Jako posiadaczka cery raczej suchej z dużą ilością zaskórników otwartych znajdujących się na nosie oraz na brodzie, chętnie sięgam po propozycje oczyszczające, które przy tym wszystkim mają być delikatne dla mojej skóry. A jeżeli jeszcze w swej całości mają dodatkowo nawilżać, to już w ogóle bajka i nic tylko kupować. Maseczkę od firmy Marion z serii Veggie Fresh zakupiłam podczas jednego z moich ,,maseczkowych szałów", kiedy to zwyczajnie usiadałam i zaczęłam dodawać do koszyka podczas zakupów na jednej ze stron internetowych popularnej drogerii wszelkiego rodzaju produkty tego typu.
Kosmetyk znajduje się w saszetce, na której przeważają różnego rodzaju odcienie zieleni. W centralnej części umieszczono grafikę ogórka oraz limonki, które mają pełnić tutaj jedną z głównych ról. W małej obramówce listka znajduje się deklaracja, że produkt składa się w 91% ze składników naturalnych. Z tyłu umieszczono krótki opis oraz oczywiście skład produktu. Całość wygląda bardzo spójnie, nawet tak młodzieżowo, cieszy oko. Podczas zakupu produktu nie zauważyłam jedynie, że jest on przeznaczony typowo do cery tłustej. Ja takowej nie posiadam, ale postanowiłam się nie zrażać, bo stosowałam już kilka kosmetyków, które posiadały taką informację i nawet nieźle mi się sprawdziły, także nie jest to dla mnie zbyt duży problem.
Jeżeli chodzi o wnętrze saszetki, to cóż, tutaj jest trochę gorzej. Sama płachta jest fatalna, ogromna, nie wiem, czy ktoś ma aż tak dużą buzię, żeby był w stanie wygodnie jej używać. No jest to fatalnie skrojona porażka, którą trudno się nosiło i które postanowiła sobie, że będzie się z mojej buzi odklejać. Zapach esencji faktycznie przypomina ogórka z delikatnym dodatkiem limonki i nie jest on może jakiś specjalnie ładny, ale raczej nieodrzucający. Warto dodać, że tego płynu w saszetce wcale nie jest dużo.
Niestety, ale dość wysoko w składzie mamy etanol skażony, czyli denaturat, który oprócz tego, że jest dobrym i popularnie stosowanym składnikiem konserwującym w kosmetykach, potrafi silnie drażnić naszą skórę i dyskwalifikuje stosowanie produktu w przypadku osób o skórze mocno wrażliwej czy naczynkowej. Dalej już trochę lepiej, odświeżający ekstrakt z ogórka, nawilżający wyciąg z limonki czy woda oczarowa, która ma działać oczyszczająco.
Maseczkę nałożyłam na oczyszczoną skórę, po zastosowaniu sprawdzonej esencji tonizującej. Niestety, ale tak jak pisałam wyżej, płachta prawie w ogóle nie trzymała się na mojej buzi, więc uniemożliwiało mi to normalne funkcjonowanie i musiałam jednak postawić na 12 minut na siedząco-leżący tryb życia. Mimo, iż kosmetyk według zaleceń producenta należy trzymać na skórze przez 15 minut, to ja zdecydowałam się skrócić ten czas o 3 minutki, ponieważ zaczęłam odczuwać, że płachta zwyczajnie jest już sucha i cała esencja znajduje się na mojej twarzy. Po zdjęciu materiału czułam, że moje skóra dostałam całkiem fajny zastrzyk nawilżający, co tutaj działa bardzo na plus. Niestety, ale efekt oczyszczenia, na który liczyłam tak naprawdę najbardziej, jest absolutnie żaden, w tym kierunku nie zadziało się nic a nic.
Produkt mogę z czystym sumieniem polecić osobom szukającym efektu nawilżenia oraz odżywienia skóry z lekkim orzeźwieniem, nawet posiadacze cery suchej powinni być zadowoleniu. Jeżeli jednak szukacie tutaj oczyszczenia, to należy szukać gdzie indziej, bo tutaj niczego takiego nie ma. Mimo to nie żałuje tego, że udało mi się ten kosmetyk przetestować, chodź najpewniej już do niego nie powrócę.
Zalety:
- Opakowanie
- Efekt nawilżenia i oczyszczenie
- Zapach
- Skład
Wady:
- Nie oczyszcza
- Fatalnie skrojona płachta
- Mało esencji w opakowaniu
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie