Avon Ultra Colour Lip Gloss Nourishing Shine Ultralśniący błyszczyk do ust

Bardzo lubię produkty do ust z Avonu i uważam, że ta kategoria należy do jednej z najbardziej udanych w tej marce. Ta seria błyszczyków kusi ciekawymi wykończeniami-podczas gdy większość firm stawia na formuły bez drobinek tak Avon stawia na interesujące efekty opalizujące czy brokatowe. Sama skusiłam się na dwa: -Wink of Pink. Na początku miałam z nim problem, gdyż jest mocno perłowy i jasny, przy moim typie urody wyglądał średnio. Jednak ostatnio do niego wróciłam, tym razem nakładając go w mniejszej ilości i to jest to! Nałożony bardziej oszczędnie daje efekt soczystego i lustrzanego połysku, daje też interesujący efekt gdy nałożę go na ciemniejsze pomadki. -Forbidden Fig. Prawdziwy gagatek-w opakowaniu wyrazista fuksja z mnóstwem sporych drobinek(opalizujących na złoto, bordo oraz...błękit), na ustach staje się dużo delikatniejszy, ale przy tym dobrze pobija ich naturalny kolor dając naprawdę ładny efekt pasujący do każdego makijażu. Drobinki są trochę wyczuwalne, ale gdy błyszczyk się zje to nie zostają na ustach i nie są drapiące. Błyszczyki mają lekkie formuły-nie kleją się do nich włosy i nie zlepiają warg, ale to też rzutuje na gorsze właściwości pielęgnacyjne. Zdecydowanie nie są to odżywcze otulające kołderki, które skutecznie ochronią przed wiatrem oraz mrozem, zdecydowanie lepiej zostawić je sobie na sezon wiosenno-letni. Noszą się komfortowo oraz przyjemnie(nawet gdy nałożę je na nieco wysuszone/spierzchnięte usta), ale same w sobie nie nawilżają zbytnio-zostawiają je w takim stanie w jakim były przed aplikacją tych błyszczyków. Sama trwałość także nie jest wybitna, zapewne przez tę lżejszą konsystencję. Już w ciągu godziny wyczuwalnie i widocznie się zjadają, zaś uczucie natłuszczenia oraz zmiękczenia utrzymuje się do dwóch godzin. Na plus-nie wylewają się poza kontur warg, a także nie zjadają się nierówno czy nieestetycznie. Podoba mi się ich zapach, jest przyjemnie owocowy i lekko słodki. To miła zmiana na plus w stosunku do poprzedniej wersji avonowskich błyszczyków-w tamtych zapach był praktycznie niewyczuwalny oraz nijaki. Aplikatory w tych błyszczykach są świetne-nieduża i precyzyjna ruchoma łezka, która nabiera odpowiednią ilość produktu, co pozwala wygodnie i na szybko pomalować nimi usta bez użycia lusterka. Także opakowania są fajne-proste i solidne, nic się z nich nie wylewa.

Ten błyszczyk totalnie mnie zaskoczył! Avon Ultra Colour Lip Gloss Nourishing Shine ma super lekką formułę, która w ogóle się nie klei – a to dla mnie ogromny plus, bo nie znoszę uczucia lepkości na ustach. Po nałożeniu daje piękny, lśniący efekt, który sprawia, że usta wyglądają na pełniejsze i bardziej nawilżone. Podoba mi się też to, że nie wysusza ust, a wręcz przeciwnie – są po nim miękkie i wygładzone. Kolor jest delikatny, ale dodaje twarzy świeżości, a sam błyszczyk fajnie wygląda zarówno solo, jak i nałożony na matową pomadkę. Do tego aplikator jest wygodny, więc można go nałożyć nawet bez lusterka. Jeśli szukacie błyszczyka, który ładnie nabłyszczy usta, ale nie będzie się kleił i wysuszał, to zdecydowanie warto go wypróbować. Ja na pewno będę po niego sięgać!

