Orjena Natural Moisture Mask Sheet Snail Maska w płachcie z śluzem ślimaka regenerująca

Maseczki kupiłam w liczbie 5 żeby przez jakieś 2 tygodnie ją przetestować. Z maseczkami tej marki mam różnie, czasami sprawdza się lepiej czasami gorzej ,ale nigdy nie dają efektów 100 % z opisu producenta. I z tą jest też tak samo. Maseczka nawilża cerę ,ale nie na tyle co te z innych firm z śluzem ślimaka- a dla mnie to niestety ważne ponieważ mam dojrzałą cerę typ suchy. Cera po użyciu maseczki jest lekko napięta i ciut gładsza, ale to efekt tylko na dzień użycia. Zmarszczek nie wygładza, nie czuje odżywienia ani regeneracji. Płachta trochę źle przycieta w okolicach oczu ,ale trzyma się dobrze ,nie zsuwa się podczas wykonywania jakiś czynności. Ilość esencji jest ok, maseczka nadal jest wilgotna po 15minutach na policzakach ,czole i brodzie. Zapach lekki ,nie odstraszający. Mnie po tej wersji maseczki nie uczuliło ani nie wysypało - ale czytałam opinie że problem wysypu krostek się pojawia. Co do dostępność - ja swoje zakupiłam w markecie. Czy jeszcze je zakupię? Raczej tej wersji nie. Jest za mało nawilżająca czy wygładzająca.

Maska w płachcie Snail marki Orjena to bardzo dobry produkt zapewniający wsparcie codziennej pielęgnacji. Maska Snail ma działanie regenerujące i nawilżające, dlatego dobrze sprawdza się na mojej suchej skórze. Tkanina maski jest miękka i dobrze nasączona esencją. Jednak dla mnie maska nie jest idealnie dopasowana, ale oczywiście to jest moje indywidualne odczucie. Skóra po aplikacji maski jest miękka i wygładzona. Cena maski jest przystępna, co pozwala na częstsze jej stosowanie, dzięki czemu efekty regenerującego działania są szybciej widoczne.

Zakupiłam na fali mocnej promki cenowej i szczerze mówiąc nie spodziewałam się cudów. Po otwarciu pierwsze co to uderzył mnie dość intensywny ale niezwykle przyjemny zapach, płachta bardzo dobrze nasączona substancją czynną, idealnie ułożyła się i mocno siedziała na twarzy, troszkę się bałam czy kolejnego dnia nie zostanę wysypana bo ktoś o tym tu pisał ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, obudziłam się za to z bardzo miękką i dobrze nawilżoną twarzą, dodam że po maseczce nie aplikowałam już żadnych kremów, także jak dla mnie w pełni spełniła swoje zadanie

Zestaw maseczek w opakowaniu prezentowym nabyłam w markecie jako prezent dla samej siebie z okazji urodzin za kwotę 24,99 złotych, co uważam za korzystną relację ilości 7 sztuk do ceny. Na początek postanowiłam wybrać dla mojej zmęczonej chorobą i przesuszeniem przez ciągłe wycieranie nosa chusteczkami higienicznymi cery mieszanej z zazwyczaj przetłuszczającą się strefą T i bardzo suchymi okolicami pod oczami i policzkami maseczkę Snail. Szata graficzna w odcieniach brązu z grafiką muszli ślimaka i rysunkiem maski z nacięciami na krawędziach, ponacinana w górnej części dla łatwiejszego otworzenia; ma uzdrawiać skórę, nawilżać i wygładzać ją. Płachta wykonana jest ze zwięzłego, trwałego materiału z dobrze wyciętymi otworami na oczy i o odpowiedniej wielkości, bo zakrywa całą powierzchnię twarzy bez pustych obszarów między brzegami maski a linią włosów, jednak czuję się oszukana, bo płachta nie ma nacięć dla lepszego dopasowania do kształtu twarzy i tworzą się na niej nieładne marszczenia, które zapobiegają idealnemu przyleganiu na policzkach. Ilość esencji bardzo duża, bo płyn aż ociekał z materiału i została jego duża ilość w saszetce. Zapach zachwycający, zawsze miałam obawy przed kosmetykami z jakimkolwiek procentem śluzu ślimaka, a tutaj jestem bardzo zaskoczona, bo zapach kojarzy mi się z drogimi perfumami, które otulają skórę ale jednocześnie dają mi vibe standardowych maseczek w płachcie, bo wyczuwam naturalny zapach takiego materiału, papieru. Płachta ogólnie dobrze przylegała (oprócz tych kilku marszczeń), nie migrowała po twarzy i nie odklejała się. Po 15 minutach zalecanych przez producenta ściągnęłam nadal wilgotny materiał, a skóra twarzy wyglądała na ukojoną, napompowaną, napełnioną nawilżeniem, była wygładzona, lwia zmarszczka i pozioma linia na czole znikły; nie miałam czego wmasować w skórę, bo była ledwo wilgotna. Po nałożeniu serum i kremu nawilżającego cera wyglądała dobrze. Niespodzianka spotkała mnie o poranku. Dzień po zastosowaniu maseczki w strefie T pojawiło się dużo krostek z białymi brzegami i zaskórników, skóra pod nosem była sucha i odchodziła płatkami. 2cm pod wewnętrznymi kącikami oczu pojawiły się otwarte zaskórniki - te ciemne kropki były bolesne w czasie dotyku podczas porannego oczyszczania. Cała linia żuchwy od ucha do ucha pokryta była bolesnymi krostkami, które mimo upływu kilku godzin nadal pozostawały czerwone. Nos wyglądał strasznie: rozszerzone pory pokrywały całą jego powierzchnię z kilkunastoma wyjątkami w postaci białych i czarnych punkcików, które mimo stosowania peelingu i kosmetyków z kwasem salicylowym pozostały ze mną na ponad tydzień. Ogólny stan skóry można opisać jako pogorszenie poprzez wystąpienie placów rozszerzonych porów z dodatkiem masy zaskórników otwartych i zamkniętych, które były bardzo bolesne. Powrót widoczności zmarszczek nie był zaskakujący, ale w połączeniu ze wszystkimi niedoskonałościami cera wyglądała koszmarnie, jakbym nie oczyszczała wcale twarzy przez kilka dni, więc było to bardzo przykre.

