NIOD Survival 0 Serum Serum do twarzy

Bardzo ciekawy, nowoczesny produkt. Posiada dużą ilość antyoksydantów, takich jak luteina, dysmutaza ponadtlenkowa czy pycnogenol. Stanowi super alternatywę dla witaminy C. Jestem na kuracji izotretynoiną i to serum rano pod spf sprawdza mi się cudownie! Nawilża i koi moją skórę, ma w składzie kompleks prebiotyczny, który dba o mikrobiom skóry. Trzeba tylko pamiętać, aby przed każdym użyciem dobrze wstrząsnąć butelkę :)

Serum zakupiłam po dość długim poszukiwaniu kosmetyku, który zastąpiłby produkty z czystym kwasem askorbinowym, których używałam wyłącznie na noc ze względu na kleistą lub po prostu słabo wchłaniającą się konsystencję. Serum miało przede wszystkim spełniać trzy postawione przeze mnie warunki: - nadawać się do użycia na dzień pod makijaż, - być antyoksydacyjną alternatywą dla witaminy C i jej pochodnych, - nie podrażniać skóry. I te warunki spełniło w 100%. Produkt zamknięty jest w buteleczce z ciemnego szkła z pompką z przekręcanym zamknięciem (co bardzo istotne z uwagi na ograniczenie dostępu powietrza przy dużej ilości antyoksydantów w składzie). Butelka zapakowana jest w kartonowe pudełeczko. Kosmetyk ma płynną konsystencję o lekko cytrusowym zapachu. Serum jest bardzo lekkie, łatwo się wchłania i nie pozostawia niemiłego uczucia ściągnięcia. Dodam że moja skóra jest wymagająca - tłusta (więc większość kosmetyków kiepsko się wchłania) i bardzo wrażliwa jednocześnie. Przy bardzo bogatym składzie produktowi udało się jej nie obciążyć i nie podrażnić. Najważniejszy jest oczywiście skład i tu mam to czego po firmie NIOD się spodziewałam. Naprawdę trudno jest zestawić składniki i przygotować formulację w taki sposób aby kosmetyk działał w pełni wielowymiarowo. I to serum nie ma tak działać - nie jest odżywcze, nie nawilża, nie tworzy warstwy okluzyjnej, nie oczyszcza skóry. Serum ma chronić nas przed czynnikami środowiska zewnętrznego, a konkretniej neutralizować rodniki na powierzchni skóry i zapobiegać jej uszkodzeniom. Kosmetyk ma wspierać skórę w walce ze smogiem, światłem UV i HEV. Producent w małej buteleczce zamknął mnóstwo antyoksydantów począwszy od SOD, likopenu, astaksantyny, luteiny, melaniny, pochodnych witaminy E, aminokwasów, a skończywszy na pycnogenolu (który dodatkowo hamuje scukrzanie lipidów i białek w skórze). Dzięki zawartości probiotyków (inuliny i oligosacharydów) kosmetyk może też wspierać funkcjonowanie mikrobiomiu (pod warunkiem, że nie będziemy niszczyć go częstym stosowaniem kwasów, retinoidów i silnych detergentów). Podsumowując - NIOD Survival 0 to kosmetyk dla wymagających, ale też dla cierpliwych - nie będzie działał szybko i spektakularnie, ale przy dłuższym stosowaniu jak najbardziej się opłaci. Polecam go wszystkim tym, którym zależy na działaniu anti-aging i wsparciu ochrony skóry przed światłem UV, szczególnie latem. Producent zaleca stosowanie go w wieczornej pielęgnacji, z uwagi na fakt, że w tym wariancie serum nie zawiera filtra (w odróżnieniu do Survival 10, 20 i 30), ale ja polecam i stosuje na dzień, kiedy skóra jest najbardziej narażona na czynniki środowiskowe. Używam codziennie, czekając do zupełnego wchłonięcia, przed kremem z wysokim SPF.

Pozytywne opinie na temat wszystkich marek Deciem i moje dość dobre wrażenia po zastosowaniu kilku produktów od The Ordinary sprawiły, że zaczęłam mocno interesować się ich najdroższą marką: NIOD. NIOD, zgodnie z opisem oferuje produkty najbardziej zaawansowane technologicznie, ich składy są starannie opracowane i są wynikiem osiągnięć najnowszej chemii. Miałam to szczęście, że akurat na czarny piątek rzucili sporo fajnych promocji i udało mi się załapać na Survival 0 w bardzo przystępnej cenie. Co prawda, nie jest to ich flagowy, najdroższy specyfik, ale miałam nadzieję że da mi namiastkę tej wyjątkowej pielęgnacji z NIOD. Serum zamówiłam bezpośrednio na stronie producenta. Paczka przyszła szybko i bez problemów. Serum zapakowane było w eleganckie, czarne, kartonowe pudełko. W środku znajdowała się buteleczka z ciemnego szła o pojemności 30 ml, wyposażona w wygodną pipetę. Survival 0 charakteryzuje się takim dziwnym brązowo pomarańczowym kolorem oraz lekko ziołowym zapachem, przez co przywodzi na myśl jakiś wyrób apteczny. Serum jest bardzo wodniste, spływa z palców, najlepiej nakładać go na poszczególne partie twarzy w małych ilościach. Wchłania się raczej wolno, bezpośrednio po nałożeniu daje uczucie mokrej twarzy. Całkowicie znika po kilku minutach, pozostawiając cerę lekko błyszczącą - jakby szklistą. Zgodnie z zaleceniem producenta, stosowałam go na noc, ponieważ serum to nie zapewnia ochrony anty UV. Co do działania, to od razu powiem - jest słabo. Producent obiecuje, że Survival 0 będzie przeciwdziałał negatywnym skutkom środowiska oraz stylu życia. Spodziewałam się więc, że serum to, w ciągu nocy ukoi i zregeneruje moją skórę, przywracając jej ładny koloryt oraz zdrowy wygląd i blask. Niestety, nic takiego nie miało miejsca... Specyfik ten lekko nawilża skórę i to by było na tyle. Z drugiej strony, na szczęście nic też nie psuje - nie podrażnia, nie zapycha nie obciąża skóry. Mogłam po nim zastosować dowolny krem i wszystko ładnie się wchłaniało. Podsumowując, po zużyciu całej butelki Survival 0 nie widzę żadnego pozytywnego wpływu na moją suchą, zmęczoną zimą cerę. Być może tego typu produkty trzeba stosować miesiącami dla realnych efektów... Jeśli tak, to ja wolę zdecydowanie nasze rodzime sera, choćby z witaminą C... Cieszę się, że kupiłam go w świetnej ofercie, bo inaczej byłabym załamana... Szczerze nie polecam...