Cytując bliskiego mi Y: ,,największą zaletą tej maski było to, że mając ją na twarzy nie mogłam mówić".
Poważnie - moja buzia była nieskalibrowana do tej maseczki. Oczy jeszcze zmieściłam w owcze oczodoły, ale nos i usta rozjechały się na tyle, że jakiekolwiek odruchy mimiczne na 20 minut zostały zamrożone. Płachta, mokra i śliska, spadała mi z twarzy. Ale nic to, wytrzymałam, spodziewając się spektakularnych efektów.
Bo obietnice producenta były odważne, a skład obiecujący... no i maseczka była prezentem do mojego prawie ulubionego czytadła, które dla mnie jest synonimem jakości i nie promuje bubli.
Psikus był już na samym początku - nikt (z 4 pytanych) nie zgadł co mam na twarzy. Wizerunkowo owca została mocno skrzywdzona. Wygląda...psychodelicznie. Bardziej jak klaun (?), pies kudłaty (?) bałwan (?) do słodkości z opakowania bardzo daleko (może to i lepiej bo ja się raczej sprzeciwiam powszechnej infantylizacji-pragnienia upodabniania się do fok, misi, kotków wszelakich czy wywalanie języków w psich filtrach pozostają dla mnie zagadką).
Płachta jest bardzo BARDZO mocno nasączona, esencja wycieka przy nakładaniu, sporo zostaje w opakowaniu i nie wchłania się w skórę, mimo, że mam buzię bardzo suchą. Pachnie przyjemnie, może trochę zbyt intensywnie, ale nieprzeszkadzająco. Nie podrażnia, nie ściąga skóry, nie zapycha porów, ale efekt wcale nie jest spektakularny...
Buzia nabiera wprawdzie elastyczności, jest nawilżona i wyłagodzona, ale ten zdrowy glow nie utrzymuje się długo- już następnego dnia czułam, że znów potrzebne mi dodatkowe odżywienie...Stąd chyba przykazanie producenta, żeby ,,dla optymalnych efektów maskę stosować 2-3 razy w tygodniu" (?! ...mnie na taki luksus chyba nie stać)
I rodzi się we mnie chyba uzasadniony bunt, że maseczka tak drogocenna (16 zł w sklepach internetowych, do złapania za 8-9zł) daje taki jednorazowy efekt. Miałam nadzieję na więcej...
Szczerze mówiąc nie znalazłam jeszcze maski w płachcie, która by mnie wywindowała w nieme zachwyty. Uważam, że to za drogi wynalazek, dla mnie wcale niekomfortowy w użytkowaniu, może i efektowny, estetyczny, ale nie efektywny...
Na moim maseczkowym podium niepodzielnie trwają maseczki Babci Agafii - za 5 zł, w poważnej 100ml objętości, wystarczające na długo, ślicznie opakowane, pełne naturalnych dobroci i naprawdę skuteczne (mleko łosia -o miłości!), dopasowane do każdej potrzeby (są i matujące i oczyszczające i nawilżające i łagodzące -no klęska urodzaju!) . Agafię będę polecać, prezentować, wiernie stosować, do owcy podejdę nieufnie...
Zalety:
- dostałam w prezencie- to zawsze cieszy
- opakowanie ładne, ale wolę inną estetykę
- nie żałowali tej esencji - płachta wręcz przemoczona
- efekt bezpośrednio po użyciu zadawalający, świeży, zdrowy
- nie uczula i nie obciąża cery, łatwo też ją zdjąć
Wady:
- cena -gdybym chciała stosować jak producenci przykazali wychodziłoby z 100-120 zł miesięcznie (no za takie pieniądze to mogę mieć jakiś ,,luksusowy" kosmetyk, a nie stado owiec)
- wzór pseudoowczy (nic tylko dzieci w tym straszyć)
- lepkość, kleiłam się cała, kleiły się okulary, umywalka i pies, któremu maseczka zasmakowała...
- efekt tak rozczarowująco krótktrwały
- podsumowując: kosmetyk tak przeciętny, że aż niezapamiętywalny, nie warto
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie