Bielenda Crystal Glow, Maseczka odżywiająco-rozświetlająca `Red Rubin` 

Okej, myślę, że nie jest to produkt po którym większość z nas powie "łała łiła", bo raczej efekty są po "okej", ale moim zdaniem i tak wypada lepiej niż nie jedna maseczka za nieco wyższą cenę. Maseczka, moim zdaniem, faktycznie delikatnie rozświetla skórę twarzy, przez co wygląda ona na dużo bardziej promienną a jeśli chodzi o efekt odświeżenia to raczej (według mnie oczywiście) wynika on z efektu przemywania twarzy wodą w trakcie jej usuwania z twarzy. Maseczkę bez problemu da się zmyć z buzi, co jest na plus według mnie a samego produktu w środku jest naprawdę całkiem sporo i starczy na co najmniej 3-4 razy (w przypadku mnie) Fajny produkt aby zrobić sobie takie mini-spa po ciężkim dniu ;:)

Maseczka ma przyjemny zapach, różowy kolor i żelową konsystencję. Wygląda ładnie na twarzy, tworzy brokatowy efekt. Jest jej sporo jak na 1 użycie, ale trzeba ją zużyć od razu, gdyż mega szybko zastyga. Ciężko też ją zmyć z buzi, bo tworzy klejącą lepką i ciężką do zmycia maź. Niestety nie robi praktycznie nic. Skóra jest taka jaka była przed. Nie jest nawilżona, odżywiona, nie jest rozświetlona. Cały brokat znika wraz ze zmyciem maseczki. Nie warta ani złotówki.

Maska w ładnej różowej saszetce. Konsystencja żelowa, różowa z brokatem. Ładny zapach myślę, że kwiatowy. Dobrze nakłada się na twarz. Maska nie wchłania się w całości. Trzeba ją później zmyć. Maska lekko nawilża skórę,wygładza ją i rozświetla. Jest tania. Nie uczuliła mnie. Ale skład jest średnio dobry. Nie jest to kosmetyk, który da super efekt. Saszetka do jednorazowego użytku. Jeśli jest otwarta szybko wysycha.

Różowe opakowanie, brokat, promocja - i się skusiłam. Jak ktoś lubi błyskotki, to sroka, a jak lubi różowy to…? Barbie? Ma żelową, gęstą konsystencję. Łatwo rozprowadza się po twarzy, ale gorzej ze zmywaniem, bo trochę zastyga. Sporo wody poleciało, zanim ją zmyłam, wspomogłam się wacikiem. Zapach ma ładny, ale jak już się rozprowadza, ma ją się na twarzy, to już nie czuć. Efekt? Nie wiem jaki. Na pewno nie zaszkodziła, ale też nie widzę, żeby coś zrobiła. Potem wykonałam pielęgnację jak po myciu, czyli zaczęłam od toniku i serum.

Maseczka ma piękny kolor, pełno brokatu w środku który po nałożeniu na twarz daje piękny efekt, ale efekt ten jest krótkotrwały do zmycia, cera pozostaje bez zmian, nie widać nawilżenia ani rozświetlenia. Brokat cały się zmywa, twarz jest jaka była. Maseczka jest dość gęsta, dość trudno ją zmyć. Zajmuje to trochę czasu. Jedna maseczka starcza na 2 3 użycia.

Skuszona opakowaniem w Rossmanie kupiłam kilka maseczek z serii Crystal Glow. Maseczka zapakowana jest w saszetkę o pojemności 8 g, z tyłu opakowania znajdują się wszystkie czytelne informacje dotyczące produktu. Skład wygląda bardzo ciekawie i zachęcająco min. ekstrakt z amarantusa i cząsteczki rubinu. Konsystencja jest lekka, żelowa z mini drobinkami, z łatwością się rozprowadza i zmywa. Zapach delikatny, subtelny kwiatowy wyczuwam podczas aplikacji, później już nie. Minusem jest wydobycie z saszetki która jest sztywna i ciężko włożyć do niej palce, zawsze mocno ją rozcinam. Szybkość w działaniu wystarczy 15 minut. Efekt odżywienia suchej i wrażliwej skóry w moim przypadku jest średni. Twarz nabrała zdrowego blasku, rozświetlenia, odżywienie jednak było mało widoczne i musiałam posiłkować się serum i kremem. Całe szczęście maseczka z łatwością się zmywa, nie podrażnia i nie zapycha. Jedno opakowanie zużyłam na jedną aplikację, cena i Polska firma oraz dostępność na plus. Sama nie wiem czy kupię ponownie, tyle ciekawszych propozycji jest na rynku w podobnej cenie.

