Alkmie Your Nude, Antipollution Cream CC+ Krem CC+

Mam odcień 01 light. Moja skóra jest mieszana, wrażliwa, jesienią i zimą bardziej w kierunku suchej. Butelka wyglada bardzo elegancko, pompka jest sprawna. Konsystencja kremu dość rzadka, spływająca z dłoni. Rozprowadza się bezproblemowo, aplikacja to czysta przyjemność zarówno gąbką jak i palcami. U mnie współgrał z każdym kremem i solo (oprócz spf Eeny meeny, ale na nim wszystko wyglada fatalnie). Krem na skórze wyglada przepięknie, daje efekt glow, ale bez drobin. To taki bardziej silikonowy efekt. Podkład jest mocno rozświetlający, ale przygasa po przypudrowaniu Kolor oksyduje i to o cały ton albo lepiej. Dla mnie to akurat na plus, bo nie jestem typowym bladziochem. Do tego krem cc powoduje oksydację produktów, które nakładamy później, wiec neutralny bronzer może wyglądać pomarańczowo. Największaą wadą produkty jest niestety jego zapach. OKROPNY. Kojarzy mi się z wunderbaumem albo pianką do czyszczenia tapicerki… zapach się trochę ulatnia po jakimś czasie, ale i tak go czuć pod nosem. Zuzylam jakoś pół butelki tego kremu, bo niestety mnie przesuszyl. Mimo tego, ze ma takie rozświetlające nawilżenie. Do tego ta substancja zapachowa mnie lekko podrażniła. W sumie ten obrzydliwy zapach, to główny powód dla którego przestałam używać Alkmie. Szkoda, bo przepięknie wyglada na skórze.

Jestem bardzo zadowolona. Krem trzyma się na buzi, nieźle kryje i wyrównuje koloryt. Idealna kolorystyka jak dla mnie. Tworzy na buzi ładne wykończenie, nie powoduje świecenia (choć akurat moja problematyczna cera - sucha z wypryskami zwykle się nie świeci, raczej prosi o nawilżenie).

Tyle dobrego słyszałam o tej firmie, więc postanowiłam wypróbować ten krem choćby nie wiem co. Było sporo problemów z dostępnością, ale udało mi się go dorwać po kilku miesiącach. Krem bardzo ładnie pachnie. Jest zamknięty w szklanej, estetycznej buteleczce. Krem ma oporną, tępą konsystencję. Ani rzadki, ani gesty. Jest taki, jak gdyby ktoś do fluidu dosypał proszek/piasek. Jest bardzo ciężki i tłusty, nałożony na twarz bardzo lubi zamieniać się w przysłowiową tapetę. Koloryt co prawda wyrównuje rewelacyjnie, ale nie będzie pasował do każdego typu skóry - ma pomarańczowo-żółte tony. Ubrania brudzi koszmarnie i odbija się dosłownie na wszystkim. Bez pudru ani rusz, krem na twarzy świeci się jak miliony monet. Kolejnym minusem jest tylko 13 spf. Taka ochrona nie jest wystarczająca, a na rynku mamy mnóstwo alternatyw w podobnej cenie. Krem jest bardzo wydajny, będzie mi go ciężko zużyć bo nie ukrywam, jest nam bardzo nie po drodze i dla mnie jest zdecydowanie zbyt ciężki. Nie polecam.

Krem CC+ od Alkmie , to produkt, który w okresie letnim sprawi, iż makijaż zyska na lekkości, jednocześnie nic nie tracąc w kwestii krycia. Rozprowadza się bez zastrzeżeń, jego staranna aplikacja - ujednolica koloryt skóry. Utrzymuje się na niej ładnie i długo. Formuła została pomyślana tak, by nie zabrakło w niej składników nawilżających i odżywczych, które swoją „misję” kontynuują również po demakijażu. W kremie znajdziemy stworzony do zadań specjalnych - Plankton Glass Flower, bardzo pożądany przez cery tłuste i mieszane, który zwiększa absorpcję sebum. Całość zamknięta jest z szklanej buteleczce z pompką o pojemności 30 ml w trzech odcieniach, moim ulubionym stał się 01 Light dedykowany skórom nieopalonym i bardzo jasnym.

Bardzo lekki i fajny krem. Ze względu na suchą skórę nakładam go jeszcze dodatkowo na krem pielęgnacyjny - krem cc ładnie na nim się aplikuje i trzyma cały dzień. Ładnie wyrównuje kolor cery, nie smuży. Krycie lekkie - jak to w przypadku kosmetyków tego typu, ale można miejscowo je dobudować, ale mi właściwie zależy tylko na wyrównaniu koloru cery i krem się tu sprawdza. Mam wersję Light. Ładny kolor, jasny, z lekko żółtymi tonami, po wydobyciu z opakowania kolor jest OK, ale szybko oksyduje i staje się dla mnie o jakiś 1 ton (powiedzmy) za ciemny, więc zupełne bladziochy mogą mieć problem, ja radzę sobie dodając odpowiednią ilość zbyt jasnego dla mnie podkładu z tonami neutralnymi, wówczas udaje mi się dopasować kolor idealnie. Pięknie pachnie - trochę jak kwiatowe perfumy, ale zapach nie jest intensywny i dość szybko się ulatnia. Satysfakcjonująca trwałość. Bardzo fajny produkt, a przy tym ma jeszcze filtr SPF. Na pewno kupię kolejne opakowanie.

Niestety, moja skóra nie dogadała się z tym kremem, a szkoda. Krem kupiłam równocześnie z bb od Sensum Mare. Byłam ciekawa, który okaże się lepszy. O ile w SM żółty kolor jest dla mnie nie do przejścia (mam różowe podtony) to w przypadku tego kremu cc kolor (też żółty) lepiej się dostosował do skóry i nie wyglądałam na chorą. Krem znajduje się w typowej dla marki butelce airless. Na początku trzeba się trochę nawciskać, żeby krem w końcu postanowił się ukazać. Potem pompka działa bez zarzutu. Konsystencja jest w sam raz jak na krem cc - nie trzeba go wiele, można nałożyć drugą warstwę, jeśli komuś zależy na kryciu. Ale i tak przy pierwszej warstwie krem bardzo ładnie wyrównuje koloryt, przykrywa drobne zaczerwnienienia i naczynka. Jednak po nałożeniu na twarzy, a szczególnie na palcach (nakładałam palcami) pozostaje dziwna warstwa-tak jakbym zdezynfekowała skórę denaturatem lub wylała zmywacz do paznokci. Czuć to tylko w dotyku, na samej twarzy nie odczułam uczucia ściągnięcia czy lepienia. Krem świeci się ale przypudrowany wygląda jak druga skóra. Nie toleruje konkurencji i najlepiej nakładać go solo na twarz lub krem z filtrem. U mnie był to Asoa mineralny w nowej formule i przyznaję, że jest to duet idealny! Makijaż mineralny na tym filtrze po kilku godzinach wyglądał okropnie. W przypadku tego kremu cc przez cały dzień skóra wygląda idealnie. Te kremy są jakby stworzone dla siebie. Co sprawiło, że rozstaliśmy sie po tygodniu używania? Podskórne gule. Niestety ale moja skóra lubi czasami zareagować drastycznie na jakiś składnik. I tak zadziało się w tym przypadku. Pierwsza gula wyskoczyła drugiego dnia od użycia. Nie połączyłam jej bezpośrednio z kremem ale włączyła mi się czerwona lampka. Potem poszło z górki. Już w ciągu dnia czułam, jak "coś tam rośnie pod spodem". Nowe kosmetyki wprowadzam zawsze stopniowo, w odstępie co najmniej 2 tygodni więc nie ma możliwości aby to było cos innego. Wielka szkoda, naprawdę :( Nie mogę znaleźć dla siebie idealnego płynnego kosmetyku wyrównującego koloryt, ten był tak bliski ideałowi. Co do opakowania- etykieta zrobiona jest z papieru niesamowicie chłonącego brud-wystarczy lekkie dotknięcie palcem z pozostałością kremu, a już zostaje naprawdę ciężki do usunięcia ślad.