Peter Thomas Roth Pumpkin Enzyme Mask Enzymatyczna maseczka na bazie dyni

To najlepszy peeling (nazwany przez producenta maską) jaki kiedykolwiek stosowałam. Tutaj wszystko ze sobą gra i jest na plus. Konsystencja - żel z drobinkami o gęstej konsystencji, która w żaden sposób nie spływa. Drobinek jest sporo, ale są one dosyć małe, więc nie robią krzywdy. Zapach - piękny, otulający zapach dyni, idealny na jesienno-zimowe SPA w wannie. Jestem w nim zakochana do tego stopnia, że to już 3 sezon, w którym nie mogę się bez niego obejść. Działanie - cudownie wygładza, nie podrażnia, nie ściąga skóry. To moje odkrycie z kalendarza adwentowego jeszcze z 2022 roku (a kiedy w 2023 znów się pojawił - byłam przeszczęśliwa).

Maseczkę, a właściwie peeling dyniowy marki Peter Thomas Roth otrzymałam w prezencie od przyjaciółki, która bardzo lubi kosmetyki i poleca mi te prawdziwe perełki. I muszę powiedzieć, że się nie myli! Peeling ma dość zwartą, żelową konsystencję z maleńkimi drobinkami. I muszę to napisać na samym początku: zapach jest uzależniający! Bardzo przyjemny, ciepły ale nie przesłodzony. Dzięki temu aplikacja produktu to prawdziwa przyjemność. Sama konsystencja produktu jest idealna, bo nie spływa po twarzy, ale łatwo go rozprowadzić i wykonać nim przyjemny masaż. Drobinki czuć na twarzy, ale są one na tyle delikatne, że nawet na mojej wrażliwej cerze nie wywołały zaczerwienienia ani podrażnienia, a jednocześnie pozwoliły dokładnie wygładzić skórę i zredukować suche skórki, jakie powstawały u mnie przy okazji gojących się niedoskonałości. Peeling stosowany regularnie pomaga się rozprawić z zaskórnikami i redukuje powstawanie niedoskonałości. Myślę, że jest to dobrej jakości produkt, którego działanie widać bardzo szybko, a do tego starcza na długo. Zdecydowanie polecam.

Produkt miałam okazję testować dzięki zakupowi kalendarza adwentowego. Maska ma przyjemną, kleistą konsystencje. Ja ją nakładam pędzelkiem do maseczek i nie miałam problemu z aplikacją. Maskę posiadam w pojemności 14ml i moim zdaniem jest bardzo wydajna, ponieważ używałam ją już ok 3 razy i dalej maski jest dosyć sporo. Produkt ma bardzo przyjemny, korzenny, słodki zapach, na pewno spodoba się on zwolennikom zapachów jesiennych, zimowych

Jestem pod ogromnym wrażeniem produktu! Ma konsystencję gęstego peelingu z drobinkami, pachnie niczym Pumpkin spice latte, dlatego jest stosowanie to niesamowite przeżycie sensoryczne. Jest to peeling-maska z enzymami, a mimo to nie podraznia i nie szczypie skóry. Po zastosowaniu skóra jest gładka jak u bobasa, wygląda świeżo i zdrowo. Jedyny minus to obecność sporej ilości drobin, przez co trzeba bardzo delikatnie nakładać produkt i uważać, żeby nie przesadzić z szorowaniem, myślę, że dla delikatnych i wrażliwych cer, mógłby być zbyt intensywny. Pełnowymiarowe opakowane wydaje się być drogie, ale produkt jest mega wydajny. Podsumowując, taka powinna być wysokopółkowa pielęgnacja: sprawiać przyjemność i dawać efekt wow!

To chyba bardziej peeling niż maseczka, ale jakiej by tu nie stosować terminologii, to ten produkt jest po prostu genialny. Bardzo silny. Wspaniale złuszcza i wygładza. Cena wysoka, ale moja wymagająca skóra jest tego warta :)

Ta maska to geniusz! Nawet nie wiem od czego zacząć, jeśli chodzi o plusy, ponieważ dla mojej skóry ona okazała się strzałem w 10! Moje niedoskonałości po użyciu tej maski zostały wyciszone, uspokojone, wygładziła moją skórę. Działa na bolesne podskórne pryszcze(wiadomo one nie znikną od razu, ale w moim przypadku na następny dzień zmiany te były dużo mniejsze i co najważniejsze nie bolały) pomogła mi też z kaszką na czole. Co najważniejsze ta maska jest naprawdę mocna - wiec nie zakładałabym jej na podrażniona, przesuszona skórę, bo zamiast pomóc może nam zrobić jeszcze większą krzywdę. Ja nakładam cienka warstwę na twarz, delikatnie masuje i zostawiam dosłownie na 5 min. Od razu po założeniu, maska przez chwile piecze i skóra po jej użyciu jest troszkę zaczerwieniona. Zapach jest bardzo intensywny, czuć cynamon i dynie, ale mi on kompletnie nie przeszkadza a wręcz podoba, bo jak dla mnie ta maska pachnie,piernikami świątecznymi (don’t judge me, ja po prostu czuje taki zapach :D ) Aczkolwiek dla osób wrażliwych na takie mocne zapachy, może nie przypaść do gustu. Maska ma aż 150 ml, więc biorąc pod uwagę jak mało się jej nabiera przy użyciu, będzie super wydajna a cena przy takiej pojemności również nie wydaje się już tak wysoka :) W moim przypadku ta maska spełniła wszystkie obietnice producenta, znalazłam swój ideał i na pewno kupię ponowne opakowanie.

Maseczkę wyciągnęłam z kalendarza adwentowego Zalando i jest to moje pierwsze spotkanie z tą marką i jestem nią nawet zainteresowana. Osoby, które mają skórę wrażliwa, naczyniową lub skłonną do podrażnień muszą uważać z tą maseczkę ponieważ jest dość mocna. Po aplikacji czuć lekkie mrowienie na skóry twarzy, ale nie jest to absolutnie nic dokuczliwego. -przyjemny, dyniowy, lekko korzenny zapach -dobra konsystencja -dobrze oczyszcza i złuszcza martwy naskórek -wygładza Dość spory minus - cena.

Maseczka/peeling ,która wspaniale oczyszcza i rozjaśnia skórę. Jest t to taki produkt, który nakładamy na twarz,zmywamy i okazuje się, że są kosmetyki,które naprawdę działają. Za każdym razem po użyciu skóra wyglądała znacznie lepiej a kolejne etapy pielęgnacji były lepiej przyswajane. Do tego wszystkiego niezwykle przyjemny zapach, który dodatkowo umila korzystanie z tego produktu. Bardzo żałuję, że marka Peter Thomas Roth została już wycofana z polskiej Sephory,ponieważ te produkty były naprawdę fajne... Choć nie ukrywam, że cena była jednak troszkę za wysoka.

Kremy, peelingi i maseczki są kwestią indywidualną. Moja cera z tłustej, trądzikowej przeszła w mieszaną, czasami nawet bardzo przesuszoną na policzkach (szczególnie w okresie jesień-zima). Zatem maseczki staram się dobierać nad wyraz ostrożnie. Maseczka ma postać gęstego, półprzezroczystego żelu o jasno-brązowym zabarwieniu z dość sporą ilością ostrych drobinek. Jej zapach określiłabym jako ciepły, słodki, mocno korzenny, ale bardzo przyjemny. Bezpośrednio po nałożeniu czuć delikatne podszczypywanie i ciepło. Maseczka nie zasycha, przez co jest łatwa do zmycia. Po zmyciu twarz jest przyjemnie gładka i miękka, delikatnie nawilżona i rozjaśniona. Przy regularnym stosowaniu koloryt i struktura cery są bardziej wyrównane. Maseczka uspokaja zaczerwienienia, nie podrażnia ani też nie przesusza. Co więcej, nie zapycha, a co za tym idzie, nie pogarsza stanu cery. Opakowanie jest poręczne i wygodne. Łatwo z niego wydobyć resztki produktu. Używam tego produktu od: kilku miesięcy Ilość zużytych opakowań: 1: 150 ml

Ogromnie cieszę się, że przed zakupem pełnowymiarowego opakowania zaopatrzyłam się w 15 ml próbkę, ponieważ w moim przypadku maseczka nie zrobiła dosłownie nic. Nie zaszkodziła w żaden sposób, ale w żaden też nie pomogła. Nie nawilżyła, ale nie wysuszyła; nie oczyściła, ale nie zapchała. Jeżeli ktoś lubi sam fakt aplikowania na siebie kosmetyków - może śmiało kupować, ale ja jednak lubię, kiedy maziadło działa, a to tego nie robi. Co do zapachu - ja pałam wielką nienawiścią do wszystkiego, co cynamonowe, ale aplikowałam bez większych problemów. Zapach nie należy (dla mnie) do najprzyjemniejszych, ale oczekiwałam czegoś o wiele gorszego. Aplikuje się ją tylko na kilka minut, więc absolutnie nie jest to przeszkoda. Wydaje mi się dość wydajna - moja 15 ml próbka starczyła mi dotychczas na jakichś 5 użyć i coś jeszcze zostało. Przy takiej wydajności bez problemów kupiłabym pełnowymiarowy produkt, ale musiałby najpierw zrobić cokolwiek dobrego dla mojej cery...

Przyznam, że jestem łakomczuchem - ale kosmetycznym. Jak widzę dynię czy jabłko z cynamonem lub sam cynamon w kosmetykach to automatycznie muszę go wypróbować. Jednak mimo to miałam obawy - czy maseczka nie będzie dla mnie zbyt mocna? Tekstura: maseczka to bardziej peeling, pełen malutkich drobinek. Przypomina trochę dżem albo przecier. Formuła jest bogata, przyjemna w dotyku i delikatna. Skład: mówiąc szczerze unikam sprawdzenia składu, bo boje się czy przypadkiem czar nie pryśnie. Zapach: jeśli lubicie cynamon, korzenne przyprawy i typowo jesienne smakołyki jak dyniowe słodkości czy szarlotki z cynamonem to pokochacie ten produkt. Zapach jest silny, słodki z nutą korzenną, ale jest przyjemny. Trzeba przyznać, że jest to specyficzny produkt. Opakowanie: Słoiczek jest bardzo łatwy i komfortowy w użyciu. Działanie: moja cera jest oczyszczona, produkt świetnie się sprawdza. O dziwo nie podrażnia mnie, pomimo że po maseczce od razu cera jest czerwona, ale zaczerwienienie mija po kilku minutach. Cena: Dość wysoka, ale myślę, że warto wydać. Zużycie: nie jest duże - niewiele trzeba aby rozsmarować maskę na całą twarz. Nie miałam reakcji alergicznych na produkt, dostępność produktu jest bardzo słaba - głównie można znaleźć go w sephorze.

Dostałam w prezencie miniaturkę tego kosmetyku o wielkości 30 ml. Oznaczyłam to niżej jako "kilka próbek", bo wystarczyła mi aż na ponad dwa miesiące regularnego stosowania więc trudno zakwalifikować to jako jedną próbkę. Postanowiłam napisać recenzję z racji tego, że przez ten okres miałam szansę zaobserwować działanie kosmetyku i wyciągnąć wnioski. OPAKOWANIE I CENA: Opakowanie jest spore i solidne, produkt zamknięty jest w słoiku. Kosmetyki marki są dostępne wyłącznie w Sephorze. Cena... cóż, niemała. 150 ml kosztuje 199 zł (ale od czego są zniżki -20% :)). Dla porównania maseczki Glamglow, których jest 1/3 tego co dostajemy tutaj, są droższe o 30 zł. Także pod tym względem, cena (mimo tego, że wysoka) nie jest tak straszna jeśli weźmiemy pod uwagę wydajność maseczki. A jest szalenie wydajna. ZAPACH I KONSYSTENCJA: Zapach jest ostry. Na pewno uderzy wrażliwe nosy (szczególnie te nie przepadające za dynią). Jednak czuć go na samym początku aplikacji. Chyba, że po prostu po chwili się do niego przyzwyczajam i nie jest już tak straszny. Tak czy siak, nie jest to najprzyjemniejszy zapach, ale liczy się efekt. A ten jest świetny. Konsystencja jest żelowa z drobinkami. APLIKACJA I DZIAŁANIE: Czas przejść do sedna. Produkt aplikujemy cienką warstwą. Należy o tym pamiętać, bo ma on silne działanie. Najlepiej nałożyć go punktowo (ja nakładałam na czoło, policzki, nos i brodę) i rozprowadzić wilgotnymi palcami. Przez chwilę masować buzię okrężnymi ruchami (w ten sposób ścieramy naskórek - produkt ma drobinki peelingujące) i pozostawić na od 3 do 7 minut. Produkt zawiera kwas AHA, tlenek aluminium i enzymy z dyni. Czas trzymania na twarzy zależy od stopnia wrażliwości skóry. Jeśli macie cerę wrażliwą, podatną na przesuszenia to proponuję zacząć od trzech minut. Ja zaczęłam od czterech, a przy kolejnych aplikacjach trzymałam maseczkę 5-6 minut. Na samym początku produkt może piec, możemy też odczuwać dyskomfort. Jednak te kilka minut jest warte efektu. A efekt jest naprawdę świetny. Mam cerę tłustą, z przebarwieniami i okresowymi niespodziankami. Jest ona jednocześnie wrażliwa i skłonna do przesuszeń. Mam rozszerzone pory na nosie i na policzkach. Po zmyciu maseczki (należy pamiętać by dokładnie wszystko zmyć, ja potem zawsze używałam jeszcze toniku) cera jest delikatnie zaczerwieniona. Jednak po chwili koloryt normuje się i widać działanie maseczki. Zwężone pory, cera ładniejsza, pełniejsza blasku. Buzia jest miękka w dotyku. Delikatnie ściąga cerę na policzkach, zaraz przy nosie. Jednak nie wysusza, przez cały okres stosowania (2 razy w tygodniu przez ok. 2 miesiące) nie spowodowała pojawienia się wyprysków (wiem, bo zawsze 2-3 pojawiają mi się w konkretnej fazie cyklu) ani nie zapchała cery. Za każdym razem cera była wyraźnie jaśniejsza, gładsza i oczyszczona. PODSUMOWANIE: Polecam ten produkt posiadaczkom cer tłustych i mieszanych. Z małym zastrzeżeniem, że oczywiście każda cera jest inna i ma inny stopień wrażliwości. Generalnie najlepiej wziąć próbkę maseczki i przetestować ją w domu. Nie warto wydawać od razu tak dużej sumy i kupować pełnowymiarowy produkt. Jednak jeżeli już się zdecydujecie, uważam, że jest to dobra inwestycja. Maseczka powinna wystarczyć spokojnie na prawie rok stosowania. Czy kupię pełnowymiarowe opakowanie? Tak. Moja cera ją polubiła.