Moje włosy to dla mnie prawdziwe wyzwanie. Wysokoporowate, przetłuszczające u nasady i suche na długości, kręcone, z łamliwymi końcówkami i tendencją do plątania się oraz matowienia po szamponach dermatologicznych, którymi leczę problemy skóry głowy, takie jak ŁZS czy AZS wraz z okresowym łupieżem. W mojej łazience zalegają maski i odżywki, mycie głowy zabiera mi sporo czasu, testuję też często nowe produkty, przede wszystkim szampony - staram się postępować według zasad włosingu i przeplatam używanie jednego produktu innym, by nie przeciążać włosów, ale i nie stosować ciągle tych "rypaczy" zawierających silne substancje powierzchniowo czynne, a w dodatku szukam czegoś, co spełni wszystkie moje surowe kryteria.
Markę Biovax znam bardzo dobrze od wielu lat. Dość często stosowałam odżywki i maski tej marki, więc do szamponu, który otrzymałam do testowania od serwisu Wizaż.pl, za co serdecznie dziękuję, podeszłam nawet optymistycznie i z prawdziwą ciekawością, szczególnie że napis na opakowaniu twierdzi, że jest to produkt z limitowanej kolekcji. Byłam ciekawa też zachwalanego przez wszystkich zapachu wiśni i migdałów, które bardzo lubię (chociaż bałam się nieco, czy aby substancje zapachowe nie podrażnią mojego nieszczęsnego skalpu).
Produkt zapakowany jest w kartonik utrzymany w czerwonej, żywej kolorystyce, przykuwającej wzrok od pierwszego spojrzenia. Ale tak właściwie czerwona jest tylko góra część - dół zajmuje ciekawy wzór, przypominający nieco prace współczesnych artystów zajmujących się sztuką digitalową, nasuwa również skojarzenia dalekowschodnie (na tyle opakowania napisane jest, że ma on podobno symbolizować szczęście, ale co to ma wspólnego z szamponem do włosów?). Grafika znajduje się również u dołu boków opakowania. Pośrodku całości znajduje się biały prostokąt, na którym wypisano nazwę produktu oraz podstawowe informacje, takie jak rodzaj produktu, przeznaczenie oraz dwa flagowe składniki. Białe logo marki znajduje się u góry, razem z informacją, że produkt nie zawiera parabenów i SLS (co też nie jest takie wyjątkowe - w drogeriach można z łatwością znaleźć szampony bazujące na delikatnych środkach myjących). Na bokach kartonika również mamy napisy: z jednej strony to powtórzenie informacji o braku mocnych substancji powierzchniowych, a z drugiej o tym, że 89% składników produktu jest pochodzenia naturalnego. Tył opakowania to kolejne informacje wydrukowane białą czcionką na czerwonym tle - mamy tam opis produktu, efekty, jakich powinniśmy się spodziewać, wyliczenie składników aktywnych, sposób użycia oraz skład produktu. Całość prezentuje się ciekawie i dość atrakcyjnie ze strony wizualnej - zarówno na półce w łazience, jak i drogeryjnej kartonik w takich kolorach i takim designie odcina się od reszty i wpada w oko w pozytywnym tego słowa znaczeniu, nawet komuś, kto tak jak ja, ceni sobie minimalizm i stonowane barwy. Co więcej, od razu widać, że to kolekcja limitowana, wyjątkowa.
Sama butelka jest za to dość przeciętna - to typowe, nieco spłaszczone opakowanie o jajkowatym, opływowym kształcie. Z przodu i z tyłu ma naklejone etykiety w czerwonym kolorze, odpowiadające designem opakowaniu. Przednia posiada charakterystyczny dla serii wzór oraz podstawowe informacje o kosmetyku wpisane białą czcionką, a na tylnej znajdziemy kolejny raz wypunktowane efekty, sposób użycia oraz skład produktu. Butelka zamyka się na "klik"; wewnątrz znajduje się niewielki otwór, co sprawia, że dozowanie szamponu nie sprawia żadnych problemów.