Produkt dobrze nawilża. Po aplikacji towarzyszy uczucie ukojenia dzięki temu, że maseczka chłodzi. Nie miałam po niej zaczerwienień, więc nie jest to tylko wrażenie, ale rzeczywiście działa łagodząco. Skóra była miękka i wygładzona, jak również bardziej napięta (w pozytywnym sensie). Ogólnie maseczka jest w porządku. Może nie zachwyciła mnie jakoś szczególnie, ale też nie rozczarowała. Myślę, że warto się na nią skusić na promocji.

maski w płachcie używam podczas stosowania urządzenia do mezoterapii bezigłowej, aby jeszcze bardziej dogłębnie wprowadzić aktywne składniki maseczki w głąb skóry. Do tego zabiegu polecam urządzenie B-Glossy Pro z firmy Beautifly. Tą maseczkę zakupiłam w cenie bardzo przystępnej w Biedronce. Tkanina, która znalazłam wewnątrz maseczki była mocno nasączona płynem, zatem świetnie przylegała do mojej twarzy, nie uległa zniszczeniu, gdy jeździłam po niej tym urządzeniem. Nie odczuwałam zapachu, albo był tak znikomy, że nie zauważyłam go. Moja skóra po zastosowaniu tej maseczki jest świetnie nawilżona, jeszcze długo po ściągnięciu jej odczuwałam ten stan. Ponadto jest lekko napięta, zmarszczki uległy spłyceniu. Jak najbardziej polecam maseczki z tej koreańskiej firmy, gdyż jest to już któraś z kolei maseczka, którą testuję. I tym razem się nie zawiodłam:)

Skusiła mnie cena 3,99 zł – Netto. Tam często jest ta firma na promocjach. Saszetka łatwa w otwarciu. Ładny zapach, mi przypomina zielone jabłuszko. Dobrze nasączona, w środku zostało jeszcze trochę serum. Tkanina nie zsuwa się z twarzy, jest z tych troszkę grubszych przez co nie przylega aż tak idealnie do twarzy. Efekt ? liczyłam na coś lepszego. Raczej nie robi nic

Maseczka jest w miarę dobrze nasączona i odpowiednio przylega do twarzy, natomiast jest dziwnie wycięta co było trochę niekomfortowe w jej używaniu. Po zastosowaniu maski skóra była nawilżona i wygładzona, choć myślałam, że nawilżenie będzie większe. Zapach ma przyjemny i delikatny.

Czuję się bardzo zawiedziona tą maseczką. Brak tu jakiegokolwiek działania. Liczyłam na nawilżenie, bo moja skóra w tym momencie bardzo tego potrzebuje. Tutaj po zdjęciu jej z twarzy czuję jakby nic się nie wydarzyło. Jedynie pozostaje lepki film, który po jakimś czasie też znika. Czyli na twarzy nie ma kompletnie nic. Maseczka jest średnio nasączona. Nie za mocno, nie za słabo. Czasami niektóre maseczki przez to jak są mocno nasączone można przetrzymać trochę dłużej na twarzy. Z tą jest to raczej niemożliwe. Kształt tej maseczki też jest dość dziwny. Wycięcia na oczy są dość małe. Za to nos jest tak długi, że mogłabym mieć nos jak wiedźma z bajki a i tak maseczka by go zakryła.