Jestem ogromną fanką wszelkiej maści maseczek do twarzy, w szczególności tych w płachcie. Koreańska marka Petitfee słynie z ich nieco mniej popularnej i droższej odmiany - masek hydrożelowych. Kto choć raz takiej użył, ten rozumie, dlaczego są droższe ;)
Opakowanie maski to duża saszeta w formie kwadratu. Na grafitowym tle umieszczone zostały złote i białe informacje na temat produktu. Saszetę dość łatwo otworzyć dzięki nacięciom po bokach jej górnej części.
Ze środka niemal wypływa jakby kolejne, plastikowe opakowanie. Po wyjęciu okazuje się jednak, że maska - jak na hydrożel przystało - została podzielona na dwie części: na górę i dół twarzy. Każda z tych części opatrzona została plastikową folią z obu stron, złożona na pół i dodatkowo jeszcze zabezpieczona kolejnym plastikiem. Nie jest to może rozwiązanie pro-eko, ale na pewno ułatwia proces nakładania na twarz tak śliskiego i delikatnego materiału, jakim jest hydrożel.
Esencja jest dość płynna, bezbarwna, dużo jej w opakowaniu.
Kolor maski: grafitowy.
Zapach: przyjemny, kosmetyczny, średnio intensywny.
Skład esencji nie zawiera zbyt wielu substancji aktywnych. W zasadzie zawiera jedną i jest nią nawilżający beta-glukan, który wiąże cząsteczki wody w naskórku działając ochronnie i nawadniająco. A oprócz niego:
* standardową glicerynę;
* olej z awokado - antyoksydant o działaniu przeciwzapalnym, łagodzącym i nawilżającym;
* wodę z torfu - działa oczyszczająco, poprawia metabolizm skóry i cyrkulację krwi, co poprawia wygląd cery;
* ekstrakty roślinne (z pstrolistki, tarczycy bajkalskiej, zielonej herbaty i czarnobylu) - działają przeciwzapalnie, kojąco, przeciwobrzękowo i regenerująco;
* ekstrakt z owoców yuzu - rozjaśnia, rozświetla, nawilża i ujędrnia;
* ekstrakty z wodorostów - łagodzą, koją, tonizują i hamują procesy starzenia się skóry;
* puder z pereł (nie jest napisane, że czarnych) - antyoksydant o silnym działaniu regenerującym i chroniącym przed negatywnym wpływem czynników zewnętrznych;
* złoto - wygładza, rewitalizuje i rozświetla.
Oprócz tych dobroczynnych substancji znajduje się także całkiem spora lista tych bardziej kontrowersyjnych, jak: PEG, fenoksyetanol, disodium EDTA czy barwniki. Dla wrażliwych - jest parfum.
Maskę na twarz nakłada się bardzo łatwo w porównaniu do innych produktów tego typu, z którymi miałam wcześniej do czynienia. Jest naprawdę solidnie wykonana, nie rozrywa się, nie odkształca i świetnie przylega do twarzy. Nie odkleja się i nie zsuwa z twarzy przez cały czas stosowania.
Producent zaleca, aby zaaplikować ją na skórę na ok. 15-20 minut. Rossmann, w którym kupiłam maskę piszeo 30-40 minutach... Ja trzymałam 30 minut i uważam, że był to czas optymalny. Skóra wpiła esencję, ale maska nie zaczęła jeszcze wysychać.
Nosiło mi się ją bardzo wygodnie. Mogę powiedzieć, że zapomniałam, że coś mam na twarzy. Bez problemu mogłam wykonywać inne czynności.
Nie odczuwałam żadnego pieczenia, mrowienia czy rozgrzania skóry, a jedynie lekkie uczucie chłodu świeżo po nałożeniu.
Skóra po zdjęciu maski była jaśniejsza, a dotykając jej czułam miękkość, gładkość i sprężystość, co dla mnie oznacza, że się porządnie napiła ;)
Co zasługuje na uwagę i wyróżnienie to fakt, że na twarzy nie pozostała absolutnie żadna lepka warstwa, a to się rzadko zdarza w przypadku masek w płachcie! Moja skóra wchłonęła wszystko do zera :D Ucieszył mnie taki stan rzeczy, bo mogłam ze spokojem nałożyć krem na noc bez obaw o ewentualne zapchanie porów.
O poranku stanęłam przed lustrem i pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była jaśniejsza twarz. Wyglądała, jakby została o ton rozjaśniona. Rozjaśnione zostały również wszelkie przebarwienia zarówno te stare, jak i świeże, które dopiero się goją, na czego przyspieszenie miała również wpływ recenzowana maska. Muszę wspomnieć o utrzymującym się nawilżeniu nie tylko przez całą noc do rana, ale i teraz, kiedy piszę tę recenzję. Dzięki niemu skóra jest sprężysta, jędrniejsza, miękka, o gładszej teksturze, promienna i nabrała zdrowszego kolorytu niż jeszcze wczoraj. Co tu dużo mówić?! Same ochy i achy ;)
Chciałoby się powiedzieć, że wszystko to dzięki złotu i perłom, ale występują w esencji w jedynie symbolicznej gramaturze, aby mieć tak znaczący wpływ, więc wszystko to dzięki beta-glukanowi i ekstraktom, które może nie mają chwytliwych marketingowo nazw, ale za to turbo działanie ;)
Myślę, że od czasu do czasu mogę sobie na nią pozwolić, bo do regularnego stosowania raczej jej nie włączę ze względu na substancje kontrowersyjne w składzie. Zachęcam Was do wypróbowania na własnych twarzach, bo efekt "Wow" gwarantowany!
Zalety:
- maska wykonana z hydrożelu zapewnia skoncentrowane działanie składników wnikających bezpośrednio w skórę (ich odparowywanie jest mocno ograniczone przez solidną okluzję)
- porządna regeneracja twarzy (efekt "wow")
- rozjaśnienie i rozświetlenie cery
- rozjaśnienie wszelkich przebarwień
- zagojenie, załagodzenie świeżych niedoskonałości
- optymalny poziom nawilżenia
- miękka, gładka i sprężysta cera
- nie zapycha porów
- nie pozostawia lepkiej warstwy po usunięciu jej z twarzy
- nie podrażnia
- maska wykonana z porządnego, solidnego hydrożelu, który świetnie przylega do twarzy przez cały czas stosowania
- opakowanie
Wady:
- kontrowersyjne składniki w INCI
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie