awokado - zawiera witaminy A, D i E, które głęboko odżywiają skórę. ━ nawilżające gliceryna - nawilża skórę, przyciągając wodę z otoczenia. alantoina - łagodzi podrażnienia i wspomaga regenerację skóry ━ wygładzające Tripeptyd kwasu palmitynowego - peptyd, który stymuluje produkcję kolagenu, wygładzając zmarszczki. Hydrolyzed Serum Protein - białko, które pomaga w wygładzeniu skóry i poprawie jej elastyczności. ━ ochronne witamina E - antyoksydant, który chroni skórę przed szkodliwym działaniem wolnych rodników. miód - działa antybakteryjnie i łagodząco. olej roślinny - doskonale nawilża, poprzez poprawę naturalnego płaszcza hydrolipidowego skóry i odbudowę struktur cementu międzykomórkowego skwalen - ogranicza transepidermalną utratę wody ━ zmiękczające wosk pszczeli - zmiękcza i chroni skórę, tworząc na niej ochronną warstwę. olej sojowy - zawiera trójglicerydy kwasów oleinowego, linolowego, linolenowego, lecytynę i witaminę E, świetnie zmiękcza skóre i jest przeciwutleniaczem ━ odbudowujące mleczko pszczele - bogate w składniki odżywcze, które wspomagają odbudowę i regenerację skóry. ekstrakt z pyłku pszczelego - wspomaga regenerację skóry, dostarczając jej niezbędnych witamin i minerałów. Efekty Serum stosowałam głównie wieczorem, ale nadaje się również do porannej pielęgnacji. Niesamowicie nawilża, odżywia i zmiękcza skórę. Rano twarz wygląda na wypoczętą i świeżą. Radzi sobie z drobnymi zmarszczkami, a moja mama również zauważyła poprawę w przypadku głębszych zmarszczek. Serum doskonale koi skórę po stosowaniu retinoidów czy kwasów AHA, pomagając przywrócić naturalną barierę skóry.

Kosmetyki marki Bielenda kupuję z przyjemnością, ogromny asortyment, częste promocje, naprawdę dobre jakościowo produkty. Rewitalizujące serum przeciwzmarszczkowe kupiłam w Lidlu, biały kartonik ze złotymi napisami rzucał się w oczy na sklepowej półce. Kartonik dodatkowo zabezpieczony folią. Wszystkie niezbędne informacje dotyczące produktu zostały podane przez producenta. Serum przeznaczone zostało do cery dojrzałej i wrażliwej. Standardowa pojemność 30 ml, PAO 4 miesiące od daty pierwszego otwarcia. Szklana bezbarwna buteleczka z pompką, działa idealnie do samego końca. Dozuje delikatne serum w kolorze mlecznym z maleńkimi drobinkami, zapach jest perfumowany, słodki i przyjemny jak miód. Wiele składników aktywnych min. królewskie mleczko pszczele, pyłek pszczeli, miód manuka. W składzie znajdziemy również Disodium EDTA, alkohol, itp. Serum stosuje rano samodzielnie lub z kremem na dzień i z filtrem. Sprawdza się doskonale jako baza pod makijaż, przedłuża jego trwałość, skóra wygląda na wypoczętą. Blask jaki zapewnia serum wygląda naturalnie i nienachalnie, cera jest gładka, zadbana, pulchna, odpowiednio nawilżona, moja sucha i wrażliwa skóra, wiek 35+ pije sporo serum więc opakowanie wystarczyło na cztery tygodnie stosowania raz dziennie. Ogólnie byłam zadowolona ze stosowania, możliwe że kupię ponownie. LO