Ta maseczka skradła moje serce jakiś czas temu. Skóra jest po niej rozświetlona co daje efekt takiej świeżej i promienistej cery. Jest również odżywiona co jest też na duży plus. Zapach maseczki jest bardzo ładny i podobają mi się również te świecące drobinki. Konsystencja super bo pozwala na równomierne i swobodne rozprowadzenie maseczki na twarzy. Potem nie ma problemu z jej zmyciem. Opakowanie jest ładne, estetyczne i wygodne w użyciu. Maseczka jest w bardzo fajnej i przystępnej cenie.

Maseczka jest bardzo praktyczna w stosowaniu a zapach ma piękny, dość fajnie odżywia cerę lecz efekt rozświetlenia ma znikomy. Cenowo jest dobra cena i łatwa dostępność produktu

Produkt zakupiony w Rossmann zamknięta w czerwonej saszetce z motywem rubinów maseczka ma. kwiatowy zapach żelową lekką konsystencję barwy jasnoróżowej zawiera delikatne drobinki koloru srebrnego jest bezproblemowa w aplikacji i zmywaniu pozostawia skórę miękką gładką dobrze nawilżoną rozświetlona miła w dotyku odżywiona

Maseczka odżywiająco-rozświetlająca Bielenda Red Rubin towarzyszyła mi podczas wczorajszej wieczornej pielęgnacji. Wyglądała ładnie - różowa lekka , jakby żelowa konsystencja z mnóstwem drobinek brokatu . Minus jest taki, że ciężko się ta lepka maseczka zmywała, zajęło mi to zbyt dużo czasu. Zapach - cudny, ślicznie pachnie co umila pielęgnację. Ma oki skład, w którym znajdują się takie składniki aktywne jak rubin, ekstrakt z amaruntusa. Działanie - też na plusik. Dzięki drobinkom delikatnie rozświetliła cerę, bez efektu wow, ale jednak. Skóra ładnie wyglądała szczególnie na drugi dzień, dziś rano wstałam z wypoczętą, gładką cerą. Oceniam ją na średniaczka wśród masek rozświetlających.

Maseczka posiada lekką konsystencję, która zawiera delikatne drobinki, rozświetlające. Produkt po zastosowaniu delikatnie rozświetla skórę, powodując, że wygląda ona na wypoczętą i rozpromienioną. Idealny produkt pod makijaż, dzięki któremu codzienny makijaż staje się rozświetlony, świeży.

Nie chce mi się nawet pisać dłuższej recenzji, bo ta maseczka na to nie zasługuje. Ładnie pachnie, jest wydajna i łatwa w aplikacji. Po nałożeniu na skórę jest bardzo lepka, ale OK. To nie jest ważne. Ważne co będzie po zmyciu. Zmywa się trudno. Albo trzeba pod prysznic, albo użyć ręczniczka, bo nad umywalką, tylko samą wodą, nie bardzo wychodzi. Po zmyciu maseczki twarz jest nieprzyjemnie ściągnięta. Ani odżywienia ani rozjaśnienia. Moja skóra jest dojrzała, mieszana. Być może maseczka lepiej sprawdzi się dla tłustej skóry? Nie wiem. Dla mnie z pewnością to nieudany kosmetyk.

Maseczkę kupiłam ostatnio w Rossmannie gdzie jest promocja na serie Crystal Glow. Maseczka tak jak pozostałe z serii wyróżnia się designem. Maseczka zamknięta jest w różowej saszetce z rubinem na środku. Konsystencja maseczki żelowa i ogromna ilością brokatu. Konsystencja naprawdę piękna. Skład tez ciekawy gdyż znajdziemy w nim rubin który rozswietla, tonizuje i wygładza oraz amarantus który regeneruje i odżywia. Plusem jest ze produkt jest wegański. Maseczkę łatwo się nakłada, cera jest cała w brokacie a kolor jest różowy. Maseczka starcza dokładnie na jedna aplikacje. Posiada delikatny zapach ale bardzo slabo wyczuwalny. Maseczkę pozostawiłam na 15 min tak jak zalecił producent. Maseczka trochę zastygła na twarzy i bardzo zrobiła się klejąca. Zmycie jej to naprawdę ciężki temat. Zmywanie galaretki z twarzy to coś czego nie lubię a tu mamy ta galaretkę na twarzy. Po zmyciu nie było ani rozswietlenia ani odżywienia. Ot poprostu nałożyłam maseczkę z ktora potem męczyłam się by ja zmyć i na koniec nie dała żadnych efektów. Daje 2 gwiazdy gdyż design i piękna brokatową konsystencja mnie urzekły.

