Wibo Boho Woman, Pudding Lip Gloss Błyszczyk do ust

Jest to super produkt który dba o odpowiednie nawilżenie ust i ich komfort. Niby błyszczyk a tak naprawdę usta nawet po jego zmyciu wyglądają na wypielęgnowane jak po balsamie czy serum. Zawiera w w składzie olej migdałowy, masło shea i witaminę E co sprawia że usta są odżywione, zregenerowane i zdrowe. Wybrałam odcień nr3. Jest w kolorze bladego różu z mikroskopijnymi drobinkami których tak naprawdę na ustach nie widać. Nie jest przeźroczysty tylko taki mleczny więc należy nakładać cieniutką warstwę bo może nieestetycznie wybielać usta. Za to delikatna warstwa nadaje ładny mokry połysk. PLUSY * bardzo podoba i się grafika na opakowaniu .Są to złote liście które mi się kojarzą z łapaczami snów, indiańskimi motywami i stylem boho. Niby nic takiego ale jest to ostatnio jeden z ładniejszych kosmetyków jakie kupiłam. Błyszczyk zamknięty jest w małym grubym opakowaniu z jumbo aplikatorem. Nie przepadam za takimi ale ten jest bardzo mięciutki więc spoko. Kosmetyk pachnie jak guma balonowa no po prostu cudownie. Dzięki temu aplikacja go to sama przyjemność. W konsystencji jest gęsty jak nazwa wskazuje budyniowy ale absolutnie nie klejący.

Całkiem fajny balsam, bo to raczej balsam niż błyszczyk. Ma przyjemną, dość lekką konsystencję. Mam odcień różowy, który ma zapach arbuzowy, ale nie jest on drażniący i bardzo chemiczny, a wręcz przeciwnie. Aplikator duży, wygodny, jednak nabiera ciut za dużo produktu, przez co może się rozlewać w kącikach. Minusem jest biaława poświata. Jestem posiadaczką małej ilości pigmentu na ustach, z natury są blade. A po błyszczyku robią się jeszcze bardziej blade. Natomiast sam produkt przyjemny, do wrzucenia do torebki i nakładania bez lusterka. Dla mnie walory pielęgnacyjne mają największą wartość, więc jestem na tak :) Pojemność jest mikroskopijna (2.4 g). Po miesiącu zużyłam cały produkt, co nigdy mi się nie zdarzyło. Dodam, że nie używałam codziennie.

Lubię sobie raz na czas kupić coś od Wibo . To marka bliska mojemu sercu której jakość w porównaniu do cen jest na naprawdę dobrym poziomie . Boho uznaje za jedną z ciekawszych limitek i z tej oferty zdecydowałam się na biały eyeliner i na ten błyszczyk chociaż dla mnie to bardziej pielęgnacja ust niż produkt do makijażu , no ale skoro producent tak go sklasyfikował to niech będzie . Ja w każdym razie wcale go jak błyszczyk nie traktuje z resztą nie lubię błyszczyków . Po miesięcznym sumiennym stosowaniu jako nocny preparat pielęgnujący do ust muszę przyznać , że jestem naprawdę bardzo zadowolona. Bardzo mi się podoba szata graficzna opakowania . Złote napisy wyglądają naprawdę bardzo elegancko , do tego to pióro które jest motywem przewodnim kolekcji wygląda naprawdę spoko. Plastik z którego wykonane jest opakowanie jest solidnej jakości - nic nie pęka , napisy się nie ścierają . Aplikator w rozmiarze jumbo , puchaty i miękki . Zakupiłam odcień nr 1 czyli banan . W opakowaniu faktycznie odcień wygląda na bananowy na ustach już nie - na nich wybija jakieś białe tony więc nie jest to do końca twarzowe. Faktycznie konsystencja jest taka jak pisze producent czyli budyniowa . Gęsta , świetnie trzymająca się ust i nie oblepiająca . Zapach i smak faktycznie bananowy w stylu kaszki dla dzieci . Nie pozostawia żadnego chemicznego czy drapiącego w gardło posmaku. Jak już wspomniałam wcześniej nie traktuje go jak błyszczyk a jeśli ktoś ma ochotę tak go używać to może lepiej spróbować inne wersje zapachowe bo ta biaława poświata z banana wygląda średnio. Ale faktycznie daje taki lustrzany połysk , dla pełnego pokrycia ust wystarczy jedna warstwa a sam produkt jest trwały - nie rozlewa się poza kontur ust , nie migruje i ust nie skleja . Czuć go co prawda na ustach ale to takie bardziej poczucie ochronnej kołderki niż lepiszcza . Trwałość to wiadomo - do pierwszego posiłku ale to błyszczyk . Chociaż za dnia to ja go użyłam zaledwie kilka razy celem testu a tak to jak już pisałam wcześniej aplikuje go na noc. Muszę przyznać , że formuła z zawartością witaminy E, masła shea oraz oleju migdałowego jaką zastosowano w tym produkcie w przypadku moich ust sprawdza się genialnie . Są doskonale wypielęgnowane : miękkie , gładkie i świetnie nawilżone . Nie wiem czy osoby które mają tendencje do przesuszeń czy suchych skórek mogą traktować ten produkt jako regeneracyjne koło ratunkowe , obawiam się , że może być odrobinę zbyt słaby. Ja nie narzekam na usta , dbam o nie od lat a takie balsamy czy pomadki nawilżające stosuje bo raz , że lubię a dwa , że bardzo często sięgam po matowe pomadki i noszę je całymi godzinami więc jak już w końcu zmywam to chce sobie usta nawilżyć i odżywić a ten maluszek mi to daje, Ja w nim żadnych wad nie widzę . Ma bardzo fajną formułę która pielęgnuje usta, super pachnie no i jest w rozsądnej cenie ( a wczoraj to go nawet w Ross na promce widziałam ) , więc jeśli jesteście zainteresowane to się śpieszcie bo to edycja limitowana.

Określenie pudding jest chyba bardziej trafne niż błyszczyk, bo produkt ma konsystencję nieco budyniową. Mam jego dwie wersje - żółtą (zapach bananowy) i brzoskwiniową (zapach mango). Jest jeszcze różowy pudding o zapachu arbuzowym. Opakowanie jest bardzo estetyczne, typowo letnie, prawdziwie w stylu boho, czym wyróżnia się na tle innych produktów do ust. Nie jest przezroczysty, tylko bardziej mleczny z delikatnym dodatkiem koloru w zależności od wersji. Na pewno nie da się go nałożyć w postaci grubszej warstwy, jak typowe błyszczyki, bo wygląda wtedy jak rozmazana warstwa budyniu. Żeby jakkolwiek dobrze wyglądał na ustach trzeba go nakładać naprawdę cienko, ale i tak ma tendencje do lekkiego rozjaśniania koloru ust. Jest gęsty, ale w ogóle nie zlepia ust. Zawiera bardzo drobne mikro drobinki, które nikną po nałożeniu i w praktyce nie daje zbyt wiele blasku (a już na pewno nie efektu tafli, jak twierdzi producent). Dla mnie to bardziej serum lub balsam odżywczy, bo faktycznie pod tym względem dobrze pielęgnuje skórę ust.