Clarins Nutri-Lumiere Jour, Creme Revitalisante Lumiere Odżywczo-rewitalizujący krem na dzień

Krem ten otrzymałam w prezencie od mojej drugiej połówki. Jestem od dawna fanką produktów marki Clarins, lecz ten krem jest w swym działaniu bardzo wyjątkowy. Na początku stosowania zrobił na mnie rzeczywiście pozytywne wrażenie. Zamknięty w złoty, luksusowy słoiczek z elementami minimalistycznej, cienkiej czcionki w kolorze czerwonym, prezentuje się w sposób bardzo elegancki. Krem jest konsystencji lekkiej, ale nie za rzadkiej, nie spływa z dłoni, koloru jasno łososiowego. Posiada mniej sylikonową formułę i jest lżejszy od kremu na noc Nutri-Lumiere, aczkolwiek delikatnie bardziej tłusty. Kolor zbliżony do wersji na noc, ale delikatnie jaśniejszy. Zapach perfumowany, według mnie przyjemny. Po rozprowadzeniu na skórze dominuje odczucie komfortowego ukojenia, intensywnego nawilżenia i zauważalny jest subtelny efekt rozświetlenia. Można również odczuć delikatnie tłustą warstwę na powierzchni skóry, co moim zdaniem świetnie sprawdzi się w przypadku cery suchej. Należy mieć na uwadze, że nie wchłania się całkowicie. Krem niweluje oznaki poszarzałej, zmęczonej cery. Regeneruje i odżywia. Nie spowodował u mnie pojawiania się zaskórników. Posiadam tendencję do podskórnych krostek i suchych skórek. Po pewnym czasie systematycznego stosowania kremów tej serii jestem bardzo zadowolona z efektów jakie udało się osiągnąć. Moja cera stała się bardziej elastyczna i wygląda zdrowo. Krem na dzień Nutri-Lumiere dzięki swojej fantastycznej formule stał się moim ulubieńcem. Pozwala na długie godziny czuć się dobrze we własnej skórze. Nie testowałam go jednakże jako bazy pod makijaż i mam wrażenie, że z uwagi na lekko tłusty film jaki pozostawia, może się do tego nie nadawać. Podsumowując, jest to krem wprost idealny dla suchej i bardzo suchej skóry, cery pozbawionej blasku, zmęczonej i dojrzałej, ale ze względu na wysoką cenę warto najpierw zaopatrzyć się w jego mini wersję. Ja z pewnością po zużyciu tego słoiczka kupię go z radością i będzie znów zajmował szczególne miejsce wśród kremów do mojej codziennej pielęgnacji.

Krem ten otrzymałam w prezencie. Uwielbiam markę Clarins, toteż pomimo tego, że nie jest on dedykowany mojej grupie wiekowej(a wręcz bardzo mi do niej jeszcze daleko), to z przyjemnością przystąpiłam do testów. Sama borykam się z szarą i zmęczoną cerą(ach, te papieroski...), dodatkowo jest ona tłusta, trądzikowa, a do tego odwodniona. Koszmarek, który wymaga szczególnej i sumiennej pielęgnacji. Od kremu na dzień wymagam, żeby doskonale nawilżał, nie obciążał i żeby zostawiał neutralny, nie - przylepny film. Nie lubię lekkich żeli, które potrafią się jedynie pięknie wchłonąć. I właściwie ten krem mi to wszystko zapewnia. Ma cudną, delikatną konsystencję, fantastycznie nawilża i odżywia skórę, nie jest tłusty i używa się go z prawdziwą przyjemnością. Z dnia na dzień widać znaczną poprawę w kondycji skóry. Nie zapycha. Czy rozświetla? Czy przywraca blask? Tego nie zauważyłam, ale przy moim trybie życia(ach, te papieroski...ekhm) pomogłaby pewnie tylko jego zmiana. Odejmuję jedną gwiazdkę, ponieważ po dwóch miesiącach codzienniego stosowania trochę przekarmiłam nim skórę, zaczęła się bardziej przetłuszczać i po prostu męczyć. Ale na pewno do niego wrócę, gdy znowu zacznie prosić o więcej. ;) Ogółem ostatnio miałam też okazję solidnie przetestować krem Sisleya z czarną różą, też rozświetlający i powiem szczerze, że są w działaniu bardzo do siebie podobne, ale Sisley ma zdecydowanie lżejszą konsystencję i będzie się sprawdzał raczej tylko na dzień. Clarins jest nieco bogatszy, bardziej odżywczy i może się też fantastycznie sprawdzić jako krem na noc. Wydajność bajkowa, nie wiem czy zużyłam nawet 1/3 słoiczka(a nie żałuję go sobie), opakowanie bardzo luksusowe, złote. Krem pachnie, jak każdy kosmetyk tej marki, o czym uprzedzam lojalnie wrażliwe nosy. ;) Ogółem polecam, zwłaszcza cerom suchym, przesuszonym, zmęczonym, potrzebującym regeneracji.