Inglot PLNY Lala, God Blush You Cream Blush Róż w kremie

Ogólnie sam produkt nie jest źle. Przede wszystkim to jest to bazowanie na dość dobrze znanej marce PLNY LALA. Ostatnio sporo było tam kontrowersji (też względem ubrań), natomiast jeżeli chodzi o ten róż to uważam, że jest on całkiem fajny. Kolor taki dość chłody i może lekko budować sobie intensywność koloru. Inglot raczej basicowa marka, więc wiadomo jakiej jakości mniej więcej można się spodziewać. Niestety, ale lepiej u mnie sprawdzają się inne produktu tego typu lub podobne czyli mokre róże np w kroplach, ale jeżeli ktoś lubi takie wykończenie to fajnie. Najlepiej jednak przetestować.

Ciekawy produkt. Po marce Inglot& PLNY LALA spodziewalam się naprawdę dobrego jakościowo produktu. Jak wyszło? Opakowanie jest urocze, w środku mamy lusterko i kompletnie nieprzydatny aplikator, który wylądował w śmietniku. Konsystencja jest kremowa, produkt można nakłądać palcami, pędzlem lub gąbeczką. Kolor dla mnie -jasnej blondynki, typowo słowiańska uroda - idealny. Wygląda bardzo naturalnie. Sama aplikacja jest bardzo wygodna i latwa, nie robi smug, nie "ściąga" podkładu (to w końcu kremik), efekt można łatwo stopniować. Chodziło mi o efekt glass skin/wet skin i faktycznie można go osiągnąć tym produktem. Na pewno jest lżejszy niż kosmetyki w pudrze. Cena dość wysoka - około 70 zł. Wydajność średnia, starczył mi na niecały rok, a nie stosowałam go codziennie. I niby wszystko fajnie i na plus ale nie wrócę do niego. Dlaczego? Bo jest nietrwały. Znika po dosłownie paru godzinach :( To go u mnie dyskredytuje.

Pierwsze wrażenia kiedy wzięłam produkt do ręki - toporne opakowanie, które zupełnie do mnie nie przemawia. kupiłam produkt wyłącznie zaciekawiona tym jak sprawdzi się duet Inglota z marką PLNY Lala. Róż ma kremową konsystencję zatem dlaczego producent dołączył na siłę welurowy aplikator puszek? Nie mam pojęcia, ale jest on całkowicie zbędny. Aplikując w ten sposób róż możemy sobie zrobić nim krzywdę. najlepiej nakładać go gąbką do makijażu . Róż bardzo przyjemnie pachnie. Można nim stopniować krycie, gdyż wygląda na skórze dość subtelnie. Jeśli lubicie taki delikatny makijaż z naturalnym efektem to polecam sięgnąć właśnie po ten róż. To, że produkt jest słabiej napigmentowany wcale nie uchodzi za wadę, można dzięki temu nakładać go precyzyjniej i dostosować jego moc. Przyznam, że nie lubię zbyt mocno napigmentowanych różów czy bronzerów, gdyż wtedy istnieje wysokie ryzyko, że nałożymy go zbyt dużo i wtedy klops. A ten można nakładać niemal w ciemno bez lusterka. Wygląda naturalnie na skórze. jestem zadowolona z efektu. Jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z makijażem i chcielibyście poeksperymentować z konsystencja produktów ten jak najbardziej się do takich testów nadaje.

Byłam mega ciekawa kolaboracji PLNY LALA i INGLOT. Róż w opakowaniu wydaje jest bardzo ciemny, ale po użyciu wcale taki jest- idealnie dopasował się do mojej jasnej karnacji. Po otwarciu opakowania i użyciu czuć ładny, delikatny zapach. Można go nakładać zarówno pędzlem jak i palcami- ja zdecydowanie wolę palcami. Co jest ogromną zaletą tego różu to to, że ma on satynowe wykończenie i wyglada świeżo na twarzy. Jestem z niego bardzo zadowolona i byłoby szkoda, gdyby niedługo zniknął (jest to podobno kolekcja limitowana.