Mam dwa kolory: Lavender Haze (chłodny, z fioletowo-brązowym podtonem) oraz Wink of Pink (różowy). Oba kolory są bardzo bezpieczne, gdyż błyszczyk nie jest nadmiernie napigmentowany. Mają za to sporo drobinek, które na szczęście znikają wraz z błyszczykiem. Niestety, kosmetyk szybko znika z ust. Jest bardzo przyjemny w nakładaniu, ma niewielki, precyzyjny aplikator, ale już podczas makijażu czuć, że to nie ten, który chwilę dłużej pobędzie na naszych wargach. Jest lekki, nie klei się, ale po pół godzinie przeważnie jest już tylko wspomnieniem. Ma fajne, od lat charakterystyczne dla błyszczyków Avon opakowanie. Zapach raczej neutralny. Czy kupię ponownie? Niewykluczone, jeśli uda mi się go nabyć, tak jak teraz, za niecałe 15 zł. Powyżej 20 już nie. Jest fajnym, bezpiecznym kosmetykiem do kieszeni czy torebki, można aplikować go w ciemno. Tak jak napisałam wcześniej, oba kolory są uniwersalne i będą pasowały raczej do każdej karnacji. Chociaż raz, na jeden warto się skusić.

Recenzuję niebieski błyszczyk od Avon. Posiada on pięknie błyszczące jasnoniebieskie drobinki. I to nie jest tak, że ten błyszczyk tylko tak wygląda w opakowaniu, a na ustach daje tradycyjny, przezroczysty blask. Na początku tak myślałam, ale po obejrzeniu filmiku na youtube z oceną tych błyszczyków natychmiast zdecydowałam się zamówić od swojej konsultantki ten niebieski. No i nie zawiodłam się. Takiego błyszczyka jeszcze nie miałam! Daje on piękny, delikatny efekt ust błyszczących jasnoniebieskim blaskiem z pięknymi jasnoniebieskimi drobinkami. Można nałożyć cieńszą warstwę błyszczyka - wtedy efekt niebieski jest delikatny, można nałożyć grubszą - wtedy już jest zdecydowany i wyraźny. Mimo to nie są to niebieskie usta jak po pomadce, tylko właśnie taki niezbyt mocny błyszczykowy niebieski blask. Coś pięknego dla mnie - fanki nietypowych makijaży. Błyszczyk jest wydajny i niedrogi. Ładnie pachnie, ma słodki zapach. Jest łatwy w aplikacji. Nie klei się na ustach i do rozpuszczonych włosów. Jeśli ktoś lubi taki efekt to bardzo polecam!

Avon Ultra Colour Lip Gloss Nourishing Shine to błyszczyk, który nawilża usta, mam wersję kremową, bardzo mocno je nabłyszcza, mam neutralny kolor, lekko podbijający kolor moich ust +kwadratowa buteleczka powoduje łatwe odkręcanie +napisy się nie ścierają,myślę,że mam go około 2 lata i nic się nie dzieje, bo rzadko używam przez to,że mam pełno innych -niestety jest bardzo nietrwały,bo nie jest wodoodporny trzeba robić poprawki po każdym jedzeniu i piciu, zostawia ślady na szklankach,ale na policzku u kogoś już NIE,PO MAŁYM BUZIAKU +ŚWIETNIE NAWILŻA-chcę to podkreślić,pielęgnuje usta niczym maseczka! Po nocy na balu wracam z wypielęgnowanymi ustami,szok +zmiękcza jakby suche skórki, spierzchnięte usta w mig po pomalowaniu robią się soczyste,a po nocy tańców itp.wracam z pięknymi ustami

Avon Ultra Colour Lip Gloss Nourishing Shine to błyszczyk do ust, który prezentuje się obiecująco. Jego formuła jest lekka, co sprawia, że aplikacja jest przyjemna, a usta zyskują delikatny, lśniący efekt. Błyszczyk ma subtelny, przyjemny zapach, co dodaje komfortu podczas noszenia. Kolorystyka jest uniwersalna i pasuje do wielu stylizacji, a sam błyszczyk nie klei się, co jest dużym plusem. Produkt nadaje ustom delikatny blask i sprawia, że wyglądają na bardziej nawilżone i pełne. Mimo tych zalet, błyszczyk jest raczej średni. Trwałość produktu pozostawia wiele do życzenia – błyszczyk wymaga częstych poprawek w ciągu dnia, co może być uciążliwe. Poza tym, efekt nawilżenia jest krótkotrwały, a po kilku godzinach usta mogą wymagać ponownej aplikacji. Produkt jest dobry, ale nie wyróżnia się niczym specjalnym, co mogłoby go uczynić niezastąpionym elementem kosmetyczki. Podsumowując, Avon Ultra Colour Lip Gloss Nourishing Shine to błyszczyk, który jest w porządku, ale raczej przeciętny. Oferuje delikatny blask i komfort noszenia, ale jego trwałość i efekt nawilżenia pozostawiają trochę do życzenia. Jest to produkt, który można mieć w swojej kolekcji, ale nie jest niezbędny.

Błyszczyk za 10 zł a jest najlepszym jaki miałam. Mogę wymienić jedynie same plusy, bo minusów nie ma. + bardzo poręczny aplikator, mały i precyzyjny + wygodne opakowanie, wąska i poręczna buteleczka + błyszczyk jest kwadratowy więc nigdy nie ma problemu z odkręcaniem + przyjemny zapach gumy balonowej, nie za mocny + konsystencja idealna, w ogóle się nie klei, a jest mięciutki przy nakładaniu jak olejek, choć to wciąż błyszczyk + praktycznie nie czuć go na ustach + cena! Posiadam dwa, jeden przezroczysty, drugi brokatowy - ten drugi ma bardzo drobniutko zmielony brokat, ślicznie się mieni, nie odbiega wcale od kosmetyków z wyższej półki

Lubię błyszczyki z Avonu, o ile z produktami do pielęgnacji bywa różnie, tak te do makijażu sprawdzają się u mnie zazwyczaj dobrze. Ostatnio jestem cały czas w poszukiwaniu błyszczyku idealnego, który będzie miał ładny, pastelowy odcień różu z drobinkami i będzie pięknie pachnieć (dość już mam tej sztucznej wanilii, która jest wszędzie - gdzie te soczyste lip glossy z 2005 r.?). I tym razem przeglądając katalog wybór padł na wariant kolorystyczny Wink of pink - wyglądał na najbardziej zbliżony do ideału. Gdy odebrałam zamówienie, przyszło załamanie - o matko, jaka różowa peeeerła! Lśniąca, różowa perła, coś w stylu Nivea Pearl and Shine, tylko nieco ciemniejsza. Na szczęście, po pomalowaniu się okazało się, że jest znacznie lepiej. Usta są w delikatnym odcieniu różu, błyszczą ładnie, wyglądają na pełne i kuszące, taki odcień chciałam! Błyszczyk otrzymujemy w smukłym opakowaniu, zamykanym na klik. Jest szczelne, nic się nie wylewa i nie oblepia. Aplikator to miękka gąbeczka z lekkim nacięciem. Kosmetyk przyjemnie pachnie - jak dla mnie to malinowa mamba, cudownie :D Lekko nawilża i wygładza skórę ust. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko trwałości - kiedyśniejsze błyszczyki Glazewear od Avon miały o wiele lepszą trwałość. Ta jest taka tyle co na wyskok na zakupy, bez jedzenia i picia oczywiście. Daję solidną 4, myślę, że się skuszę jeszcze na jakieś inne kolory.

Linia błyszczyków Lip Gloss Nourishing Shine to następca moich ukochanych i najlepszych jak dotąd błyszczyków z linii True Colour Glazewear Lipgloss. Tamte, wycofane już ze sprzedaży były moim bezkonkurencyjnym ulubieńcem i strasznie ubolewałam nad faktem ich wycofania. Szukałam na rynku błyszczyków, które choć trochę mogłyby im dorównać, niestety bezskutecznie. I oto pojawił się on, błyszczyk od Avon w nowej odsłonie. Gama kolorystyczna jest nieco uboższa niż było to w poprzedniej wersji błyszczyków. Jako że jestem miłośniczką lśniących, błyskających drobinek zatopionych w błyszczyku, to w tej chwili z kategorii "lśniące" mam do wyboru zaledwie cztery odcienie. Ja upodobałam sobie odcień Forbidden Fig, jako że jest najbardziej zbliżony do mojego ulubieńca "Rave" ze starej edycji. Jest to odcień czerwieni z mnóstwem błyskających drobinek. Czyli tak jak lubię: jest czerwono i lśniąco :) W stosunku do poprzedników, w tych błyszczykach zauważyłam trzy zmiany. Po pierwsze pojemność. Dotychczas było to 6 ml, teraz jest 7 ml. Zmiana na plus, bo jedno opakowanie wystarcza na dłużej. Po drugie zmiana aplikatora. I to jest zmiana na bardzo duży plus, bo aplikator jest bardzo dobry i nie ulega zużyciu i zniszczeniu, jak to miało miejsce u poprzedników - tam w połowie opakowania prawie wszystkie włoski z aplikatora były już wytarte. Trzecia zmiana, jest niestety małym minusikiem. A mianowicie mam odczucie, że te błyszczyki nie nawilżają ust tak dobrze jak ich poprzednia edycja. Ale nie jest to jakaś duża różnica, nadal wygrywają w tej kwestii z innymi błyszczykami dostępnymi na rynku. Co do trwałości i lepkości to nie zauważyłam jakiejś różnicy w stosunku do poprzedników. Ani na minus, ani na plus. Uważam, że każdy błyszczyk się lepi w mniejszym bądź większym stopniu i jest raczej dość nietrwały. Taki urok błyszczyków, który się albo akceptuje albo nie ;) Te akurat zaklasyfikowałabym jako stosunkowo mało lepkie. Jestem zachwycona, że te błyszczyki pojawiły się w ofercie Avon. Nie rozstaję się z nimi. Moje usta znów przykuwają uwagę. I o to właśnie chodziło ;)

Lubię błyszczyki, bo można wrzucić je do torebki i nie są skomplikowane w użyciu, nawet nie wymagają lusterka. Z tej serii mam dwa kolory, obydwa delikatne róże, z tym że jeden jest bardziej ciepły w tonacji, a drugi bardziej zimny. Błyszczyk ma poręczne opakowanie, dobrze się rozprowadza dzięki zgrabnemu, funkcjonalnemu aplikatorowi. Kosmetyk ładnie pachnie i pozostawia usta nawilżone i wygładzone, z delikatnym kolorem. nie jest wybitnie trwały, ale też nie oczekuję tego od błyszczyka. Nie powoduje podrażnień ani nie uczula, jest wydajny. Często bywa na promocji i wtedy warto go kupić, jeśli lubimy tego typu produkty do makijażu ust. Producent zapewnia dość bogatą gamę kolorystyczną i naprawdę każdy może znaleźć coś dla siebie.

Avon jest moim zdaniem jedną z najbardziej niedocenianych marek kosmetyków. Ten błyszczyk (ja używałam w odcieniu Lavender Haze) jest rewelacyjny! Po pierwsze - NIE WYSUSZA UST. Nawilża je lepiej niż niejedna pomadka. Po drugie: pigment jest stosowny do funkcji kosmetyku, czyli nie tak intensywny jak pomadka (idealne rozwiązanie dla osób takich jak ja, które nie lubią zbyt wyrazistych ust). Po trzecie - miałam wrażenie, że ten produkt nie wykończy się nigdy, taki jest wydajny. W przypadku Lavender Haze ogromną zaletą jest to, jak kolor pięknie opalizuje na ustach!

Kupowałam ten błyszczyk w jakimś zestawie nowości i nie miałam wpływu na wybór koloru. Mam kolor bodajże Wink of Pink, jaśniejszy, lekko perłowy róż - sama bym go nie wybrała, nie jestem fanką takich kolorów. Na szczęście, na ustach wygląda fajnie, lekko je rozjaśnia, ale absolutnie nie jest to trupi, jasny perłowy róż, którego szczerze nie znoszę. I pięknie błyszczy, bardzo przyjemnie, słodko pachnie. Najbardziej lubię jednak efekt pielęgnacji - usta są pięknie nawilżone, mięciutkie i wcale się nie kleją. Bardzo przyjemne odczucie dla moich ust z dużą skłonnością do przesuszania. Trwałość standardowa, koło godziny, zresztą producent nie obiecuje jakiejś przedłużonej trwałości. Mam też wrażenie, ze nawet gdy już zniknie z ust, są one bardziej nawilżone i gładkie niż zazwyczaj. Podsumowując - pięknie pachnące, pięknie błyszczące, wypielęgnowane usta. Z pewnością wypróbuję inne kolory.