StarSkin Dreamkiss, Plumping & Hydrating Bio-Cellulose Lip Mask Ujedrniająco - nawadniająca maska do ust

Żelowa maseczka jest dość przyjemna w aplikacji- trzyma się ust i nie odkleja się. I na tym plusy tego produktu się kończą. Próżno szukać efektu regeneracji czy nawilżenia. Usta nie stały się ani pełniejsze ani jędrniejsze, jak obiecywał producent. Podczas stosowania czułam delikatne pieczenie na ustach. Zapach jest troszkę mentolowy. Minusem jest również cena- 28 zł w douglasie za jednorazową maseczkę, po ktorej nie widać efektów to trochę sporo.

Opakowanie: Bardzo ładna, biało-różowa saszetka z motywem ust, zawiera dokładnie jedną maseczkę na usta, w środku znajduje się bardzo dużo płynu, nawet po dogłębnym nasączeniu nim maseczki pozostaje go bardzo dużo w opakowaniu i nie ma za bardzo co z nim już zrobić Maseczka: Cieniutka, wykonana z białego materiału, jest niepotrzebnie ogromna i zakrywa cały obszar pod nosem oraz brodę, natomiast samo rozcięcie jest malutkie i nie pozwala na mówienie czy jedzenie Czas użytkowania: 15-20 min Zapach i smak: Brak Działanie: Jedyny efekt, jaki dostrzegłam, to lekkie i krótkotrwałe namoczenie/nawilżenie ust, nie doświadczyłam żadnej dodatkowej regeneracji, a usta nie stały się ani pełniejsze, ani jędrniejsze, po 20 minutach namaczania ich mocno przesiąkniętą płynem maseczką przez kolejne 10 minut były mniej suche, lecz zaraz potem konieczne było nałożenie balsamu Podsumowanie: Nieskuteczna i przereklamowana maseczka do ust. Generalnie jest to jak dla mnie bardzo dziwna forma produktu do ust, tak naprawdę zamiast dobrze przylegać i regenerować usta, zakrywa ona dolną część twarzy i w większości leży na skórze, a nie na wargach. Nawilżenie jest bardzo słabe i krótkotrwałe. Każdy balsam do ust sprawdzi się lepiej w tym zadaniu niż materiałowa maseczka, która dodatkowo blokuje mówienie czy jedzenie na 20 minut. Sama saszetka jest urocza, a maseczka nie podrażnia, więc produkt można potraktować jako jednorazowy gadżet.

Bardzo dobra maseczka na usta, sprawdzi się na suche usta, które wymagają podratowania. Nie jest to produkt, który sprawia że nasze usta w magiczny sposób się wygładzą czy nagle wypełnia kolagenem i widocznie się powiększą. Masecza jest super, żeby wspomóc podratować usta w zimie kiedy jest chłodno. Zużyłam tych maseczek około 3, w odstępach około 3 dniowych i po takiej kuracji, wspomaganej olejkami, usta były pięknie zregenerowane. Z minusów, zapach jest dość intensywny, maseczka jest wodnista.Najlepiej się położyć na 15 min, żeby nam się nie zsuwała.

Zużyłam 2 sztuki, które miałam w kalendarzu adwentowym. Według mnie ten produkt to porażka. Nic nie robi, a w dodatku piekły mnie po tej masce usta. Nie trzymała się dobrze, zjeżdżała z warg. Lekko mnie szczypała. Po jej zdjęciu usta potrzebowały natychmiastowego nawilżenia w postaci balsamu , bo okropnie piekły. W życiu bym tego sama nie kupiła. Nawet przyjemności z użytkowania tu nie było. A wręcz przeciwnie.

