Od kilku lat cierpię na atopowe zapalenie skóry, a niemalże od najmłodszych lat zmagam się z mocno przesuszoną skórą dłoni, dlatego regularne kremowanie rąk to u mnie codzienność i obowiązek. Dlatego seria Ethnic Beauty marki AA zwróciła moją uwagę ze sprawą dodatku "maska" w nazwie. Lubię treściwe kosmetyki, zwłaszcza na noc, jesienią i zimą, a także po długotrwałym moczeniu rąk. Odbudowa, natłuszczenie i zabezpieczenie naskórka, to stały element pielęgnacji atopowców.
Krem ma delikatnie zielonkawy kolor i zapach, który jest mieszanką zielonej herbaty oraz białych kwiatów, ale powiedziałabym, że w wytrawnym wydaniu. Przyznaję, że po cichu liczyłam na zieloną herbatę w stylu Elizabeth Arden z odrobiną słodyczy. A ten mnie nie urzekł, chociaż nie mogę powiedzieć, żeby mnie męczył. Nie jest wybitnie mocny i tylko przez chwilę utrzymuje się na skórze.
Konsystencję ciężko jednoznacznie określić, ponieważ na pierwszy rzut oka jest ona raczej rzadka, ale z drugiej strony jest treściwa i taka kleista. Nie ma takiego typowego, tłustawego poślizgu, więc trzeba go dać odrobinę więcej. Jednak sprawnie się rozsmarowuje i wchłania. Potrzebuje paru minut na całkowite wchłonięcie bez nieprzyjemnego filmu.
Krem tuż po aplikacji faktycznie wygładza, jak to zaznacza producent w samej nazwie. Skóra jest gładka, ukojona, nawilżona, a wszelkie suche miejsca unieszkodliwione. Jednak jest to efekt i uczucie chwilowe, bo czasem nawet i bez mycia rąk czułam potrzebę ponownej aplikacji. Po myciu to już nawet nie wspominam.
Jako krem wygładzający faktycznie jest ok, ale producent pokusił się o nazwanie go także maską, a to już duża przesada.
Nie zaobserwowałam reakcji alergicznych lub podrażnienia, ale stosowałam go w miesiącach letnich, kiedy moja skóra była w dobrej kondycji i nie wykazywała oznak choroby.
Skład to kolejny minusik. Oparty jest na glicerynie i parafinie, więc bez szału. Osobiście do parafiny w kremach do rąk nic nie mam, bo przy AZS pełni ona funkcję ochronną, ale od maski wymagam głebokiego odżywienia, a tego parafina mi nie da.
Substancje aktywne, to dopiero środek składu, a są to: masło shea, olej z kamelii, ekstrakt z róży stulistnej, jaśminu, stokrotki pospolitej, liści herbaty chińskiej, wit. E, pantenol, alantoina. Dalej jest jeszcze sylikon i fenoksyetanol.
Tubka w etniczne wzory i kolory przyciąga wzrok, przynajmniej mój. Bardzo spodobała mi sie taka stylistyka. Zamykana jest na klapkę, co jest chyba najwygodniejszym rozwiązaniem. Tworzywo jest dosyć sztywne, a całość trwała i dobrze wykonana.
Cena jest bardzo przystępna, dostępność również, ponieważ kosmetyki z tej serii (także balsamy do ciała) można znaleźć w wielu drogeriach, także tych najpopularniejszych, jak i marketach.
Ja jednak na jednej tubce poprzestanę, ponieważ działanie mnie nie porwało, a nawet odrobinę zawiodło.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie