The Body Shop Oils of Life, Intensely Revitalising Sleeping Cream Krem rewitalizujący na noc

Zakupiłam produkt pod wpływem impulsu w sumie. Bez żadnego powodu, ani potrzeby. Odleżał, aż skończyłam pielęgnację z Bielendy i sięgnęłam po to cudo. Nie spodziewałam się fajerwerków po poprzedniej "pielęgnacji". Na początku, gdy otworzyłam słoiczek z kremem dało się wyczuć charakterystyczną, ciekawą, trochę ziołową woń, która mnie zaskoczyła. Po nałożeniu kremu na twarz dało się wyczuć delikatne jej rozgrzanie/mrowienie (koleżanka, która też go spróbowała tamtego dnia stwierdziła, że ją twarz delikatnie piecze). Więc kolejne zaskoczenie. Krem wchłonął się bardzo szybko. I tyle z zaskoczeń. Po nocy skóra nie była (jak po wielu poprzednich kremach) z warstwą filmu, czy tłustej substancji. Była przegładka, ale jednocześnie nawilżona. Efekt mrowienia na mojej skórze pojawił się jeszcze dwa razy, a następnie znikł, więc chyba skóra musiała się do kremu przyzwyczaić. Koleżance jeszcze też około dwóch razy piekła twarz, a potem efekt stopniowo łagodniał. Za to efekty długofalowe (używam kremu od miesiąca) jest rewelacyjny. Krem uspokoił mi skórę, fajnie ją nawilża bez zbędnego obciążania skóry tłustym filmem. Z pewnością zakupię kolejny słoiczek.

Totalna niespodzianka - spodziewałam się w najlepszym razie przeciętniaka, w najgorszym razie - zapychacza. Tymczasem to bardzo dobry krem, który zużyłam do samego końca. Ponieważ jest dedykowany pielęgnacji nocnej, ma otulającą, treściwą formułę. Konsystencja jest jedwabista, delikatnie olejkowa - olejkowy jest też zapach, ale w nienachalny sposób. Bardzo wydajny, wystarczy odrobina na całą twarz. Chwilę się wchłania, co jednak nie ma dużego znaczenia, bo należy go stosować jako ostatni krok pielęgnacji przed pójściem spać. Nie ukrywam, że obawiałam się zapchania i ogólnych kłopotów. Tymczasem moja skóra bardzo dobrze go przyjęła i skorzystała na tej pielęgnacji - stała się bardziej miękka, gładsza, nawilżona. Wykorzystałam cały słoiczek (a jest spory) i nie wykluczam powrotu :)