Maska w ładnej saszetce z szablonem w usta. Zapach nieładny. Sztuczny. Serum w saszetce jest bardzo dużo. Maseczka na usta jest zabezpieczona sztywnym materiałem. Ciężko mi się to odklejało. Po nałożeniu na usta trzeba uważać żeby się nie odkleiła, bo jest to bardzo delikatne tworzywo i zaraz się roluje i nie da się z tym już nic zrobić, bo łatwo to rozerwać. Po 20 minutach efekt nawet mi się podobał. Usta były nawilżone i ujędrnione. Wyglądały zdrowiej. Produkt mnie nie uczulił.

Żelowa maseczka po nałożeniu na usta jest całkiem przyjemna - ściśle przylega do ust, nie zsuwa się. Usta po jej użyciu wydają się być optycznie pełniejsze i wygładzone, jednak jest to efekt nad wyraz krótkotrwały. Mimo przekonującego składu jej właściwości nawilżające nie są najlepsze, o ile nie zerowe. Lepiej zainwestować w dobrą pomadkę i używać jej regularnie, niż wydawać pieniądze na jednorazową pielęgnację, która nie przynosi zadowalających rezultatów.

Maskę znalazłam w kalendarzu adwentowym Douglas. Otrzymujemy ją w saszetce, w środku znajdujemy płatek w kształcie wieeeelkich ust nasączony płynem. Nałożenie jest dość proste, nie miałam z tym większego problemu, nie podoba mi się zapach maski, ale samo nałożenie ok. Gorzej robi się później, maska zjeżdża, przesuwa się, nie jest komfortowa. Jej działanie też jest średnie, widoczne chwilę po nałożeniu, po kilku minutach znika, zaznaczę, że maskę trzymamy na ustach 15 min! a efekt jest widoczny naprawdę kilka minut, więc dłużej ją trzymamy na ustach niż widzimy na nich efekt po ;) trochę mnie to bawi, bo cena jest wysoka, maska wielka i bardziej się denerwujemy niż relaksujemy przy jej użyciu... producent z nas zakpił tą maseczką... całe szczęście, że miałam ją w kalendarzu a nie kupiłam sama, no ale cóż, nawet okienka w kalendarzu szkoda, mogli by wrzucić coś innego. Nie polecam. Zbędny gadżet za sporo złotówek, a tak naprawdę nie jest wart nawet 1zl.

Bardzo podoba mi się pomysł masek do ust. Postanowiłam kupić Plumping & Hydrating Bio-Cellulose Lip Mask przed sylwestrową nocą by nadać moim ustom ujędrnienia, by sie prezentowały jeszcze lepiej niż na codzień ;) Maskę dostaniemy w opakowaniu takim samym jak maski do twarzy, co prezentuje się bardzo uroczo, lecz daje trochę złudny obraz bo maska na usta jest znacznie miejsza niż maska na twarz. Sama grafika opakowani jest przesłodka w dziewczęcej kolorystyce, z całuśnymi ustami. A stylu opakowania znajduje się grafika jak maskę aplikować, lubie takie medale, bo gdy się człowiek śpieszy lub nie ma okularów, wystarczy spojrzeć na rysunki i już się wie jak ją aplikować. W środku opakowania znajdują się dwie sztuki maski do ust. Maseczka po wyjęciu odrazu daje dość intensywny słodki zapach, który towarzyszy przez cała aplikacje a nawet jeszcze po niej. Maska jest naprawdę nasączona płynem i dzięki temu dobrze przylega do ust. Zaleca się pozostawienie maski na piętnaście minut przed jej zdjęciem, a ponieważ maska ​​bardzo dobrze przylega, nie stanowi to problemu. Pod koniec aplikacji jak i po zdjęciu, czułam lekkie mrowienie na ustach. Na odwrocie opakowania było napisane, że może się to zdarzyć. Można to trochę porównać do balsamu do ust, który zawiera mentol; sprawia, że ​​usta na chwilę mrowią, ale jednocześnie daje uczucie odświeżenia. Moje usta z pewnością były miękkie, ale nie zauważyłam zbyt dużego efektu ujędrnienia. Moje usta po użyciu wyglądają dokładnie tak samo, a gładkość po pewnym czasie znika. Mam trochę mieszane uczucia co do tego produktu, jest na pewno relaksujący – szczególnie w połączeniu z maską na twarz – ale wolałabym wolę stosować peeling do ust i balsam, który jest tańszy.

Oddałabym ją komuś w prezencie, ale kończyła się data, więc postanowiłam wypróbować. Moje usta są non stop suche, więc nadzieja już stracona w ich lepszy stan, niestety. Przed maską użyłam peelingu, żeby nie robić jej na marne. Płachta bardzo dobrze nasączona, jest naprawdę spora. Trzymałam 15-20min. Po ściągnięciu usta były lekko spulchnione (nie powiększone), w odczuciu bardziej miękkie. Nie powiedziałabym jednak, że zostały nawilżone. Było to przyjemne doświadczenie i fajny etap domowego spa. Pozostałą w opakowaniu ilość produktu (bo jest go sporo) stosowałam jako serum na usta. Muszę przyznać, że zauważyłam nawilżenie i polepszenie stanu skóry po tych niestandardowych aplikacjach.

Maseczkę na usta miałam z kalendarza adwentowego z Douglasa. Nałożyłam na usta i trzymałam ok 15 min. Niestety jakoś mnie nie zachwyciła, lepsze nawilżenie dają mi balsamy niż takie maseczki. Maseczka była dobrze nasączona i fajnie trzymała się na ustach, ale żadnego efektu nie zauważyłam. Dla mnie zbędny gadżet, gdybym nie miała jej z kalendarza, to pewnie bym nie zakupiła.

W posiadanie maseczki weszłam dwukrotnie za sprawą zakupu kalendarza adwentowego od Douglas. Nie kupuje tego typu produktów, spróbowałam kilka razy ale nie widziałam ani sensu ani efektu ich stosowania. Ale jak miałam to zużyłam i jak na razie nie zmieniam zdania na ten temat. Opakowanie w formie białej saszetki o pojemności 5g z nadrukiem odcisku różowych. kobiecych ust. Zawiera informacje na temat składu, przeznaczenia i stosowania maseczki. Posiada również nacięcia ułatwiające otwarcie jednak ja nie mogłam rozerwać jej rękami i musiałam wspomóc się nożyczkami. Wewnątrz saszetki w dużej ilości serum znajduje się pokaźnych rozmiarów żelowa maseczka o kształcie ust, która sięga od nosa aż po brodę. Zabezpieczona jest ona z dwóch stron materiałem, który należy ściągnąć przed użyciem, a na którym pozostaje chyba więcej serum niż na samej maseczce. Zapach jest przyjemny, świeży i owocowy a smak jest neutralny, nawet bo oblizaniu ust nic nie wyczuwałam. Skład mnie zaskoczył i to bardzo pozytywnie, bo zawiera sporo aktywnych substancji takich jak: gliceryna, panthenol, arginina, alantoina, kwas hialuronowy, ekstrakt z nasion lnu, ekstrakt z nasion Chia, masło Shea, olej z krokosza bawierskiego, olejek kokosowy, wit.B3, wyciąg z owoców mango, olej słonecznikowy, miód, wyciąg z granatu, olej jojoba, propolis, wyciąg z wąkroty azjatyckiej, kolagen. Maseczkę zastosowałam po uprzednio wykonanym peelingu i trzymałam na ustach około 15 minut. Plus za to że nie ograniczała mnie ruchowo i pozostawała na swoim miejscu przez cały czas, nie zsuwała się i nie odklejała. Maseczka posiada po środku rozcięcie, więc swobodnie można rozmawiać, a miałam już styczność z wersją w całości, którą jak chciałam coś powiedzieć to musiałam odklejać a potem przyklejać z powrotem. W tym przypadku nawet pokusiłam się o dopicie wcześniej zrobionej kawy. Usta po zastosowaniu były dobrze nawilżone i wyglądały na pełniejsze, ale z pewnością nie był to spektakularny rezultat, w dodatku taki stan utrzymał się bardzo krótki czas około godziny. Po raz kolejny ten sposób pielęgnacji mnie nie zachwycił, większe nawilżenie i regeneracje ust osiągam przy pomocy pomadek lub balsamów i przy tych kosmetykach pozostanę.

Maseczkę otrzymałam w ramach kalendarza adwentowego Douglas. Przetestowałam ją podczas choroby gdy miałam suche, popękane usta. Dobrze je nawilżyła, natłuściła, pozostawiła gładkie i jędrne. Efekt utrzymywał się do dnia następnego. Idealne opcja gdy chcemy zadbać o nasze usta w nagłych przypadkach lub przed wielkim wyjściem.

Podobnie jak poprzedniczki nie widzę większego sensu używania tego typu produktów. Spróbowałam raz, dwa i wniosek jeden - zbędny i gadżet. Maseczkę StarSkin miałam z jakiegoś pudełka subskrypcyjnego, długo leżała zapomniana aż w końcu po krótkiej chorobie, która wysuszyła moją skórę, w tym usta, postanowiłam ją wypróbować. Pierwsze wrażenie: duży, zabawnie wyglądający i dobrze nasączony płatek. Zapach przyjemny, delikatnie cytrusowy. Nakłada się bezproblemowo, ale najlepiej nie przemieszczać się, bo może zjeżdżać. Efekty: delikatne i niestety chwilowe nawilżenie, może bardziej odświeżenie. Mrowienia, pieczenia czy swędzenia na szczęście nie odczułam, niemniej dyskwalifikacja należny się za nieprzyjemny, gorzki posmak, który pozostaje na ustach i który sprawia, że od razu po zdjęciu maski mam ochotę zetrzeć resztki płynu. Finalnie, produkt bez sensu. Chemiczny, nieekologiczny (mały płatek, wielkie opakowanie), nieskuteczny i drogi. W tej cenie można mieć solidną pomadkę z apteki, która starczy na cały okres jesienno-zimowy.

Podobnież jak wiele osób maskę znalazłam w zeszłorocznej edycji kalendarza adwentowego Douglas. Z maseczkami do ust, jest taka sprawa, że sama z siebie ich nie kupuję, dla mnie to produkt całkowicie zbędny, ale w gratisie przyjmę a i nawet użyję. Któregoś razu walcząc z obrzydliwą ilością zapasów, sięgnęłam po tę maseczkę. W końcu! No i cóż. Maskę nakłada się podobnie jak te w płacie tylko, że na usta. Jest solidnie nasączona płynem o dość neutralnym smaku. Żelowo- silikonowa (wykonana z takiego materiału jak wiele płatków pod oczy). Jest wycięta w kształcie ust prawdopodobnie Angeliny Jolie. I owszem ujędrnia, nawadnia i powiększa, ale głównie w momencie kiedy mamy ją na sobie. Wkurzająca, bo wiecznie zjeżdża w dół. Należy ją przyciskać i poprawiać co chwilę. Delikatnie mrowi i piecze, ale nie jest to nieprzyjemne uczucie. Raczej takie lekkie łaskotanie. Pachnie ładnie, cytrusowo, w zasadzie bezsmakowa (trafiały mi się gorzkie bądź w smaku żywicznym). Efekty? Ku wielkiemu zdziwieniu są. Tyle, że bardzo krótkotrwałe. Utrzymują się może z kwadrans? Usta stają się pełniejsze, jakby lekko nabrzmiałe. Wypełnione. Oczywiście w subtelny sposób, ale widoczny. Nawilżenie jest, aczkolwiek o wiele lepszy komfort czuję, kiedy przejadę po ustach zwykłym balsamem ochronnym. No i to by było na tyle. Ogólnie, gra niewarta świeczki. Kwadrans trzymania dla kwadransowego efektu? No nie.

