Rodzaj cery: sucha i wrażliwa
Wersja kremu: wariant z pigmentem
Po nie najlepszych doświadczeniach z balsamem ochronnym do ciała obawiałam się kolejnego nieudanego zakupu w postaci filtra do twarzy tej samej marki. Otrzymanie go w prezencie bardzo mnie więc ucieszyło i chętnie przystąpiłam do testów, by wyrobić sobie zdanie o tym kontrowersyjnym kosmetyku na własnej skórze. W pierwszej chwili z racji jasnej karnacji zaniepokoiła mnie ciemnobeżowa barwa kremu, jednak na twarzy krem stał się bardziej transparentny i wtopił w skórę, przy okazji ujednolicając nieco koloryt i pozostawiając naturalne wykończenie. Niestety przy ostrzejszym świetle mocno widać było żółty pigment, co tworzyło u mnie efekt złego odcienia podkładu.
Jeśli aplikowałam od razu całą porcję lub gdy nakładałam go na jakikolwiek inny kosmetyk, krem zawsze się rolował. Gdy próbowałam go nałożyć w ramach reaplikacji po kilku godzinach na inny SPF – robił falstart, grudkując się już na samym początku i nie dając nawet minimalnych szans na rozprowadzenie. Gdy zastosowałam nakładanie niewielkimi partiami, do nałożenia mniej więcej do połowy (maks. 2/3) wymaganej porcji wszystko prezentowało się w porządku, jednak później krem i tak zaczynał się rolować. Próbowałam tego uniknąć, skracając czas aplikacji do minimum, jednak krem pozostawiał wtedy nieestetyczne smugi.
Gdy raz wydawało mi się, że w końcu udało mi się go okiełznać, po dłuższej chwili zauważyłam w lustrze, że i tak sam z siebie zaczyna się rolować... I tu niestety dostrzegłam bardzo niepokojącą rzecz: krem, a w związku z tym i ochrona, przy rolowaniu kompletnie znikały z twarzy. Krem wręcz "odpadał" od skóry, a w tym miejscach pojawiały się plamy z niechronioną skórą, co u mnie było wybitnie widoczne dzięki różnicy między żółto-brązowym pigmentem a jasną karnacją o chłodnych podtonach. Co gorsza, skóra zaczęła się robić jeszcze bardziej sucha, a to w ogóle mnie zniechęciło w kontekście deklarowanego działania nawilżającego. Nie mam pewności, czy to krem wysuszał, czy po prostu okazał się za słaby po wymuszeniu na mnie rezygnacji ze standardowych kosmetyków nawilżających (producent deklaruje jednak wielozadaniowość, więc nie powinno być to problemem).
Z tego, co czytałam, ten krem ma opinię takiego, na który trzeba "znaleźć sposób", jednak próbowałam wszystkich kombinacji, wszystkich sposobów nakładania, różnych odstępów czasu i ani razu nie byłam zadowolona. Nie pomogła też żadna z internetowych rad – efekt był równie zły, a poradę, by odczekiwać między kolejnymi porcjami filtra aż kilkanaście minut (i to po wcześniejszym półgodzinnym odczekaniu po pielęgnacji) chyba lepiej pominąć milczeniem, bo nie jest to rozwiązanie pozwalające na normalne funkcjonowanie na co dzień (szczególnie gdy ktoś potrzebuje tej ochrony jak najszybciej). Co do zapewnień, że wystarczy się nauczyć z tym kremem pracować... w porządku, ale jednak istnieją filtry, które nie są tak problematyczne, nie wymagają podporządkowania całej pielęgnacji, a ich stosowanie jest czystą przyjemnością, a nie udręką, jak było w przypadku tego kremu. I jeszcze jedno: producent do poprawnej aplikacji i wchłonięcia się filtra zaleca m.in. wykonywanie peelingu – a co, jeśli ktoś nie może go wykonywać (ze względu na mocniejsze składniki aktywne typu retinoidy albo uwrażliwienie czy podrażnienie)? Taki zapis w kremie także dla skór wrażliwych, podrażnionych czy po zabiegach jest według mnie trochę niefortunny.
Jako posiadaczka skóry suchej i wrażliwej cenię kosmetyki Eeny Meeny (stawianie tu 1 gwiazdki za "odpadającą" ochronę nie sprawia mi przyjemności), jednak produkty przeciwsłoneczne – zarówno krem do twarzy, jak i balsam ochronny do ciała – zdecydowanie się u mnie nie sprawdziły. Mimo to myślę, że warto przetestować ten filtr na sobie, bo każda skóra jest inna. Zdecydowanie polecam jednak najpierw zaopatrzyć się w próbki, żeby nie wydawać niemałych pieniędzy na produkt, którego w przypadku porażki nie da się nawet zużyć.
Zalety:
- polska marka kosmetyczna
- poręczne opakowanie z prawidłowo działającym dozownikiem
- bardzo dobry skład
- kosmetyk wegański
- na mojej suchej skórze naturalne wykończenie między matem a lekką satyną
- brak uczucia tłustości lub ciężkości na twarzy
- możliwość stosowania nawet na bardzo wrażliwej i podrażnionej skórze
- dzięki pigmentowi ani przez moment żadnego efektu bielenia
- subtelne ujednolicenie kolorytu skóry
- przydatne informacje na stronie dotyczące wielkości dozy (ok. 1,35 g) i przewidywanego czasu stosowania (35-38 pompek)
- długa data ważności (brak PAO, producent deklaruje możliwość stosowania aż do końca ogólnej daty ważności)
- dostępność próbek
- specyficzny zapach, raczej z kategorii głębokich (szczęśliwie szybko się ulatnia, więc nie powinien być problemem, nawet jeśli nie przypadnie do gustu)
- PPD 22 (czyli standardowo przy wysokich SPF – nie najgorzej, ale daleko za rekordzistami)
Wady:
- w moim przypadku prawidłowa aplikacja możliwa tylko do połowy lub maks. 2/3 ilości niezbędnej do zapewnienia deklarowanej ochrony
- permanentny i bardzo uciążliwy problem z rolowaniem i ścieraniem
- rolujący się krem w ciemniejącym kolorze tworzy wrażenie nieczystej twarzy
- w ostrzejszym świetle sztuczny żółto-brązowy pigment odznaczający się na jasnej karnacji
- brak wchłaniania (krem raczej osiada na skórze, przez co zwiększa się jego skłonność do rolowania i wręcz "odpadania" od twarzy)
- brak możliwości nakładania pod spód innej pielęgnacji
- fatalna współpraca z jakimikolwiek innymi kosmetykami
- brak efektu nawilżającego (wręcz wrażenie wysuszania skóry)
- wbrew zapewnieniom producenta kosmetyk zupełnie nie sprawdził się jako wielozadaniowy
- w moim odczuciu niefortunny zapis zachęcający do peelingu
- niewspółmierna do komfortu stosowania bardzo wysoka cena 99 zł / 50 ml (nawet przy egzemplarzach z krótką datą ważności kwoty rzędu kilkudziesięciu złotych)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie