Odkąd dostałam swoją pierwszą maskę w płachcie w jednym z wizażowych testów, co raz chętniej sięgam po takie rozwiązanie. Veggie Shine to prezent w paczce Recenzentki Miesiąca, za co dziękuję pięknie Redakcji i Wizażankom :)
Maski w płachcie cenię przede wszystkim za wygodę - jestem leniuch i nie chce mi się niczego rozrabiać, zmywać, więc opcja nałożenia tkaniny i jej ściągnięcia brzmi dla mnie wspaniale :D
Zacznę od opakowania, które bardzo przyciąga spojrzenia. Wesoła, kolorowa grafika z warzywkami, wygląda trochę jak z kreskówki ;) Saszetka jest wygodna, łatwo się ją otworzy nawet w podróży.
Materiał, z którego wykonano maseczkę jest niezwykle cieniutki, jednak nie wpływa to absolutnie na jej wytrzymałość. Mam zastrzeżenia co do kształtu maski - podobnie, jak zauważyła jedna z Wizażanek: dziwne nacięcia i wycięcia, co u mnie miało swoje plusy i minusy. Na plus: duże wycięcia pod oczy i bardzo wąziutki pasek materiału na obszar pomiędzy nosem a ustami. Wiele masek jest dla mnie zbyt szeroka w tych miejscach, a tutaj jest idealnie. Na minus: dziwne nacięcia po bokach i za dużo materiału w okolicach policzka, miejscami mogłabym ją sobie naciągnąć do ucha. Maseczka jest dobrze nasączona, ma idealną ilość serum.
Jeśli chodzi o zapach, to nastawiałam się na coś owocowego, na tą tytułową morelę, a tutaj mamy coś pachnącego subtelnie, świeżo, w kierunku mięty, zielonej herbaty.
Działanie - i tutaj mam dylemat. Z jednej strony, jestem zachwycona efektem ukojenia. Maska jest bardzo chłodna, gdy nakładałam ją to poczułam błogie uczucie chłodu, jakby ktoś nałożył najskuteczniejszy kompres świata. Myślę, że latem to będzie hit po ciężkim, upalnym dniu.
Z drugiej strony, maseczka nie jest stricte oczyszczająca i nie jest przeznaczona dla skóry tłustej, trądzikowej - ja w trakcie stosowania nie mogłam wytrzymać uczucia ściągnięcia skóry. Mając maskę na twarzy czułam się jak przy stosowaniu maseczek z glinką.
Po usunięciu materiału, ukazała mi się wygładzona i odświeżona skóra. Nie zauważyłam efektu bomby nawilżenia, zastrzyku energii czy wyrównanego kolorytu. Niestety, ale po wklepaniu resztek esencji, nadal czułam nieco ściągnięcie i nieprzyjemne napięcie. O dziwo ten produkt może być doskonały dla bardzo tłustej cery lub jednorazowo wymagającej zmatowienia.
Nie uczula, nie podrażnia, w dodatku ma fajny skład i wysoko tytułową marchewkę i morelę. Przyznaję, że ta maseczka zachęciła mnie do próbowania saszetek od Marion, bo jest to polska firma i w dodatku tania. Daję solidną 3*, na 4 jeszcze trochę jej brakuje, ale i tak zachęcam do spróbowania, zwłaszcza właścicielki tłustej cery.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
Otrzymałam w ramach testowania na Wizaz.pl