Koeko Watermelon Face Mask Maseczka w płachcie z ekstraktem z arbuza

Bardzo lubię maseczki w płachcie, więc prędzej, czy później i ta konkretna wpadła mi w ręce do przetestowania. Arbuz kojarzy mi się z bardzo intensywnym nawilżeniem, owoc ten jak żaden inny potrafi nawodnić organizm podczas upalnych dni. Więc wiedziałam, czego mniej więcej się spodziewać. Maska jest obficie nasączona kosmetykiem, ma bardzo słaby, ale przyjemny zapach. Na płachcie jest naklejona dodatkowa folia ochronna, którą zdzieramy po przyklejeniu płachty do twarzy. Po nałożeniu czujemy przyjemne chłodzenie i nawadnianie skóry. Cera została dobrze nawilżona, choć nie jestem pewna, czy efekt jest długotrwały. Nie ma uczucia ściągnięcia na twarzy, czy podrażnień. Poza tym nawilżeniem nie zauważyłam innych znaczących efektów.

Pani w Kontigo poleciła mi te maseczkę, mówiąc ze jest to jedna z lepszych w płachcie. Niestety jestem bardzo rozczarowana. Po użyciu maseczki nie czułam żadnego nawilżenia, a moja skóra jedynie pogorszyła swój wyglad... pojawiły się zaskórniki a twarz się trochę wysuszyla

Czekałam na pociąg, a to u mnie już zgubne, bo zwykle ląduję w jakiejś drogerii. W Kontigo akurat jest wyprzedaż na produkty z aloesem, zobaczyłam je na wystawie, więc musiałam zobaczyć, co tam ciekawego dokładnie mają. Z aloesem nie kupiłam oczywiście nic, ale jako typowy maskomaniak, chociaż jedną maskę musiałam wrzucić do koszyka. Jak ją oceniam? Przeciętnie. W tej kategorii cenowej mogłabym znaleźć coś zdecydowanie lepszego i trwalszego w efektach. Tutaj skłoniło mnie kilka rzeczy: arbuz, uwielbiam, nie mogłabym się powstrzymać, przecena, wartości niby nawilżające i fakt, że nigdy w życiu nie spotkałam się z marką Koeko, a lubię testować nowości. Opakowanie jest ładne, z tyłu wszystko treściwie opisane, skład również mnie zainteresował. Ktoś też dobrze przemyślał otwarcie, zawsze zwracam na to uwagę. Problem jest już jednak w samej płachcie. Nie mogę zarzucić jej, że jest źle nasączona, tak w sam raz. Trochę esencji zostaje w opakowaniu (zawsze wykorzystuję ją do pięt). Nie cieknie z niej. Powiedziałabym jednak, że przez tę cieniutką strukturę po pierwsze trudno ją ułożyć na twarzy, po drugie zwyczajnie jest za duża, owiesza się na policzkach i brodzie. Za to otwory na usta i oczy w dobrym rozmiarze, nie musiałam się przejmować podrażnieniem oczu. Na plus działa również fakt, że praktycznie cała esencja wsiąka w skórę. Po 20 minutach ściągałam suchą płachtę. I to nastrajało mnie bardzo pozytywnie, liczyłam na porządne nawilżenie. Źle nie jest, na samym początku faktycznie miałam wrażenie, że skóra jest nawilżona, a moje suche placki na brodzie uspokojone, ale następnego dnia te zmiany jakoś radośnie zniknęły. Tak jakbym dzień wcześniej całkowicie z nią nic nie robiła.