Produkt znalazłam w jednym z kalendarzy adwentowych i jak to maseczki rzuciłam w kąt bez jakiejś radości. Dziś ją odkopałam i wykorzystałam, kiedyś w końcu trzeba ;) Maseczka zamknieta została w saszetce jak do masek w płachcie. Po jej rozerwaniu wyjmujemy duży kawałek maski na usta, którą trzeba rozebrać z dwóch zabezpieczających warstw materiału (po obu stronach maski), by naszym oczom ukazała się żelowa/silikonowa maseczka. A właściwie maska, bo jest ogromna! W kształcie ust, po środku z przecięciem i w sumie nie mam pojęcia po co tak :P Maske próbowałam nałożyć na swoje usta, ale non stop się zsuwała, dopiero jej włożenie pomiędzy nie i lekkie przyciśniecie wargami dało możliwość jej nie poprawiania co chwilę (na szczęście nie miała nieprzyjemnego posmaku). Warto też zaznaczyć, że mimo to sięgała mi połowy brody i prawie do nosa, monstrum! O ile na ustach nie czułam nic, o tyle nad ustami odczuwałam delikatne pieczenie. Zapach przyjemny, lekko cytrusowy, ale tylko po otwarciu opakowania, bardzo szybko wietrzeje. Przed nałożeniem maseczki wykonałam peeling ust, by składniki w niej zawarte się lepiej wchłonęły, o ja naiwna... Moi drodzy, nie ma co się rozpisywać, ta maseczka nic nie zrobiła! Nie widzę żadnej regeneracji, nawilżenia, wygładzenia czy choćby miękkości ust. Równie dobrze mogłam ją wyrzucić do kosza zamiast bawić się w jej nakładanie... Stracony czas, na szczęście nie pieniądze (wszak to 1 produkt z 24 znalezionych w kalendarzu), zdecydowanie nie polecam. Tu nie ma czego polecać, ani to przyjemne, ani wygodne, ani łatwe do nałożenia, a efektów kompletnie brak.

Po otwarciu saszetki od razu poczułam bardzo przyjemny, kwiatowy zapach, to było zdecydowanie na plus. Gorzej było gdy zaczęłam czytać sposób użycia i miałam ochotę krzyczeć, że instrukcje są niejasne. W końcu wyciągnęłam tego potwora (nie spodziewałam się, że maseczka do ust zajmie mi pół twarzy, a ta sięgała mi od nosa do końca brody) i go nałożyłam. Miałam wrażenie, że produkt lekko się zsuwa i miejscami szczypie. Po 15 minutach zdjęłam maskę i planowałam nie wycierać nadmiaru, jak pisali na opakowaniu, ale było to niemożliwe, bo przy każdym otwarciu ust czułam gorzki posmak. Także zmyłam nadmiar produktu i wtedy zobaczyłam, że efektu po masce nie ma żadnego. Zmarnowany czas i pieniądze.

Ten produkt wyciągnęłam z kalendarza adwentowego Douglasa i od razu użyłam, bo moje usta zimą to jest istny dramat. Niestety maseczka nie przyniosła oczekiwanego efektu. Zalety: -zapach -nie zsuwa się z ust Wady: -zdecydowanie za słabe nawilżenie -cena -dostępność Ciężko się tu rozpisywać, skoro produkt nie spełnia swoich podstawowych założeń, czyli regeneracja i nawilżenie ust.

Produkty marki StarSkin kilka razy udało mi się dostać jako gratis do większych zakupów kosmetycznych na jednej z zagranicznych stron - tym sposobem dotarła do mnie ta maska w pełnym wymiarze ( widoczne na miniaturce dwie sztuki ) a w kalendarzu adwentowym z Douglasa - który w tym roku jest dla mnie niczym zezowate szczęście odkryłam pojedynczą sztukę. Nigdy nie korzystałam z takich produktów - nie mam nawet pojęcia jak działa słynna maska tego typu z Pilatenu :) Producent zaleca użyć jej co najmniej dwa razy w tygodniu dla pełnego efektu - miałam trzy maseczki które zużyłam w przeciągu tego kończącego się właśnie tygodnia. A jak to jest z efektami ? A no bardzo średnio : Jeśli chodzi o opakowanie to mówiąc szczerze skradło moje serce - różowa saszetka z nadrukiem kolorowych ust - naprawdę wygląda to ładnie i dziewczęco. Sama saszetka niby jest wstępnie nacięta z obu stron jednak miałam problem by otworzyć ją palcami , musiałam użyć nożyczek - co mnie zdziwiło bo folia nie wygląda na zbyt grubą. Płachta jest mocno nasączona żelową esencją i pachnie delikatnie cytrusami - ale zapach momentalnie wietrzeje. Oczywiście , przed użyciem produktu zrobiłam peeling ust - robię go właściwie co wieczór . Często używam pomadek matowych dbam więc o usta jak mogę są więc w idealnym stanie. Ale w sumie jest to produkt dla idealnych ust - nie można go użyć na przesuszone wargi czy takie z rankami. Płat jest dość duży a moja twarz dość drobna sama maska sięga mi więc i sporo pod nos i za brodę. Ma kształt ust i w środku jest nacięta co by się człowiek nie udusił. Oczywiście w trakcie noszenia nie za bardzo można sobie pogadać ( z czego bardzo się cieszył mój facet ;D - Będę o tym pamiętać gdy zacznie domagać się prezentu na święta :D ;D ) Ale gdy się człowiek zapomni i te usta w czasie noszenia maski otworzy esencja z płachty nie dostaje się do ust i nie zostawia chemicznego posmaku w ustach , nie drapie również w gardło. A z powodzeniem można wykonywać domowe czynności - kucnęłam w niej do wieszania prania i z ust się nie zsunęła - a to również bardzo ważne. A jakie w końcu są te efekty ? No tak zaraz po zdjęciu maski usta lekko lepią się od esencji dając wrażenie ust zanurzonych w wodzie. Nie jest to nic nieprzyjemnego a sama lepkość dość szybko mija. Po całkowitym wchłonięciu się esencji wizualnie usta prezentują się naprawdę bardzo ładnie - są optycznie wygładzone a w dotyku bardzo dobrze nawilżone , miękkie , gładkie a przy tym leciutko twardawe - to chyba to obiecane przez producenta ujędrnienie. I rzeczywiście gdy pomalujemy usta pomadką wyglądają po prostu obłędnie - są zadbane i piękne :) Niestety ten efekt jest bardzo krótkotrwały . W moim przypadku 3 godzinki i po balu. Jak pisałam wcześniej moje usta są w idealnym stanie więc łatwo było mi sprawdzić efekt - wystarczyło przejechać po ustach palcem i dokładnie po 3 godzinach przestałam wyczuwać to delikatne ujędrnienie ( lekka twardość ust ) A takich efektów no powiedzmy sobie szczerze przeciętności , to w kosmetykach nie szuka żadna z nas :) Nawet mojego faceta wykorzystałam jako testera - dostał buziaka przed i po ( nałożeniu i zdjęciu maski na usta oczywiście ;D ) I nie wyczuł żadnej różnicy w stanie moich ust - a uważa , że na tym się zna ;D Fajnie , że w produkcie jest ekstrakt z owoców i miodu oraz olejek jojoba i masło shea - usta kochają te składniki. Jednak jakoś taka mieszanka na płachcie przeznaczonej do pielęgnacji ust nie sprawdza się. Fajnie było to przetestować jako modny gadżet z internetów jednak nie kupię tego produktu. W prezencie to jeszcze można dostać - przynajmniej nie żal mi kasy - ale nie ma opcji zakupu. Nie polecam