Markę Bielenda i ich kosmetyki do pielęgnacji naprawdę lubię i z wielką chęcią się na nie decyduję, dlatego też nie mogłam się powstrzymać, aby nie zakupić sobie kilku wariantów maseczek do twarzy z serii Crystal Glow. Zdecydowałam się na opcję, które będą najbardziej odpowiadać potrzebą mojej skóry. Buźkę mam raczej suchą, z tendencjami po powstawania naprawdę suchych skórek w okolicach strefy T, czyli skrzydełek nosa oraz na czole, jednak dzięki wprowadzeniu odpowiedniej pielęgnacji dopasowanej do moich potrzeb udało mi się wyprowadzić skórę w stan raczej normalnej, zdrowo rozświetlonej i odpowiednio nawilżonej. Maseczki zdecydowanie stanowią ważny element w dbaniu o nią, często decyduję się na testowanie nowości, ale mam też swoich ulubieńców w tej kategorii i byłam bardzo ciekawa, czy kosmetyk o wdzięcznej nazwie Red Rubin do nich dołączy. Produkt zamknięty został w małej saszetce o pojemności 8 gram. Dominuje na niej kolor jasnoróżowy oraz czerwony lekko wpadający w róż. Na samej górze umieszczono logo producenta w złotym kolorze, niżej zaś białe pole chyba w kształcie diamentu. Znajdziemy w nim nazwę kosmetyku oraz jego podstawowe właściwości. Na tylnej części opakowania widnieje informacja o składzie oraz bardziej dokładny opis. Sama maseczka jest jasnoróżowa i częściowo transparentna. Umieszczono w niej naprawdę sporo mieniącego się brokatu, który jest widoczny także na buzi. Zapach jest bardzo delikatny, lekko kwiatowy i słodki, jednak szybko się ulatnia. Jednym ze składników aktywnych jest tutaj rubin, jednak podejrzewam, że jest go w składzie bardzo niewiele sądząc po cenie maseczki, która na stronie producenta wynosi niecałe cztery złote, zaś mi udało się dorwać ten kosmetyk za lekko ponad dwa złote na promocji w jednej z drogerii stacjonarnych. Posiada on działanie rozświetlające, tonizujące oraz wygładzające. Dalej znajdziemy ekstrakt z amarantusa, bardzo lubiany przeze mnie składnik o świetnych właściwościach regenerujących oraz odżywiających dla skóry. Maseczkę zaaplikowałam na oczyszczoną skórę po użyciu peelingu złuszczającego martwy naskórek oraz toniku. Użyłam jej dwa razy, jednak jej ilość pozwoliła by przynajmniej na jeszcze jedną aplikację. Ja z niej zrezygnowałam głównie przez efekty, a raczej przez ich brak. Kosmetyk ten nie robi bowiem zupełnie nic, naprawdę brakuje tu jakiegokolwiek wpływu na stan naszej cery. Brakuje odżywienia, brakuje regeneracji, a o rozświetleniu nie ma nawet mowy. Trochę taki produkt - widmo. Za pierwszym razem trzymałam go na skórze tak, jak zaleca producent, czyli przez 15 minut, za drugim razem przedłużyłam czas jej noszenia do 20 minut, lecz dalej nic. Jedyne co to zmywa się bezproblemowo, chodź lekko zastyga i bardzo się klei. Moim zdaniem kosmetyk ten to strata czasu i pieniędzy, chodź niewielkich, to i tak lepiej zainwestować je w coś innego. Bardzo duży zawód ze strony Bielendy i kolejny dowód na to, że jedna marka potrafi produkować zarówno hity jak i buble. Zdecydowanie nie polecam nikomu.