Kosmetyk ma kolor biały, lekko perłowy, oraz dość luźną konsystencję. Po otworzeniu opakowania i wydobyciu pierwszej porcji szampon ma wyjątkowo mocny zapach - przypomina mi zapach wiśniowej gumy do żucia, którą jadłam, kiedy byłam dzieckiem; z pewnością nie jest to zapach w jakikolwiek przypominający "naturalny" zapach wiśni - jest syntetyczny. Co więcej, zapach wywietrzał chwilę po aplikacji szamponu na włosy, nie było go już czuć po wysuszeniu włosów. Moim więc zdaniem więc produkt nie spełnia obietnicy producenta, który na odwrocie opakowania twierdził, że zapach produktu będzie "zmysłowy" i długo utrzymywał się na włosach - cóż, moim zdaniem nie jest zmysłowy, a tym bardziej długo utrzymujący się na włosach. Szampon szybko zaczyna się pienić; piany robi się sporo, jak przy tych tanich produktach, jakie można dostać w drogerii. Sprawia to wrażenie, że włosy są wyczyszczone, owszem, ale poza tym jest to zupełnie obojętny mi efekt.
Skład produktu jest w mojej opinii przeciętny. Faktycznie, nie zawiera SLS oraz SLES, jednak na drugim miejscu w składzie znajduje się Sodium C14-16 Olefin Sulfonate, który należy do grupy silnych detergentów (tej samej, co SLS) i bez innych substancji pomocniczych (które tu występują) może być silnie drażniący, jednak i tak jest na delikatniejszy od SLS. Substancji powierzchniowo aktywnych jest tutaj aż cztery na samym początku składu, w tym trzy są łagodniejsze. Podrażniający może być również Sodium Chloride (sól). Substancje naturalne, którymi produkt jest reklamowany, występują w środku składu - kolejno na dziewątym i dziesiątym miejscu. Inne dobroczynne substancje jak Lysine czy Tocopherol (witamina E) znajdują się na jedenastym i dwudziestym miejscu w składzie. Stosunkowo wysoko w składzie znajduje się substancja zapachowa.
Efekty, jakie uzyskałam po myciu, trochę mnie rozczarowały. Przy myciu tradycyjnym (najpierw szampon, dopiero potem odżywka), produkt znacznie przeciążył moje włosy, nawet na długości, gdzie są suche - były bardziej natłuszczone, niż nawilżone czy zregenerowane. Nie błyszczały się, nie wyglądały zdrowo, nie były uniesione - bliżej im było do "przyklapu". Co więcej, skalp zaczął się tłuścić znacznie szybciej i kolejne mycie musiało być szybciej. Kolejny raz zastosowałam go do mycia OMO - tu sprawdził się bardziej, być może dlatego że użyłam go zdecydowanie mniej i efekt był bardziej zadowalający, a skalp nie przetłuszczał się tak szybko. Nie zauważyłam żadnych efektów, jakich daje proteinowanie włosów, co zostało opisane na opakowaniu, ale raczej tutaj nie oczekiwałam niczego spektakularnego - moim zdaniem szampon, nakładany najwyżej na kilka minut, nie naproteinuje włosów tak, jak może zrobić to maska. Szampon, mimo tego, że ma w składzie dwie substancje powierzchniowo czynne, w tym jedną dość drażniącą, nie podrażnił w znaczących sposób mojej delikatnej, przesuszonej skóry (chociaż wzmożone przetłuszczanie mogło być skutkiem lekkiego podrażnienia).
Dla mnie szampon jest dość przeciętnym produktem w eleganckim opakowaniu i z zapachem, który wywołuje u mnie wspomnienia z dzieciństwa. Nie lubię efektu przeciążonych włosów, dlatego myślę, że zużyję go jedynie do OMO, gdzie jednak duża ilość szamponu nie jest konieczna (sporo łoju i innych zanieczyszczeń zmywa już pierwsze O, czyli odżywka); z drugiej strony też w najmniejszym stopniu nie nawilża i odżywia ich, nawet w porównaniu z innymi szamponami o podobnych właściwościach. Jest jakąś sympatyczną ciekawostką, ale w mojej ocenie nie jest wart dłuższej znajomości.
Zalety:
- interesujący i przykuwający oko design
- rzeczywiście produkt nie zawiera SLS
- zapach na początku mycia jest przyjemny
Wady:
- nie spełnia obietnic producenta dotyczących zapachu (chociaż może i dobrze)
- przeciąża i natłuszcza włosy, zamiast je nawilżać
- nie spełniły się pozostałe obietnice producenta do efektu na moich włosach
- zawiera sporo substancji powierzchniowo czynnych - mimo wszystko nie jest to delikatny szampon i może mimo wszystko powodować podrażnienia skóry
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
Otrzymałam w ramach testowania na Wizaz.pl