M.A.C. Studio Radiance, 24HR Luminous Lift Concealer Kryjąco-rozświetlający korektor pod oczy

Od dawna nie można było znaleźć w mojej kosmetyczce kolorówki firmy MAC. Nie dlatego, że zraziłam się z jakiegoś powodu czy nagle odkryłam coś strasznego w ich przypadku. Po prostu miałam wrażenie, że po jakimś czasie prosperity utknęli w miejscu. Tym sposobem nawet o nich zapomniałam. Do czasu aż zaczęłam szukać jakiegoś fajnego korektora pod oczy. Jako, że ostatnio wpada mi w oko wszystko co ma w nazwie luminous, to po przekopaniu czeluści sieci internetowej i posłuchaniu kilku mądrych beauty recenzentów, stałam się posiadaczką owego korektora. Coś o mojej strefie pod oczami: cóż, od zawsze była to część mojej twarzy, jaka wymagała specjalnej troski. Już będąc pacholęciem miałam sińce pod oczami i była to sprawa typowo genetyczna. Taką cechę odziedziczyłam po przodkach i z tym muszę żyć i ... jakoś wyglądać. Z wiekiem problem się pogłębił o delikatność skóry w tym miejscu i atrakcje związane z upływem czasu. Owszem, dbam o tą partię twarzy jak mogę i jak pozwala wachlarz zabiegów kosmetycznych, ale jak wiadomo cudów nie ma. Potrzebuję zatem czegoś, co nie tylko zniweluje optycznie zasinienia, ale także nie obciąży tej strefy i nie będzie wyglądać na jeszcze bardziej suchą i zmęczoną. Owszem, przerobiłam mnogość różnych propozycji korektorowych, o jakich nawet już zapomniałam, ale żaden nie sprawdził się tak na 100%. Zawsze było coś nie tak i nie do końca mogłam stwierdzić, że ponowię zakup z przyjemnością i zachwytem. Czy tym razem mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jest to korektor, spełniający moje oczekiwania? Dokładnie, tak. Producent korektora obiecuje nam wiele pozytywów po zastosowaniu ( nie będę wymieniała tutaj wszystkiego, polecam lekturę opisu na stronie MAC'a). Przede wszystkim skupię się na jego cechach produktu do makijażu. W korektorze tym mamy do czynienia przede wszystkim z kryciem na poziomie porządnie średnim. Dla mnie i dla mojego stanu skóry w zupełności to wystarcza, a jak napisałam wcześniej nie jest to łatwe zadanie. Jest treściwy. Nie ma potrzeby aplikacji dużej ilości. Wystarczy nanieść kropkę z kopytka i w zupełności pokryje dolinę łez czy zewnętrzną część pod oczami (ważne: nakładając korektor nie robię typowego trójkąta i nie zamalowuję nim połowy policzka, dla moich potrzeb jest to tylko część doliny łez i rozklepywana niewielka resztka po zewnętrznej stronie). Pięknie wygładza skórę, która wygląda z nim na elastyczną i nawilżoną. Nie ma mowy tutaj o żadnej suchości. Ma świetliste wykończenie. Co do trwałości: jestem z tej grupy, która uważa, ze wszystko co mokre należy przypudrować, żeby nie rozjechało się ani nie zniknęło. Zatem utrwalam go bardzo delikatnym pudrem pod oczy i w takiej formie wytrzymuje cały dzień, nie niwelując jego świetlistości (co wcale nie było takie oczywiste w przypadku wielu korektorów jakich używałam wcześniej). Oczywiście, jak w przypadku tego typu kosmetyków, uważam że kluczem do dobrego ich wyglądu jest ilość jaką aplikujemy. Jeżeli dołożymy do pieca, to najlepszy czy najcudowniejszy korektor będzie wyglądał po prostu źle. Tutaj spokojnie możemy dać mu szansę, nakładając niewielką ilość, a odwdzięczy nam się tym z pewnością. Kolorystyka jest mocno rozbudowana więc spokojnie każdy znajdzie coś idealnego, w punkt. Produkt jest zamknięty w typowym jak dla korektora opakowaniu czyli pojemnik z tzw. kopytkiem. Jak to bywa w przypadku takich opakowań, kopytko wyciąga o wiele za dużo produktu, ale spokojnie można pozostałą ilość włożyć z powrotem do opakowania. Producent rozbudowanie opisuje również jego walory pielęgnacyjne. Cóż, nie odniosę się do nich gdyż stronę pielęgnacyjną organizuję sobie produktami czy zabiegami przeznaczonymi stricte do tego. Po półrocznym stosowaniu korektora nie zauważyłam, żeby coś zepsuł czy spowodował pogorszenie się stanu skóry. Zatem od tej strony nic mu zarzucić nie mogę, a jeśli rzeczywiście ma jakiekolwiek zastosowanie również pielęgnacyjne to chwała mu za to. Niewątpliwie, po wykorzystaniu tego opakowania, zakupię kolejne.