Od dłuższego czasu jedyne sera do twarzy, na jakie się decyduję, to te od marki Bielenda.Sprawdzają mi się one zaskakująco bardzo dobrze, moje cera się z nimi bardzo lubi. Tym razem wybrałam dla siebie propozycję z serii o nazwie Royal Bee, o istnieniu której nie miałam nawet pojęcia, aż do momentu, w którym ujrzałam ją na drogeryjnej półce w Naturze. Do zakupu zachęciła mnie przede wszystkim spora promocja ale również ładna szata graficzna tejże serii. Moja skóra co prawda nie posiada jeszcze zmarszczek, natomiast wychodzę z tego założenia, że znacznie lepiej jest zapobiega, niż później leczyć, więc wolę dmuchać na zimne i raz na jakiś czas zakupić sobie taki typowo przeciwzmarszczkowy kosmetyk. Produkt zamknięty jest w opakowaniu w formie szklanej buteleczki, której kształt jest charakterystyczny dla serum od tej marki. Ma pojemność 30 ml i jego cena regularna wynosi prawie trzydzieści złotych, natomiast naprawdę często panują na niego atrakcyjne promocje, zarówno w sklepach internetowych, jak i stacjonarnych. Butelka jest przeźroczysta, dlatego też doskonale widzimy nasz kosmetyk. Za pomocą czcionki o złotej barwie przedstawiono tutaj najważniejsze informacje o kosmetyku, takie jak logo jego producenta, nazwę, zalecany sposób użycia czy skład, a także małą grafikę pszczoły. W rolę aplikatora wciela się w tym wypadku działająca bez zarzutu pompka. Serum od Bielendy pełne jest najróżniejszych, pszczelich składników, oczywiście naturalnych. Umieszczono tutaj np. miód manuka, czyli całkiem popularny składnik o działaniu nawilżającym, odżywczym czy zmiękczającym. Dalej mamy mleczko pszczele, które regeneruje i odnawia komórki skóry, dzięki czemu spowalnia proces jej starzenia się. Nie zabrakło także pułku pszczelego o podobnym działaniu rewitalizującym czy przeciwzmarszczkowym. Nie jest to pierwszy raz, kiedy stosowane przeze mnie serum od tego producenta ma konsystencję bardziej lekkiego kremu niż tradycyjnej, wodnistej bądź żelowej esencji. Mnie to jednak nie przeszkadza, bardzo lubię się z taką formułą. Kosmetyk ma złotą barwę i przepięknie pachnie miodem. Po zaaplikowaniu na skórę bardzo szybko się wchłania i sprawia, że z powodzeniem możemy aplikować np. krem w celu domknięcia pielęgnacji. Serum to nadaje się zarówno do porannej, jak i wieczornej rutyny pielęgnacyjnej. Z powodzeniem może być aplikowane pod makijaż. Nawilża, wygładza i koi skórę. Odżywia ją i pielęgnuje. Sprawia, że staje się bardziej miękka oraz elastyczna. Serum z serii Royal Bee to kolejny już kosmetyk od tego producenta, który z czystym sumieniem mogę polecić. Cudownie sprawdza się w swojej pielęgnacyjnej roli, jest przystępne cenowo i w miarę uniwersalne. Nie widzę w nim żadnych wad, moja sucha i reaktywna cera jest z niego bardzo zadowolona.

Produkty marki bielenda są moimi ulubionymi - za skład, wciąż pojawiające się nowości i ceny które nie rujnują kieszeni. Ze wglądu na swój wiek sięgam po pielęgnację która przeciwdziała już utracie jędrności i pierwszym zmarszczkom. I taki produkt od bielenda trafił do mojego koszyka. Producent obiecuje aktywną rewitalizację jednak według mnie jest to produkt dla osób które zaczynają tego typu produkty wprowadzać do swojej pielęgnacji. Jeśli oczekujecie spłycenia zmarszczek lub efektu wow, to nic z tego. Jednak jako produkt nawilżający i delikatnie poprawiający jakość i wygląd skóry jak najbardziej na tak.

Niestety muszę być uczciwa i z cała wieloletnia sympatią dla marki bielenda ale ten produkt to dla mnie totalna klapa. Na fali zachwytu peptydami zobaczylam na opakowaniu tego serum napis „bee peptide” i już podniecona i zajarana kupiłam dla siebie i dla mamy po flakoniku. Ładny subtelny miodowy zapach, serum jest żółte, konsystencja ok podczas nakładania przyjemne. Po nałożeniu serum zasycha robi się powłoczka ale nie jest to zdrowy ładny glow tylko taki płaski jakiś metaliczny żółty błysk wyglądam jakbym nałożyła rozświetlacz na cała twarz. No mi się to niestety nie podoba ani kolor ani efekt. Jeśli chodzi o działanie na zmarszczki nic nie zaobserwowałam. Mam rozszerzone pory i tu to serum bardzo to dodatkowo podkreśla przez to dziwne rozświetlenie, dla kogoś z ładniejsza cera w tym zakresie będzie ok. No niestety żałuje zakupu wykorzystam je latem do dekoltu może na policzki ale na cała twarz niestety dla mnie się nie nadaje.

Bardzo lubię kosmetyki Bielendy i głównie z tej przyczyny postanowiłam spróbować serum Royal Bee. Jednak kosmetyk w moim przypadku jest nietrafiony… Głównie to za sprawa tego, że mnie zapycha. A to być może dlatego, bo ma w sobie migoczące drobinki, które mają zapewnić skórze blask. No i tak rzeczywiście jest, ale to głównie za sprawą pigmentu? Mam po tym serum wysyp na twarzy i choć dawałam mu wielokrotnie szanse, to za każdym razem kończy się to tak samo. Plusy to na pewno przyjemność aplikacji. Serum nie jest klejące, od razu się wchłania i wygładza skórę. Ale działania przecizmarszkowego nie zauważyłam… może to jest dobry produkt, ale nie dla mnie.