SheHand Kuracja z 7 Ceramidami Nawilżenie + rozjaśnienie, Ochronny lekki krem do rąk z filtrem SPF 20 

Dłonie dostają wycisk wiele raxy w ciągu dnia, często je myje, dźwigam ciężary, zakupy, dlatego dla moich dłoni potrzebuję czegoś wyjątkowego. Krem She Hand mnie zaintrygował, zawiera filtr spf 20, dzięki czemu chroni nasze dłonie przed promieniowaniem UV. W składzie kremu mamy kompleks ceramidów, oligopeptyd, arbutynę, masło shea i witaminę E. Te substancje to prawdziwe nawilżajaco-rozświetlajace combo dla skóry dłoni. Jeśli chodzi o konsystencje, jest ona nieco zbita, gęsta. Polecam aplikować go z wyprzedzeniem, bo potrzebuje chwili na wchłoniecie się w dłonie. Pachnie niezwykle przyjemne, odczuwalny jest zapach bergamotki, jest on nienachalny. Dłonie po nałożeniu kremu są nawilżone, rozjaśnione i zregenerowane. Pozostaje na nich warstewka ochronna, która dla mnie jest plusem tego produktu.

Opis tego kosmetyku może sugerować, że to idealny, wręcz wymarzony towarzysz naszych rąk: lekki, niwelujący dyskomfort, o formule serum, z kompleksem 7 ceramidów, pięknym zapachem i ochroną przeciwsłoneczną. Niestety na górnolotnym opisie się kończy. Rozczarowuje już zabezpieczenie przed promieniowaniem. Przy zakupie byłam świadoma, że przed UVB ochrona jest tu tylko na poziomie SPF 20 (która kwalifikowana jest jako "średnia"), jednak założyłam, że wraz z nią zadbano także o ochronę przed UVA. Tymczasem, jeśli chodzi o UVA, na opakowaniu nie widzę nawet podstawowego oznaczenia w kółeczku, a więc i żadnego potwierdzenia, by wynosiła choćby to minimalne 1/3 z UVB, czyli 6-7. Nie powiedziałabym, że przy wskaźniku niższym niż 6 można mówić o konkretnej ochronie przed UVA. W moim odczuciu to więc bardziej "bajer" mający zachęcić do zakupu. Niestety ten bajer znacznie przekłada się na komfort stosowania. W przeciwieństwie do twarzy tu nie miałam wyliczonej porcji i bardziej eksperymentowałam z nakładaną ilością. Przy nakładaniu minimum porcji powierzchnia ręki wyglądała naturalnie, choć nawet na jasnej karnacji widoczne było rozświetlenie. Natomiast już przy chęci nieco bardziej obfitej aplikacji (by faktycznie deklarowany filtr miał szansę zadziałać) krem pozostawiał bielący osad, który natłuszczał i, o zgrozo, bielił wszystko, czego się dotknęło. Tym samym krem kompletnie skreślił się w moich oczach: natłuszczanie jest irytujące, ale bielenie i brudzenie wszystkiego wokół to już wyższy poziom problematyczności kremu do rąk. Tak więc no nijak nie mogę doszukać się deklarowanego "super szybkiego wchłaniania". Także z opisem zapachu stanowczo przesadzono. Deklaracje o tym, że krem "pięknie pachnie" to bardziej życzenie niż fakt. Świeży olejek z bergamotki pachnie tu jak zwykła cytryna, a zamiast "pobudzenia" doświadczałam co najmniej drażnienia nosa (choć osobom mniej wrażliwym na zapachy nie powinien przysporzyć żadnych problemów). PODSUMOWANIE: W teorii krem jako połączenie ceramidowej pielęgnacji i ochrony przeciwsłonecznej prezentuje się obiecująco. W praktyce wyszło... jak zwykle. Zdecydowanie lepsze efekty i komfort przynosi mi posmarowanie rąk zwykłym filtrem SPF 50 do ciała (a nawet do twarzy). Jedyna mocna zaleta recenzowanego kremu, czyli poręczne opakowanie z bardzo wygodnym zamknięciem, to zdecydowanie za mało, by go polecić.