Nie, ta maseczka nie rozświetla. Ta maseczka posiada drobiny (jakiś brokat wtf). Kiedy przyszły do mnie maseczki i zobaczyłam tę, od razu miałam czarne myśli, chociaż łudziłam się, że może w jakiś niezwykły sposób ten brokat, to jakaś rozpuszczająca się podczas aplikacji substancja. :D Niestety nie. Maseczkę ciężko zmyć. Po osuszeniu oczywiście jest się w brokacie. -.- Ja musiałam po niej umyć twarz pianką, a nie o to chodzi w maskach, by po nich myć twarz jakimiś piankami, żelami itd. W ogóle jakaś po niej cera była ściągnięta, wokół nosa zapanowała susza. Ehhh, no nie. Opakowanie starczyło mi na 3 użycia. Ale ten plus to akurat minus, najchętniej skończyłabym na jednym razie. :D

Marke Bielenda znam i lubię, używałam od nich kilku produktów i kilka maseczek do twarzy. Jako że seria z kryształami zapowiadala się bardzo ciekawie musiałam mieć chociaż jedna maskę. Interesuje się kryształami więc pomyślałam, że będzie to fajne uzupełnienie mojego hobby. Moja cera jest sucha więc gdy widzę napis nawilżenie i rozswietlenie to biorę w ciemno. Niestety w tym przypadku nie wyszło to na dobre.. Przyznam szczerze jestem Sroka i wszystko co świeci przyciąga mój wzrok. Od jakiegoś czasu szukałam maseczki z drobinkami nie koniecznie brokatu, a że Bielenda słynie z dobrej jakości produktów wybrałam maskę Red Rubin. Maska ma przyjemna żelowa konsystencje, łatów się nabiera i nie spływa z rąk czy twarzy. Odrobinki ma pięknie iskrzace aż miło popatrzeć. I tyle z plusów... Jesli chodzi o działanie to nie daje nawilżenia, nie ma rozswietlenia, nie ma uczucia ukojenia. Nic nie ma.. Obietnic jest masa ale żadna nie została spełniona. Szkoda bo liczyłam chociaż na odrobinę nawilzenia. Po życiu tej maski jwts takie uczucie jakby nic nie było nakładane na twarz. Wiec wole nie kłaść na nią nic i nie mieć uczucia rozczarowania. Jak wspomniałam w tytule recenzji jest to totalna klapa, przynajmniej dla mojej cery.. A szkoda..

Dziewczyny! Przekujmy ten przykry obowiązek noszenia maseczek na coś fajnego - już po raz 17 namawiam Was do wyrobienia sobie nawyku obowiązkowego noszenia maseczek... tych pielęgnacyjnych. Przynajmniej raz w tygodniu! Trzymam kciuki ;-) Posiadam cerę mieszaną z nadmiarem sebum w strefie T, rozszerzonymi porami i przesuszonymi policzkami. Stosuję naprzemiennie maseczki oczyszczająco-łagodzące i nawilżające. Maseczkę tą zakupiłam parę miesięcy temu, ale dopiero teraz wygrzebałam ją z dna pudełka kiedy już zeruję swoje zapasy. Dotychczas jakoś nie zapałałam miłością do produktów Bielendy (wyjątkiem jest bajeczny krem do ciała z lotosem i olejem ryżowym <3) ale i tak regularnie przynoszę coś do domu tej marki skuszona w drogerii pięknym dizajnem produktów. Tak już mam, chociaż mój rozsądek wzdycha z niezadowoleniem nad moją słabością do ładnych produktów.

Maseczki z Bielendy uwielbiam. Mam wrażenie, że wypróbowałam niemal wszystkie, więc, kiedy zobaczyłam te w drogerii, musiałam ją mieć. Dostępna w Naturze, w wielu sklepach online, jakoś w Rossmannie jej nie widuję, ale może tylko w moim. Cena taka względna, porównywalna z innymi produktami tego typu. Starcza na 2 użycia. Ma ładne opakowanie, takie urocze, przyjemne dla oka. Maseczka ma lekką, żelową konsystencję. Może nie jestem wielką fanką brokatu na paszczy, ale tutaj jakoś nie przeszkadza mi to. Łatwo się nakłada, równie łatwo się zmywa. Działanie jest według mnie całkiem przyzwoite. To fajna maseczka przed jakimś wyjście, ponieważ naprawdę rozświetla. Przez jakiś czas wygląda się tak zdrowiej i promiennej. Zostawia skórę nawilżoną, ale nie czuję, żeby to był efekt długotrwały. Następnego dnia wygląda to tak, jakbym w ogóle nie stosowała żadnej maseczki. Hm, może gdyby to była inna marka oceniłabym wyżej, ale Bielenda ma naprawdę wiele ciekawszych, lepiej działających maseczek.