Dermika Luxury Placenta, Luksusowa maseczka anti-aging 

Luksusowa maseczka, która ma nam dać natychmiastowy efekt wygładzenia. Producent wspomina też o efekcie WOW, który osiągniemy dzięki rozświetlającym perłowym drobinkom mającym optycznie zmniejszać widoczność zmarszczek. Jak to było u mnie? (Cera mieszana) OPAKOWANIE utrzymane jest w eleganckiej, typowo kobiecej kolorystyce. Połączenie pastelowego różu ze złotymi napisami bardzo udane. ZAPACH nie jest w moim guście. Może nie jest ciężki i intensywny, ale jakiś taki... Ktoś napisał, że przypomina mu stare mydło i ja się z tym zgodzę. KONSYSTENCJA to gesty krem o kolorze malinowego budyniu. Jest to przedziwny kosmetyk, gdyż w miarę rozprowadzania go na twarzy, zamienia się w srebrno-perłową poświatę. Wygląda to tak, jakbyśmy mocno przesadziły z ilością rozświetlacza. Moje pierwsze skojarzenie - Wielki Elektronik z Pana Kleksa :) Jest to kosmetyk który zostawiamy do wchłonięcia, a po 20 minutach wmasowujemy lub usuwamy nadmiar płatkiem kosmetycznym. Pierwsza opcja odpada - nie da się tego wmasować, bo produkt zaczyna się po prostu mocno rolować. Maseczka jest bardzo wydajna. Jedno opakowanie starczyło mi na 4 aplikacje, przy nakładaniu dość grubej warstwy, na twarz i szyję. EFEKTY Szczerze mówiąc efektu WOW u mnie nie ma. A miał być natychmiastowy, czyli coś w stylu maseczek bankietowych. Bezpośrednio po starciu kosmetyku skóra jest bardziej miękka, ale daleko jej do efektu "natychmiastowego wygładzenia". Zgodzę się, że dzięki drobinkom, które pozostają cera jest delikatnie rozświetlona. Tylko po co mi ten blask na noc? Maseczka bowiem pozostawia tłustą, dość ciężką warstewkę, co kwalifikuje ją bardziej jako kosmetyk na noc. Oczywiście można ją zmyć wodą lub żelem, ale nie taki był cel. Ma jeden plus - poprawia humor, bo działa rozśmieszająco. Przynajmniej na mnie, gdy widzę swoją twarz w wydaniu Wielkiego Elektronika ;)

Moja skóra po lecie mocno domaga się odżywczych maseczek, bo suche partie twarzy (policzki, skóra pod oczami) troszkę są przesuszone po regularnej ekspozycji na słońce. Kupiłam kiedyś tę oto maseczkę z Dermiki. Działanie w kierunku "anti-aging" to już u mnie chyba podstawa, ale przede wszystkim lubię odżywienie, nawilżenie i przyjemny, wygładzająco-rozświetlający efekt. Ta maseczka spełniła całkiem sporo tych oczekiwań, jest przyjemna i warta zauważenia. Opakowanie jest niepozorne: mała saszetka, wąska, nie zajmująca zbyt wiele miejsca. W środku jednak znajduje się naprawdę sporo maseczki. Spokojnie wystarczy na dwie aplikacje, ja zużyłam ją na jeden raz, ale wystarczyła, żeby nałożyć solidną warstwę także na skórę szyi i dekoltu. Konsystencja jest przyjemna, gęsta i kremowa. Maseczka ma bladoróżowy kolor, coś jak kolor opakowania, i minimalnie można w niej dostrzec jakby perłowy połysk, widać to w dobrze w naturalnym świetle. W opisie była wzmianka o delikatnych drobinkach i trochę się obawiałam czy maska nie zostawi jakiegoś brokatowego wykończenia, ale nic takiego na szczęście nie było. W bardzo lekki sposób rozświetla skórę, te drobinki nadają niezwykle eterycznego rozświetlającego efektu i skóra wygląda ładniej, chociaż nic się widocznie nie świeci po dokładnym zmyciu resztek. Najsłabszym punktem jest tutaj zapach. Jest taki "staromodny". Nie mówię tego jego coś bardzo negatywnego, ale rzadko już spotykam kosmetyki o podobnym zapachu. Jak powąchałam maseczkę pierwszy raz, to od razu miałam skojarzenia z kremem jaki używała moja babcia gdy byłam mała, coś w stylu Pani Walewska. Taki zapach kremu Nivea połączony z kwiatowymi perfumami. Gdyby to był krem do twarzy, to pewnie bardziej by mi to przeszkadzało, ale w maseczce do stosowania na raz nawet nie było to niczym męczącym, chociaż zapach jest dla mnie odrobinę zbyt wyrazisty. Najbardziej w maseczce brakowało mi nawilżenia, po zmyciu resztek maski jakoś nie czułam tak komfortowego ukojenia jak to często kremowe maski potrafią zapewnić. No ale w sumie o nawilżeniu w opisie nie ma zbyt wiele, producent skupia się bardziej na wygładzeniu, rozświetleniu i sprawieniu, że skóra wygląda młodziej. I coś w tym jest! Maseczka przyzwoicie odżywia, skóra jest miękka, gładka i rozpromieniona. Dzięki rozświetlającemu efektowi ma się wrażenie, że wygląda młodziej i jakoś tak fajniej. Nie czułam dużego nawilżenia, ale w sumie potem w ciągu dnia nie czułam w ogóle napięcia, a ostatnio towarzyszy mi ono i wieczorem z przyjemnością nakładam mocniej nawilżający krem. Przyznam, że działanie jest ciekawe i w sumie to taka maseczka trochę bankietowa, która poprawi wygląd w szybki sposób, choć może niekoniecznie zadziała dogłębnie. Czy jestem przekonana? Trochę tak ;) Myślę, że jeszcze kiedyś do niej wrócę, żeby zobaczyć czy kolejne użycie będzie podobnie satysfakcjonujące. Wydaje mi się, że dobrze mieć gdzieś na podorędziu maseczkę tego typu. Określenie "anti-aging" jest może troszkę na wyrost, ale wizualnie widać poprawę i po prostu skóra dobrze po niej wygląda.

Dermika Luxury Placenta Luksusowa Maseczka Anty Aging przyciągnęła moją uwagę swoim opakowaniem i obietnicami widocznych i szybkich efektów odmładzających. Stwierdzałam - sobota, spróbuję! Maseczka ma, kremową konsystencję, która łatwo się rozprowadza i dobrze przylega do skóry. Skóra po użyciu jest dosyć miękka i nawilżona. Ma taką rozświetlającą poświatę. Na opakowaniu jest napisane by nadmiar maseczki bo czasie wklepać - ale gdy stosowałam ją w ciągu dnia i chciałam nałożyć makijaż to wyschnęła na tyle, że nie dało się go wklepać - maseczka zaczęła się rolować, w związku z czym ją zmyłam wacikiem z wodą. Twarz po niej była miękka, ale po zmyciu wodą traci się ten efekt glow jaki ona daje. To co w niej doceniam to zawartość placenty, która ma właściwości regeneracyjne i wspomaga odnowę komórek skóry. Maseczka od Dermika jest jest bardzo wydajna, jedno opakowanie zużyłam na 3 razy, w tym dwa jako krem na noc. I w tej formule sprawdził mi się lepiej niż w ciągu dnia. Niestety, maseczka Dermika Luxury Placenta nie spełniła moich oczekiwań w pełni. Po pierwsze, jej działanie przeciwzmarszczkowe i liftingujące jest mało zauważalne, efekt jaki daje to bardziej nawilżenie i odżywienie - ale też nie spektakularne. Zdecydowanie wolę maseczki w płachcie, które dobrze nawilżą i odżywią moją cerę - efekt po nich jest bardziej spektakularny. Biorąc to pod uwagę, raczej nie zdecyduję się na ponowny zakup, szukając bardziej trwałych i opłacalnych rozwiązań w pielęgnacji przeciwstarzeniowej.

Maseczka od Dermiki znajduje się w jasnoróżowej saszetce o pojemności 10 ml. Konsystencja jest gęsta, kremowa i dzięki temu wydajna. Nie lubię nakładać na twarz zbyt obfitych ilości kosmetyków (cera mieszaną że skłonnością do trądziku), dlatego ta maseczka wystarczyła mi spokojnie na 6 aplikacji. Kolor maski jasnoróżowy, z połyskującymi drobinkami. Zapach: faktycznie "babciny". Na myśl przywodzi takie zleżałe w szufladzie z bielizną mydło :D Skład bogaty nie tylko w liczne emolienty (masło shea, olej z awokado, wosk słonecznikowy czy olej sojowy), ale również gliceryne, estry jojoba, niacynamid, arganowe komórki macierzyste, witaminę E i lecytynę. Nie zabrakło też substancji kontrowersyjnych takich, jak: silikon, mikroplastik, fenoksuetanol i kilka substancji zapachowych oraz barwników. Producent zaleca, aby maskę pozostawić na twarzy na 20 minut aż do wchloniecia, a następnie wmasowac nadmiar lub usunąć płatkiem kosmetycznym. Osobiście polecam zmycie mokrym płatkiem, gdyż maska zastyga na twarzy tworząc świetlistą warstwę, która prędzej się zroluje pod palcami niż raczy wmasowac w skórę ;) Oprócz tego z kosmetykiem współpracuje się bezproblemowo. Stosowałam go zarówno na noc, jak i na dzień. Nie powoduje podrażnień, nadprodukcji sebum i nie zapycha porów. Świetnie nawilża, odżywia, zmiękcza i wygładza cerę. Rozświetlenie nadawane przez drobinki miki jest jednak chwilowe. Stosując tę maseczkę zauważyłam przyspieszony proces regeneracji naskórka. Polecam osobom o różnym typie cery, szczególnie tym wymagającym rewitalizacji lub borykającym się z trądzikiem i pozostałościami po nim.

Maseczki do twarzy to moim zdaniem idealne dopełnienie codziennej pielęgnacji. Posiadają ciekawe działanie pielęgnacyjne, dlatego też śmiało można je stosować w zależności od tego, jaki efekt chcemy aktualnie osiągnąć. Z racji tego, iż moja skóra z zasady jest bardzo sucha, wrażliwa oraz reaktywna, staram się stosować kosmetyki o działaniu nawilżającym, odżywczym oraz łagodzącym. Tym razem wybrałam dla siebie maseczkę od marki Dermika, która w ostatnimi czasy coraz częściej gości w przypadku mojej rutyny pielęgnacyjnej. Przekonałam się do nich właśnie za sprawą maseczek, których miałam już okazję stosować kilka rodzajów. Kosmetyk został zamknięty w opakowaniu w formie saszetki. Jest ona dość wąska i długa. Posiada jasnoróżową, pastelową barwę i za pomocą złotej czcionki umieszczono tutaj kwiatową grafikę oraz wszelkie, najważniejsze informacje o kosmetyku, takie jak logo producenta, nazwa produktu, jego skład, zalecany sposób użytku czy bardziej szczegółowy opis. Cena regularna maseczki wynosi niecałe osiem złotych. Produkt posiada przyjemną, kremową konsystencję oraz truskawkową barwę. Nie posiada praktycznie żadnego zapachu, jedynie delikatnie czuć tutaj leciutkie, kremowe nuty. W składzie kosmetyku znajdziemy między innymi niacynamid, arganowe komórki macierzyste czy perłowe, rozświetlające pigmenty. Maseczkę aplikowałam na oczyszczoną buzię, po zastosowaniu peelingu. Jest dość wydajna, starczyła mi na około trzy użycia. Śmiało można stosować ją także jako krem na noc z racji tego, iż produkt ten możemy pozostawić aż do wchłonięcia. Kosmetyk posiada bardzo przyjemne działanie pielęgnacyjne. Doskonale nawilża, odżywia i wygładza. Zdecydowanie ujędrnia skórę, nadaje jej zdrowego blasku i zmiękcza. Sprawdzi się jako pielęgnacja w przypadku cery suchej i wrażliwej. Maska od marki Dermika sprawdziła mi się naprawdę bardzo dobrze. Jest idealną propozycją dla suchej, dojrzałej oraz wrażliwej cery. Bardzo dobrze nawilża i odżywia. Jak najbardziej polecam.

Maseczka ma neutralny delikatny zapach, jest gęsta. Częściowo się wchłania jednak w dużej mierze przy wsmarowywaniu się wałkuje czego nie lubię. Początkowo smaruje się bardzo trudno, jest "tępa" potem poślizg jest lepszy. Resztki trzeba zmyć gdyż pozostaje gęsta niewchlonieta warstwa i efekt perłowy wtedy oczywiście znika. Po maseczce skóra rzeczywiście jest wygładzona i miękka więc w sumie to co obiecał producent zostało spełnione jednak ja preferuję maseczki które wchłaniana się całkowicie.

Maska ma gęstą konsystencję, jest bardzo kremowa. Zapach od razu nie przypadł mi do gustu, jest bardzo babciny. Maska ma za zadanie silnie nawilżyć i rozświetlić skórę, co do reszty to ciężko się wypowiedzieć. Nawilżenie jest, rozświetlenie... przy pomocy drobinek też jest. Sama maseczka przez swoją formułę jest bardzo wydajna i jedno opakowanie spokojnie wystarcza na dwa użycia. Producent poleca zostawić maskę do całkowitego wchłonięcia, a resztę wmasować w skórę. Sęk w tym, że maska nie wchłania się do końca i na skórze zostaje cienka perłowa warstwa. Wszystko przez te rozświetlające drobinki, których jest zdecydowanie za dużo. Wygląda to tak, jakby miało się na twarzy jakąś maskę, albo nałożyło sama mega rozświetlającą bazę pod makijaż, a zapomniało o reszcie. Dla mnie nie było opcji, żeby zostawić ją tak na skórze. Po spłukaniu skóra była bardzo dobrze nawilżona i miękka. Uważam, że spłukanie resztek nie zaszkodziło. Skóra była bardzo miękka i gładka. Jak na maseczkę, która miałaby tylko nawilżać, byłaby bardzo dobra.