OPAKOWANIE:
Z zewnątrz ładne, choć jak dla mnie za mało minimalistyczne. Paletka nie jest bardzo duża jak na tyle cieni, przestrzenie między nimi są znośne. W środku... no, tu jest średnio. Wystające, ubrudzone magnesy, okruszki cieni, które zafarbowały opakowanie w środku zanim jeszcze ono do mnie dotarło. Cienie nie są wklejone równo. Pomimo zbyt dużych otworów na cienie, mam 2-3 spore tłuste plamy, charakterystyczne dla palet Glamshopu.
ZESTAWIENIE KOLORYSTYCZNE:
Świetne, bardzo udane. Dzienne i użytkowe, ale nie nudne. Mamy tutaj przekrój przez wszystkie możliwe odcienie brązu, oprócz bardzo chłodnego, wpadającego w szarość. Dodatkowo jest tu kilka cieni niezwiązanych z brązem, takich akcentów kolorystycznych, mamy fuksję, zgaszoną czerwień, brzoskwinię, musztardowy itd. Jest matowy beż, jest dobra ilość cieni w załamanie, są fajne cienie do zewnętrznego kącika. Mnie brakuje jedynie czerni, ponieważ kolor przyciemniacz jest raczej ciemnym, szarym brązem i dla mnie to za mało (plus jest on fatalny jakościowo, ale o tym za chwilę). Błyski są użytkowe, z małymi akcentami intensywnego koloru w postaci np. musiałam albo ryzyk-fizyk. Metalik to też bardzo ciekawy duochrom z wyraźnym chłodnym, błękitnym błyskiem - przepiękny!
MATY:
Żeby jakoś sensownie je zrecenzować, podzielę maty na kategorie i omówię każdą z nich:
1) Ciepły brąz, pomarańczowy brąz, czekolada, amarant, nietypowy, błyszczące priorytety, szefowa -> obłędnie napigmentowane, aksamitne, świetne w pracy. To jedne z lepszych cieni z jakimi pracowałam. Niektóre się sypią, niektóre bardzo mało, ale każdy z nich zawsze mnie pozytywnie zaskakuje.
2) Początek, różowy brąz, kawa z mlekiem, słodka brzoskwinia, naturalny róż -> te cienie są ok, ale nie robią na mnie szczególnego wrażenia. Wymagają więcej uwagi, wciąż pracuje się z nimi w porządku, nie są problematyczne, nie robią niespodzianek. Są po prostu zwyczajne, a te powyżej to wyjątkowe perełki.
3) Ciepło, cieplej, przyciemniacz -> no... o tych cieniach chciałabym zapomnieć. Pierwszy z nich po prostu słabo trzyma się skóry i robi prześwity, ciężko uzyskać taki piękny, musztardowy odcień jak w wyprasce, bo się wytraca. Przyciemniacz to chyba najgorszy cień, z jakim kiedykolwiek pracowałam, a wliczam w to paletki za 10 zł za 10+ cieni. Nie umiem go nałożyć ŻADNYM pędzlem na ŻADNY wcześniej już nałożony cień. Więc żeby, jak jego nazwa mówi, coś przyciemnić, nie ma nawet szans. Gdy nałożę go na mokrą jeszcze bazę, z nadzieją, że się teraz przyklei, owszem - przykleja się. A gdy tylko poruszę pędzlem w jego otoczeniu - odkleja i robi prześwit idealnie na środku. Nie muszę chyba mówić, że nie da się go dobudować. Nie nadaje się do kreski, osypuje się niemiłosiernie. Nigdy nie miałam problemu z osypem pod oczami, a to jedyny cień, który mi go robi.
BŁYSKI:
Niby mogłabym mieć jakieś uwagi co do błysków, ale w sumie to już byłoby czepianie się. Napiszę więc zbiorczo - turbopigmenty są obłędne, niektóre z nich lepiej nałożyć na bazę pod brokaty. Cienie metaliczne to bajka. Masełkowe, bardzo napigmentowane, dają ładny i dzienny błysk. Przez różnorodną formułę błysków paletka jest dobra na wiele okazji. Dodatkowo cień ryzyk-fizyk to pierwszy brokat Glamshopu, który pokochałam. Jego kolor jest cudowny.
TRWAŁOŚĆ:
Klasyczna dla Glamshopu - bardzo dobra.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie