Oriflame Diamond Cellular, Multi-Perfection Eye Treatment Krem pod oczy

Nie rozumiem tych złych opinii co do produktów z serii diamentowej. Używam ich od wielu lat i jestem bardzo zadowolona. Krem na dzień, czy na noc jest dla mnie bardzo dobry. Natomiast krem pod oczy też sprawdza się. Przede wszystkim to nie podrażnia mi oczy , nie mam opuchnięć powiek i zamglonego widzenia. Takie objawy miewam często po produktach przeciwzmarszczkowych stosowanych pod oczy. Sam krem jest delikatny o lekkiej konsystencji koloru białego. Po nałożeniu na delikatną skórę wokół oczu szybko się wchłania i pozostawia świetlistą powłokę. Spowodowane jest to maleńkimi drobinkami pyłu diamentowego. Wraz z kremem na dzień twarz staje się rozświetlona, pełna blasku i wypoczęta. Niweluje też cienie pod oczami. Krem znajduje się w fajnym , poręcznym pojemniku z dozownikiem z pompką, która precyzyjnie podaje odpowiednią ilość produktu. Forma grubego pisaka koloru białego z poświatą perłową i złotymi napisami. Dobrze trzyma się w dłoni . Opakowanie eleganckie i ekskluzywne. Działanie kremu zgodne z opisem producenta. Bardzo dobrze nawilża, wybiela cienie, działa w pewnym stopniu na zmarszczki mimiczne. Bezzapachowy i rozświetlający. Dla mnie dobry i godny polecenia.

Ten krem jest niesamowity. Jestem sceptykiem jeśli chodzi o kremy przeciwzmarszczkowe, uważam że na zmarszczki działają tylko retinoidy albo medycyna estetyczna, ale miło się rozczarowałam. Ma gęstą konsystencję, jest treściwy i mocno odżywczy, zapach przyjemny. Mimo bogatej konsystencji szybko się wchłania (ja używałam aplikatora kremów pod oczy z Oriflame, żeby nie rozciągać skóry pod oczami) i nie podrażnia. Krem w ciągu około 2 tygodni "rozprasował" mi te delikatne linie, rozświetlił skórę wokół oczu i wygładził ją tak, że wyglądała jak skóra dziecka. Bardzo uelastycznia skórę. Używałam go tylko na noc, ale efekt i tak był powalający.

Ja jak poprzedniczka, w posiadanie tego kremu weszłam trochę przypadkiem. Podarowała mi go mama, która zmylona opakowaniem była przekonana że to tusz do rzęs, więc dość mocno się zdziwiłam gdy okazało się, że to jednak krem pod oczy. :) Nie powiem, żebym go używała jakoś bardzo regularnie - głównie dlatego, że niespecjalnie dawał jakieś efekty. Od kremu pod oczy oczekuję ukojenia, nawilżenia i rozświetlenia ewentualnych cieni, a docelowo także działania przeciwzmarszczkowego. Tutaj właściwie żadne z tych wymagań nie zostało spełnione. Krem trochę coś tam nawilżał, choć rano zazwyczaj budziłam się z tłustą niewchłoniętą warstwą kosmetyku pod oczami, niż z poczuciem dobrego nawilżenia. Co dobrego mogę powiedzieć to to, że nie uczulił mnie ani nie podrażnił - a takie przeboje w mojej karierze znajomości z kremami pod oczy się zdarzały. Natomiast miałam też znacznie lepsze doświadczenia z produktami Bandi lub Bentonu, i Oriflame zdecydowanie się do nich nie umywa. Rozświetlające drobinki diamentowe jakoś przeszły zupełnie niezauważone. :) Producent obiecuje cuda wianki i kusi zawartością pyłu diamentowego w składzie. Czytam tę listę składników już piąty raz, od początku do końca i od końca do początku no i totalnie tego pyłu nie widzę :). Może któraś mika uznawana jest za pył diamentowy, ale głowy nie dam. Widzę za to bardzo wysoko w składzie donor formaldehydu (Imidazolidinyl Urea) i uważam, że pakowanie go w bardzo wrażliwą okolicę cienkiej skóry pod oczami jest doprawdy skandalem. Poza tym masa mikroplastiku, silikony, dość tanie wypełniacze potencjalnie komodogenne, Phenoxyethanol i parabeny. W zasadzie tu mogłabym już skończyć tę wyliczankę, ale z kronikarskiego obowiązku podam, że z plusów mamy jeszcze jakotako na wysokości składu masło shea, a dość nisko ekstrakt z białej trufli (może ta trufla się komuś z drogim diamentem pomyliła?), wyciąg z nasion zielonego groszku i witaminę E. Powiem tak - dobrze dla kremu, niedobrze dla mnie że skład przeczytałam dopiero przed wzięciem się za tę recenzję (bo kartonik wyrzuciłam już dawno, a tylko na nim zamieszczony był skład). W innym przypadku wyrzuciłabym niezużyte opakowanie do śmieci, bez żalu zupełnie, ze względu na cały ten syf upakowany pod hasłem diamentowego kremu pod oczy. Plus to opakowanie - wąskie, zgrabne, higieniczna pompka, dozująca tyle produktu ile trzeba. Z drugiej strony ciężko zużyć całość kosmetyku, ale teraz mając świadomość co jest w składzie, to nawet mi nie żal że coś w tej buteleczce zostało. Zapach zupełnie neutralny, nie zwrócił mojej uwagi. Kosmetyk jest chyba nieperfumowany, to akurat dobrze, bo tutaj do pełni obrazu tragedii przydałoby się żeby go jeszcze popsikali czymś drażniącym. Jeszcze na koniec - 70 zł w cenie regularnej to już totalna pomyłka. Zupełnie nie polecam, nie tylko za brak jakichś specjalnych efektów, ale przede wszystkim za tragiczny skład.

Pewnego dnia otwieram lodówkę, patrzę i widzę takie coś, pod masą czosnku i zolafrenu. Szukam jakiś opinii, ale na wizażu nic o tym nie ma. Dokładnie nie wiedziałam nawet co to jest, więc użyłam tego jako BAZĘ POD MAKIJAŻ (!) Fajnie to to nawilżało i rozświetlało- to fakt. To ma takie fajneeeeeeeeeeeee drobinki. Super się mieni. Uwielbiam. Ale tak patrzę w internecie i widzę tą cenę.... pierwsze co mam w głowie, to ''CO?! Czemu takie drogie?'' I fakt, to jest stanowczo za drogie. No i jeszcze to nie miłosiernie śmierdzi, ale to pewnie dlatego, że może być już przeterminowane. Zalety: +nawilża +rozświetla +wygładza +drobinki +fajna aplikacja +opakowanie też niczego sobie +szybko się wchłania Wady: -drogie -mało wydajne :( -trochę się lepi -śmierdzi -mała dostępność