W dość drogiej sieciowej perfumerii skumulowała mi się kiedyś promocja regenerującego szamponu Joico z jakimś rabatowym kuponem, dzięki czemu cena łącznie obniżyła się z ok. 100 zł do 30 (!). Uznałam, że tyle można zapłacić za sporą butlę (300 ml) dobrego, drogeryjnego szamponu, zakładając, że jest dobry.
Nie bardzo, i przestała mnie dziwić obniżka jego ceny.
Mam włosy dojrzałe 45+, cienkie, słabe, a do tego przetłuszczające się od skóry głowy, choć suche na całej długości oraz puszące się. Ich wielką zaletą jest za to podatność na układanie, która to cecha okazała się równie istotna przy testowaniu szamponu.
Szampon obciążał mi włosy, i musiałam stosować go na zmianę z innymi, choć przyznaję, że likwidował ich puszenie, oraz chyba faktycznie je regenerował, co odczuwałam jako obleczenie ich jakowąś ochronno-klejąco-regenerującą warstewką, przy czym – nie było to dla mnie odczucie przyjemne.
W trakcie stosowania szamponu włosy jak wypadały wcześniej, tak wypadały nadal, więc szczególnej zewnętrznej suplementacji skóry głowy specyfik nie zapewniał, choć podkreślam, że nie musiał – nie było o tym mowy w instrukcji obsługi, natomiast włosy były po nim sztywniejsze w dotyku – jak laminowane. Do tego śliskie na tyle, że miałam problem ze spięciem ich klamerką (nawet ciaśniejszą, w mniejszym rozmiarze), która po kilkunastu minutach zaczynała się z nich zsuwać. Niby powleczone ochronną, "antypuszeniową" warstewką, a pozbawione blasku. I na koniec gwóźdź opinii – były niefajne w dotyku, pozbawione miękkości, nie współpracujące przy układaniu – jak nigdy i jak nie moje.
Aplikacja szamponu też nie porywała, a to kosztowny kosmetyk, od którego dużo wymagałam również w tym zakresie. Butelka nie ma pompki, a "dziurkę i klapkę", choć dzięki treściwej konsystencji szamponu nic się nie marnowało, i w miarę precyzyjnie można go było dawkować. Dobrze się pienił i dobrze spłukiwał, choć był średnio wydajny, i trochę go na podstawioną dłoń trzeba było wylać, żeby działał.
Na koniec zostawiłam kwestię zapachu – bardzo dla mnie istotną. Skądinąd przyjemny, natomiast absolutnie nie perfumeryjny – mnie rozczarował. To po prostu aromat egzotycznych owoców, chyba z przewagą ananasa, o syntetycznym brzmieniu, a ja od tak drogich kosmetyków oczekuję jednak większych "fikołków" w zakresie aplikacji i sensualności doznań przy stosowaniu.
Być może do genetycznie prostych, grubych włosów (choć nieco sponiewieranych) szampon jest odpowiedni, ale do naprawdę problematycznych, i naprawdę wymagających wzmocnienia oraz regeneracji, takich jak moje – niekoniecznie, a tak czy inaczej nie jest wart wysokiej ceny.
Zalety:
- efekt – prawdopodobnie lepszy na włosach prostych i genetycznie mocnych, niż na cienkich, ze skłonnością do przetłuszczania się od skóry głowy;
- zapobiega puszeniu się włosów;
- nie plącze włosów;
- dobrze się rozprowadza, pieni i zmywa z włosów;
- konsystencja – dobra – szampon się nie rozchlapuje i nie marnuje, choć nie jest zbyt wydajny;
- opakowanie – ładna, złocista, prosta butelka (spora - 300 ml)
Wady:
- efekt na włosach delikatnych, cienkich, przetłuszczających się od skóry głowy – nieładny – włosy się nie puszą, ale są za sztywne, trudne do ułożenia (nawet klasyczna klamerka się z nich zsuwa), jak czymś obleczone, natomiast nie lśniące, szczególnego wzmocnienia rekompensującego te minusy nie odnotowałam;
- nie nadaje się do częstego stosowania;
- wydajność – za słaba;
- zapach – dość ładny – syntetyczny ananas – ale jak na drogi szampon zbyt banalny; oczekuję poziomu przynajmniej perfumeryjnie wonnych "Furtererów";
- cena – niezasadnie wysoka – 70-120 zł w zależności od sklepu za 300 ml
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie