Swego czasu kosmetyki HelloBody były widoczne u co drugiej influencerki na Instagramie - ich promocja była dość nachalna, nie ukrywajmy. Obecnie reklamy z ich udziałem są znacznie mniej widoczne. Nie zmieniło się jedno - wysokie ceny na ich stronie internetowej, które raczej skłaniają do refleksji: "czy na pewno tego potrzebuję?', niż do natychmiastowego zakupu. W moje ręce w ramach prezentu wpadła matująca różowa maseczka Coco Wow, która ma za zadanie oczyścić pory. Standardowa cena produktu to około 120 złotych za opakowanie o pojemności 50 ml - jest to zatem dość spory wydatek. Czy konieczny? O tym poniżej :)
Zacznę od tego, że maseczka posiada eleganckie, kartonowe opakowanie, wewnątrz którego ukryto zgrabny, szklany słoiczek. Zarówno sama grafika, jak i połączenie kolorystyczne są miłe dla oka, tutaj duży plus dla producenta. Wizualnie kosmetyk jest więc bardzo ładny. Po odkręceniu słoiczka zobaczymy foliowe zabezpieczenie, dzięki czemu zyskujemy pewność, że w nasze ręce trafił w pełni higieniczny produkt, w którym przed nami nikt "nie maczał palców".
Jeżeli mowa o konsystencji maski, to jest ona gęsta i dobrze rozprowadza się na skórze. Ma ponadto przyjemny dla oka różowy kolor oraz dość charakterystyczny, kokosowy zapach z lekko chemiczną nutą. Mnie niespecjalnie przypadł on do gustu, za dużo w nim sztuczności. Określiłabym go jako mdły, lekko drażniący. Za wspomniany, różowy kolor jest odpowiedzialna różowa glinka, maska zawiera ponadto kaolin, które mają za zadanie wchłaniać zanieczyszczenia oraz nadmiar sebum. Jako inne składniki można wymienić także antybakteryjny ekstrakt z magnolii oraz łagodzący podrażnienia pantenol. Jak informuje producent, maska ma za zadanie głęboko oczyszczać pory,
Przejdźmy do opisu działania - maseczkę aplikowałam wieczorem, na uprzednio oczyszczoną cerę, jako jeden z ostatnich etapów pielęgnacji. I za każdym razem tuż po jej aplikacji skóra niemiłosiernie mnie piekła... Warto dodać, że posiadam typową mieszaną cerę i obecnie bardzo rzadko zmagam się z jej nadwrażliwością. Tym bardziej jestem zaskoczona, że aplikacja maski Coco Wow za każdym razem była aż tak nieprzyjemna. Pieczenie skóry było wręcz nie do wytrzymania, dlatego bardzo obawiałam się jej wyglądu po zmyciu maski. Na szczęście nie była zaczerwieniona czy podrażniona. Ale już samo uczucie pieczenia sprawiało, że po maskę sięgałam z niechęcią - nie mam bowiem w zwyczaju wyrzucać kosmetyków, zawsze staram się je zużywać do końca. O co zatem chodzi z tym łagodzącym podrażnienia pantenolem, obecnym w jej składzie? Wiecie co, ja raczej odradzałabym stosowanie tej maski osobom o cerze wrażliwej, naprawdę... dla ich bezpieczeństwa.
Powoli już kończąc dodam, że maska nie spełnia także obietnic producenta - nie oczyszcza dogłębnie porów, nie wchłania nadmiaru sebum, nie zwalcza podrażnień, nie matuje i nie wygładza cery. Skóra po jej zastosowaniu, nawet regularnym, właściwie wygląda tak samo jak przed użyciem. Ani drgnie, nie dzieje się totalnie nic. Ja nie zaobserwowałam absolutnie żadnych efektów. I to naprawdę ani jednego z wymienionych przez producenta, co bardzo mnie rozczarowało. Podsumowując, jest to kosmetyk absolutnie niewart tych pieniędzy, za jakie można go kupić - zdecydowanie odradzam jego zakup. Dwie gwiazdki przyznaję za przyjemną konsystencję oraz ładne opakowanie. Na pewno nie sięgnę po nią po raz drugi, dla mnie bubel kosmetyczny.
Zalety:
- wizualnie bardzo ładne opakowanie,
- foliowe zabezpieczenie słoiczka przed niepowołanymi paluchami,
- przyjemna, gęsta konsystencja.
Wady:
- okrutnie szczypie!
- męczący, chemiczny zapach kokosa,
- nie spełnia obietnic producenta,
- ma horrendalnie wysoką cenę.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie