Maseczka nawilżająca w pełni spełnia obietnice producenta – jest treściwa, mocno odżywcza, zapewnia odpowiedni poziom nawodnienia przynosząc ukojenie przesuszone skórze.
Najnowsza seria Bio Organic Perfect Skin od marki Eveline zainteresowała mnie jak tylko pojawiła się w drogeriach, zakupiłam więc wszystkie produkty jakie są dostępne w tej linii. Skusiły mnie dobre składy, wegańska formuła oraz obiecywane działanie. Maseczka nawilżająca w pełni spełnia obietnice producenta – jest treściwa, mocno odżywcza, zapewnia odpowiedni poziom nawodnienia przynosząc ukojenie przesuszone skórze.
OPAKOWANIE
Opakowanie to mała, zgrabna saszetka posiadająca mnóstwo ozdobnych, metalicznych elementów, przez co nie sposób przejść koło niej obojętnie i wręcz woła do nas ze sklepowej półki. Mnóstwo złota, błękitu połyskuje radośnie kiedy bierzemy kosmetyk w nasze dłonie. Grafika przedstawia uśmiechająca się kobietę z kremową maseczką (kremem?) na twarzy. Na przedniej stronie mamy wypisane najważniejsze cechy i funkcje produktu, składniki aktywne, z tyłu zaś dokładny opis z omówieniem poszczególnych składników aktywnych. Całość nie przytłacza, a pogrubione części opisu ułatwiają odnalezienie interesującej nas informacji. Na dole znajdują się 2 miejsca z lekkim wycięciem, które ułatwiają otworzenie saszetki – wystarczy lekko pociągnąć i już, nie trzeba posiłkować się nożyczkami. Zawartość wystarcza na jedną obfitą aplikację.
MASKA
Maseczka pod względem konsystencji przypomina treściwy i bogaty krem. Ma białą barwę i przyjemny zapach, w którym przebija się nutka majestatycznej róży oraz świeży aloes, które zresztą znajdziemy w składzie. Dzięki takiej konsystencji łatwo się ją nakłada na twarz. Po aplikacji niestety chwilowo wywołuje uczucia pieczenia, które bardzo szybko mija (nie wiem czym to jest spowodowane, jednak nie jest to reakcja alergiczna). Maseczkę stosowałam po uprzednim wykonaniu peelingu drobnoziarnistego z tej samej linii. Producent zaleca trzymanie jej przez 15 minut na twarzy. Na początku daje lekkie uczucie chłodzenia, które doceniam szczególnie teraz kiedy mamy temperatury jak w tropikach. W tym czasie maska staje się lekko oleista, nasza twarz wygląda jakbyśmy nałożyli olej, wizualnie daje to taki efekt, świadczy to o tym, że z kremowej konsystencji zmienia się jakby w olejek. Ciekawa forma i niemałe zaskoczenie. Po 15 minutach zmywam ją, choć wcale nie schodzi tak łatwo, trzeba się nieco napracować, ale dla efektów warto. Skóra po takim zabiegu jest miękka w dotyku, gładka i bardzo dobrze nawilżona, za to cenię sobie ten produkt. Niweluje uczucie ściągnięcia i suchości skóry. Ma za zadanie również koć i regenerować i myślę, że to właśnie robi – wszelkie zaczerwienienia po jej użyciu stają się nieco bledsze. Uważam, że spełnia w pełni obietnice producenta. Na uwagę zasługuje wegańska formuła oraz to, że jest to kosmetyk cruelty free, cena jak za taki dobry składowo produkt jest niska. W formule znajdziemy między innymi sok z aloesu, kwas hialuronowy, olej z róży damasceńskiej, glicerynę, olej ze słodkich migdałów, panthenol, glukozę, ekstrakt z kwiatów róży, czyli mocno odżywczą mieszankę, która doskonale pielęgnuje każdą skórę, nie tylko suchą, której jest dedykowana.
PLUSY
+ bogata konsystencja
+ przyjemny zapach
+ świetnie nawilża, odżywia i koi
+ niweluje suchość skóry i uczucie ściągnięcia
+ jest wydajna
+ niska cena
+ wegańska, cruelty free
MINUSY
powoduje lekkie pieczenie po aplikacji, jednak szybko ono zanika
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie