Bielenda Skin Protect, Krem ochronny rozświetlająco-energetyzujący SPF 50 

Z plusów tylko zapach i konsystencja. Okropnie roluje się na twarzy, nie ważne jaki produkt zostanie zastosowany pod spf, on i tak schodzi grudkami, żaden nawet najdelikatniejszy makijaż nie da z nim rady. Nawet noszony sam wygląda okropnie na skórze nawet po chwili noszenia . Moja skóra - sucha.

Kiedy zobaczyłam nowości od Bielendy Skin Protect, wiedziałam, że prędzej czy później je przetestuję. Na lato szukam SPF-a który będzie spełnial zadanie rowniez lekkiego pielęgnacyjnego kremu- serum, krem SPF i jestem gotowa do wyjścia. Tutaj producent obiecuje bardzo wysoką ochronę, składniki aktywne dostosowane do potrzeb różnych cer, bardzo niewygórowana cena....za piękne aby mogło być prawdziwe. A może jednak? Delikatnie różowy kolor, konsystencja leciutkiego, lejącego kremu, bezproblemowa przyjemna aplikacja, brzoskwiniowy zapach...Przy nakładaniu pomyślałam, że to będzie mój hit. Do tego szybko się wchłania, zostawia na skórze piękne rozświetlenie przy jednoczesnym braku jakiejkolwiek tłustości czy lepkości- dla mojej tłustej cery jest to najważniejsze. Nie wchodzi w pory, co często mi się zdarza przy produktach rozświetlających. Niestety, jak bardzo byłam podekscytowana tak bardzo się zawiodłam. A to przez 2 niewybaczalne wady: -krem okropnie się roluje nałożony jedynie na lekkie serum -jeszcze okropniej szczypie w oczy, co przy filtrach zdarza mi się niezwykle rzadko, nawet jeśli producent nie zaleca stosowania pod oczy. Tu takiego ostrzeżenia nie ma. Nie było to delikatne szczypanie- oczy spuchły i łzawiły dobrą godzinę, nawet po zmyciu filtra. Wielka szkoda, bo kosmetyk miał duży potencjał.