Bielenda Prosecco Bubble Mask, Maseczka musująca 

Moja przygoda z tą maseczką rozpoczęła się dzięki prezentowi od pewnej miłej duszyczki - otrzymałam wówczas kilka saszetek, ale już po użyciu pierwszej zrobiłam sobie zapas w drogerii internetowej. Niestety, zapasy właśnie się skończyły, a ja uświadomiłam sobie, że nie można już nigdzie tego cuda kupić - nad czym ubolewam, bo to świetna maska jest! Będę tęsknić, zdecydowanie - a jeśli wy traficie gdzieś na nią, to kupujcie bez zastanowienia! ♥️

Prosecco Time ✨ Jedna z lepszych maseczek jakie miałam ! Mowa oczywiście o Prosecco . Ja jestem raczej fanką maseczek na tkaninie ale tą stwierdziłam , że sprawdzę . I jak dobrze , że to zrobiłam???? ????cudowny cytrusowy zapach ????konsystencja żelu ????szybko zamienia się w mudującą pianę ????łatwo się zmywa ????skóra jest rozświetlona ????promienna ????wygładzona Dla mnie jest to super kosmetyk który mogę użyć przed ważnym wyjściem . Efekty utrzymają się bardzo długo . Również po nałożeniu kremu na twarz . Na pewno będę do niej wracać ❤️

Opisując jednorazowe maseczki w saszetkach pamiętam by wspomnieć o tym, że sama z siebie ich nie kupuje i mogę sprawdzić ich działanie dopiero wtedy gdy jakaś dobra dusza takową mnie obdaruje. Oczywiście wiem, że te produkty dzielą się naprawdę sporym zainteresowaniem ale ja jednak wolę większe gramatury aby produktem móc cieszyć się dłużej. Jeśli chodzi o tą maseczkę to dostałam kilka saszetek i testowałam je sobie przez miesiąc i muszę przyznać, że jest to naprawdę godny uwagi produkt. Maseczkę otrzymujemy w wizualnie bardzo ładnej saszetce w odcieniu metalicznego jasnego różu. Saszetka jest wstępnie nacięta więc możemy ją bardzo łatwo otworzyć a na odwrocie opakowania znajdziemy wszystkie przydatne informacje na temat działania produktu oraz sposobu użycia. Maska ma konsystencję bardzo przyjemnego kremo- żelu o żółtej barwie i przyjemnym zapachu świeżego mango. W saszetce jest jej akurat na jedno użycie. Nakładanie jej na twarz przebiega szybko i sprawnie i po chwili zmienia się w taką puchatą białą jakby piankę która faktycznie zaczyna musować. Delikatnie łaskocze ale nie jest to nieprzyjemne uczucie. Gdy już przestanie rosnąć i bulgotać możemy ją sobie wmasować i po chwili spłukać. Fajne jest to, że maseczka nie spływa z twarzy a zmycie jej trwa zaledwie chwilkę. Muszę przyznać, że z jej działania jestem bardzo zadowolona. Bardzo fajnie nawilża twarz ( optymalnie przy mojej cerze mieszanej), zmiękcza ją i daje uczucie przyjemnego wygładzenia. Daje bardzo przyjemny efekt świeżej i wypoczętej cery - ten typ promienności jak po dobrze przespanej nocy. Super. Efekt utrzymuje się przez kilka godzin - czyli w sumie tak jak być powinno bo przecież ideą maseczek na raz jest to by dać nam efekt '' na już'' a długofalowych efektów nie ma co oczekiwać. Jeśli lubicie takie bąbelkiujące maseczki które bardzo fajnie rozpromieniają i zmiękczają to koniecznie spróbujcie bo efekt jest tego wart.

Maseczka posiada żelową konsystencję i piękny, energetyzujący, egzotyczny zapach - czuć mango z nutą papai. W składzie znajdziemy ekstrakt z papai , mango i zielonej herbaty. Ma żółty kolor. W opakowaniu nie jest jej dużo, raczej trzeba cienko smarować ale wystarczy na całą twarz. Dobrze się rozsmarowuje - ja to robię łopatką. Po chwili zaczyna się pienić. Wytwarzane bąbelków jest bardzo przyjemne, delikatne i masujące. Piana rośnie całkiem spora. Producent zaleca aby pianę wklepać w skórę i pozostawić jeszcze chwilę dla wzmocnienia efektu. Po takim wklepaniu maseczka robi się kremowa. Nie miałam większego problemu z jej zmyciem. Efekt to miękka, odświeżona i lekko rozświetlona skóra.Nie czułam po niej żadnego ściągnięcia. Ogólnie fajny produkt, przyjemny i relaksujący. W promocjach idzie ją kupić za kilka złotych i jak kiedyś trafię to na pewno do niej wtedy wrócę. Warto wypróbować :)

Maseczka ma początkowo żelową konsystencje, która po kontakcie ze skórą zamienia się w pianę, która rośnie i rośnie i rośnie. W zapachu świeża, lekko owocowa, trochę egzotycznych owoców wyczuwam. Po ściągnięciu z twarzy maseczki czuć takie odświeżenie tej twarzy, jakby dostała energii. Nawilżenie jest bardzo delikatne, ale za to jest ładnie wygładzona i zmiękczona. Twarz jest zaopiekowana, ale nie jest to taki w 100% komfort, jednak brakuje tego nawilżenia, o którym jednak zapewniał producent. Podsumowując, nie jest to maseczka obowiązkowa, ale dla mnie to pienienie się relaksuje, sprawia, że jestem ukojona i mam chwilę dla siebie. Jest to po prostu taki bajer. Dlatego jeśli, ktoś chcę coś nowego poczuć, nic go nie zaskakuje w pielęgnacji to to jest dla Ciebie.

Pierwsze opakowanie trafiło do mnie jako dodatek do gazety, dość szybko zużyłam i byłam bardzo zadowolona z działania teraz regularnie już gości w mojej pielęgnacji. Opakowanie to poręczna, lekka saszetka o pojemności 8g. Mieni się kolorami różu, fioletu i złota w zależności pod jakim kątem trzymamy opakowanie. Z tyłu opakowania znajdują się wszystkie czytelne informacje dotyczące produktu. Znana i lubiana przez mnie marka Bielenda jak zawsze trzyma wysoko poziom. Maseczka jest rewelacyjna ❤️ Wystarczy bez problemu otworzyć opakowanie i na suchą twarz rozsmarować pomarańczowy żel o obłędnym cytrusowym świeżym zapachu! Należy szybko rozprowadzić produkt ponieważ konsystencja z żelu w mgnieniu oka zmienia się w białą, puszystą pianę, która przyjemnie masuje twarz i umila czas trwania aplikacji. Gdy pianka przestanie strzelać i łaskotać należy wmasować produkt w twarz i jeszcze na chwilę zostawić po czym zmyć. Twarz przez chwilę pozostaje lepka, zmyłam resztki maseczki bez problemu sama wodą. Efekt? Efekt przerósł moje oczekiwania twarz nabrała blasku, świeżości, elastyczności, drobne zmarszczki zostały zniwelowane, twarz wyglądała bardzo świeżo i promiennie. Efekt utrzymywał się bardzo długo, zarówno gdy nałożyłam tylko krem czy nałożyłam makijaż, który trzymał się nienagannie przez wiele godzin. Polecam w szczególności przed ważnym wyjściem efekty są widoczne w mgnieniu oka. Cena i dostępność na plus, łatwość w zastosowaniu i efekty są rewelacyjne! Sam zapach koi i umila czas trwania aplikacji maseczki. Wszystkie, absolutnie wszystkie obietnice producenta zostały spełnione! ❤️

Lubię czasem takie eksperymenty i co jakiś czas skuszę się na jakiś niestandardowy kosmetyk. Maseczki musujące są akurat jednym z fajniejszych pomysłów, zawsze bardzo mi się podobał efekt musowania i delikatnego łaskotania skóry. Maska od Bielendy jest naprawdę świetna! Może pielęgnacyjnie nie ma co tu się doszukiwać czegoś niezwykłego, ale przyznam, że fajnie działa na skórę, a przede wszystkim zapewnia sporo relaksu i uśmiechu. Ładna, elegancka saszetka, a w jej środku znajduje się żel o pomarańczowej barwie. Na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się piękny zapach - egzotyczny, owocowy, bardzo naturalny - czuć w nim dokładnie mango i papaję tak jak napisane na opakowaniu. Ma się wrażenie jakby się dostało jakiegoś egzotycznego drinka. Maskę najlepiej nałożyć w miarę sprawnie i szybko, bo praktycznie po kilku sekundach zmienia się w puszystą białą piankę. Rośnie na twarzy, przy tym bardzo przyjemnie łaskocząc jej powierzchnię. Czuć delikatne bąbelki, a piana na szczęście nie jest przesadnie obfita. Miałam kiedyś maseczkę bąbelkową innego producenta i tam dopiero piana rosła prawie bez końca, aż zaczęła wchodzić do oczu. Tutaj tak nie jest, pianka zatrzymuje się na pewnym etapie. Po kilkunastu minutach można zmyć maskę. Jest to bardzo łatwe, bo piana robi się odrobinę sztywna, więc można ją ściągnąć w kilku kawałkach, a resztki zmyć wodą. Jeśli chodzi o łatwość stosowania to naprawdę nie ma się do czego przyczepić. A efekt? Faktycznie lekko bankietowy. To naprawdę fajna maseczka do zastosowania przed ważnym wyjściem - skóra stała się lekko rozświetlona, wymasowana, odprężona, miała ładny zdrowy koloryt. Do tego miękka i bardzo gładka. Z nawilżeniem czy odżywieniem to tak raczej na minimalnym poziomie, ale ta maska chyba służy właśnie do tego aby zrobić szybki efekt, aby skóra wyglądała dobrze przez kilka najbliższych godzin i aby była rozbudzona i pełna energii. Za taką śmieszną cenę (a w promocji maskę można złapać nawet za 3 zł) to w ogóle nie ma co się zastanawiać i warto ją wypróbować. Do codziennej pielęgnacji raczej się nie nadaje, ale na powolny wieczór spa, na szybki relaks dla zmęczonej skóry albo fajna opcję aby dać skórze szybki zastrzyk energii to idealny wybór. Fajna, tania, działająca.

Już raz miałam maseczkę musującą, ale była ona w płachcie. Ta z Bielendy jest kremową maseczką, którą trzeba rozprowadzić na twarzy. Po otwarciu saszetki z maseczką wyczuwalny jest owocowy zapach bardzo przypominający oranżadę. Wyczuwalne są nuty mango i papai. Maseczka ma konsystencję żelową. Ma pomarańczowy kolor. Na opakowaniu jest napisane, że trzeba odczekać kilka minut do uzyskania efektu bąbelkowania, ale jak możecie zobaczyć na filmie maseczka zaczęła musować już podczas jej aplikowania na twarz! Wszystko działo się bardzo szybko! Piana narastała i narastała. W pewnym momencie nawet ciężko było mi oddychać przez nos, bo bąbelki zatkały mi dziurki ????. Efekt był niesamowity i przerósł moje oczekiwania. Jak maska skończyła bąbelkować zdjęłam pianę po kawałku, bo jest ona jak maseczka Peel-Off. Co zostało wsmarowałam w skórę, zostawiłam na chwilkę i zmyłam na koniec wodą. Na początku byłam bardzo rozczarowana. Twarz była co prawda rozświetlona, ale ściągnięta i niezbyt przyjemna w dotyku.. Po jakimś czasie skóra zrobiła się miękka, sprężysta i nawilżona. Ta maseczka to było świetne doznanie. Zabieg jest bardzo odprężający i przyjemny.

Maseczka Prosecco Bubble to pielęgnacyjna dawka energii dla skóry. Ma konsystencję kisielu, która łatwo się rozprowadza na skórze. Pachnie egzotycznymi owocami. Po chwili zamienia się w białą piankę, która rośnie i musuje. Czuć lekkie łaskotanie, jakby małe robaczki chodziły po skórze, bardzo przyjemne uczucie. Czyli czuć na własnej skórze jak maseczka robi dobrą robotę i pracuje. Wykonuje mikromasaż naskórka. Podczas masowania maseczka zamienia się w biały krem. Po użyciu skóra jest miękka i odświeżona. No, kosmetyczna magia. Pierwszy raz miałam taką maseczkę i już wiem, że nie ostatni. W składzie mango, papaja, zielona herbata.

Maseczkę otrzymałam w prezencie do zakupów drogeryjnych, jednak kupiłam ją też w gratisie do jednej z gazet. Ma piękne opakowanie, które przyciąga wzrok, ładny zapach owoców oraz pomarańczowy kolor. Dobrze się rozprowadza i już bo chwili zaczyna bardzo przyjemnie musować tworząc jakby piankę na buzi. Po ściągnięciu maseczki twarz jest cudownie miękka, ukojona, nawilżona i jakby lepiej napięta. Ten efekt utrzymywał mi się przez cały dzień i było to niesamowicie komfortowe. Warto ją kupić :)

Maska jest genialna! Jest jedną z niewielu, które dają efekt widoczny od razu po zużyciu. Polecam ją przed jakimś większym wyjściem lub nawet dla miłego spędzenia czasu w domu z kimś bliskim. Maseczki w opakowaniu jest bardzo dużo, spokojnie wystarczy dla dwóch osób. Niestety w pojedynkę musimy zużyć ją całą, bo w kontakcie z powietrzem zaczyna się pienić. Mi wystarczyła na całą twarz oraz szyję i to nałożona dosyć grubą warstwą. Maska na początku jest płynna w złotym kolorze , ale w trakcie nakładania robi się kremową i biała. Tak jak wspomniałem wcześniej, maska natychmiast zaczyna się pienić. Bąbelki fajnie masują skórę. Po ok. dwóch minutach zacząłem wmasowywać maskę w skórę. W ten sposób powstał znowu biały gęsty krem, który zaczyna wchłaniać się w skórę. Po 5 min. można spłukać resztki wodą. Skóra po użyciu jest nie do poznania. Po pierwsze koloryt jest wyrównany, a skóra wygląda tak świetliście i zdrowi. Pory są mniej widoczne, tekstura jest gładka, a cała twarz wygląda na jędrną i napiętą. Niedoskonałości też są wyciszone, a zaczerwienienia ukojone. Jak na jedno użycie efekt jest niesamowity. Przez czy zabieg towarzyszy nam świeży zapach papai. Chciałbym żeby ta maska była dostępna w jakimś opakowaniu airless.

Ja jestem zakochana w tym produkcie ❤️ Bardzo miłe zaskoczenie , nie tylko podczas używania ale ten efekt po. Moja skóra dosłownie dostała spory zastrzyk energii. Dla mnie to pielęgnację w imprezowym stylu. Można śmiało nakładać przed makijażem i po wieczornym demakijażu . Formuła jest zwykła żelowa ale bąbelkująca , pod wpływem powietrza zwiększa swoją objętość i zmienia się w lekką pianę, maseczka odżywia , nawilża ale i działa jak delikatny mikromasaż naskórka. Musująca maseczka rozbudza nie tylko skórę ale i zmysły. Pachnie pięknie i owocowo, zawiera : Papaje – która poprawia kondycję naskórka. Mango – działa nawilżająco i zmiękcza skórę. Zielona herbata – doskonale odświeża i uspokaja skórę. Efekt po? Naturalny glow! Cera wyraźnie w lepszej kondycji, odżywiona, nawilżona, koloryt wyrównany.

Maskę otrzymałam w prezencie i od razu zachwyciła mnie eleganckim opakowaniem w kolorze różu szampańskiego. Miałam już kiedyś inne bąbelkowe maseczki, więc mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać. Zapach rzeczywiście przypomina owocowy szampan, bardzo przyjemny, energetyzujący. Produktu w opakowaniu jest dużo, spokojnie wystarcza na grubszą warstwę na twarzy. Po nałożeniu produktu już pi chwili odczuwamy musowanie, tworzy się pianka ale ku mojemu zdziwieniu bardziej zbita, dobrze trzymająca się twarzy. Efekt pienienia rzeczywiście trwa zdecydowanie dlużej niż w konkurencyjnych produktach. Po dłuższej chwili sama zaczęłam ściągać piankę bo czas mnie gonił a musowanie wciąż trwało. Po zmyciu twarz jest delikatnie bardziej miękka w dotyku, odświeżona. Czy dała mi więcej energii? Raczej nie ale mimo wszystko dała miły początek dnia. Fajny gadżet kosmetyczny ale raczej bez większych efektów.

Jestem wielką miłośniczką musujących maseczek bąbelkowych. Nic mnie tak nie odpręża i nie sprawia, że zapominam o pędzącym świecie, jak szum pękających bąbelków i uczucie delikatnego masażu na twarzy. Maska od Bielendy pod tym względem nie zawodzi. Już po otwarciu opakowania można poczuć obłędny, energetyzująco-owocowy zapach żelowej formuły, która w kontakcie z powietrzem zaczyna delikatnie musować. Bąbelkowanie trwa naprawdę długo - maseczka rośnie i rośnie, osiągając na twarzy rozmiar pokaźnej chmurki, a potem stopniowo zanika. Po zaniku musującego efektu, pozostałości maski rozmasowuję i pozostawiam jeszcze na kilka minut dla wzmocnienia efektu. Po jej zmyciu skóra jest delikatnie wygładzona i rozświetlona. Efekty te nie są szczególnie spektakularne, ale - nie oszukujmy się - nie o to w maseczkach bąbelkowych chodzi. Zdecydowanie polecam taką chwilę relaksu tylko dla siebie, szczególnie, że maseczkę co jakiś czas można dorwać w promocji, np. w Hebe.