Sephora Collection, The Primer Mask Maseczka przygotowująca skórę do makijażu

Ciężko mi się wypowiedzieć na temat tej maseczki, ponieważ nie jestem fanką takich produktów. Moja cera jest mieszana, w kierunku tłustej, i nienawidzi na niej zbyt wielu warstw. Maskę dostałam w prezencie, sama bym jej raczej nie kupiła. Maseczka jest duża, zostaje też sporo zawartości w opakowaniu, które spokojnie wystarczy na wmasowanie w szyję i dekolt. Próbowałam użyć jej zgodnie z instrukcją, czyli nałożyłam i trzymałam przez kilka minut. Po zdjęciu na twarzy nadal zostało sporo produktu, który częściowo starłam, częściowo wmasowałam. Skóra była mięciutka i nawilżona, ale niestety nie skusiłabym się zrobić na tym makijaż, bo podejrzewam, że cera byłaby zapchana albo makijaż dość szybko spłynąłby z twarzy. Polecam zatem nie jako primer-bazę tylko maseczkę nawilżającą albo po prostu jako maseczkę do cery suchej/dojrzałej.

Maska którą albo kupisz w Sephora albo ją dostaniesz w prezencie o ile bywasz w tej drogerii. To trochę utrudnia spróbować choć raz, mają sklep internetowy taka ostateczna forma. Jedna w swoim rodzaju, która działa w podwójny sposób: nawilża i wygładza jak maska, ale utrwala makijaż. Kupiłam ją przy okazji zakupów za około 10 zł, więc cena maski jak na płachtę jest porównywalna do drogeryjnych. Rzeczywiście nawilża i wygładza, nieznacznie ale bardzo szybko, co przy innych maskach czegoś takiego nie wyczułam. Co do makijażu to na wieczorną imprezę całonocną lub rano jak najbardziej. Ja tak z ciekawości po masce nałożyłam kiepskiej jakości podkład, bo i tak go nie używam, sam się ulatnia i brudzi. Efekt średni i tu przychyliłabym się do stwierdzenia, że przy kiepskich jakościowo kosmetykach żadna maska nie pomoże. To jest produkt dedykowany markom jakie ma w swojej ofercie Sephora, jeżeli się ich nie używa nie należy kupować maski.

Maseczkę dostałam w prezencie, podobno ma wartość 30zł. Opakowanie estetycznie nie podoba mi się, jest wielkie (kilka razy większe niż standardowe maseczki), ciężko się otwiera (musiałam użyć nożyczek). W środku poza płachtą znajduje się za dużo płynnego produktu i bardzo łatwo się pobrudzić. Sama maseczka ma bladoróżowy kolor. Użyłam jej wedle zaleceń producenta. Pierwsze wrażenie było całkiem pozytywne, moja skóra zrobiła się gładka i miękka, aczkolwiek moje produkty do makijażu zamiast dobrze się trzymać, jakby się rozpuściły. Następnego dnia obudziłam się z tragedią na twarzy. (Zaznaczam, że oczyściłam poprawnie twarz przed pójściem spać!) Wyglądałam jak muchomorek. Załączam zdjęcie, te ciemne plamki, które widzicie to kaszka i stany zapalne, których nie mam na codzień. Walczyłam z tymi kropkami tydzień. Już nie chcę żadnych maseczek w prezencie.

Zaznaczę że dostałam tą maskę jako prezent do zakupów w Sephorze . Rzeczywiście sprawdza się jako primer (czyli baza pod makijaż) ale za 20 zł to raczej używałabym "od święta". Po wyciągnięciu płachty zostaje dużo produktu w środku który się marnuje.

Maseczkę otrzymałam w prezencie przy zakupach. Całość wyglądała dosyć obiecująco, więc postanowiłam się skusić. Nawilża, wygładza, podkład rozprowadzał się po niej niczym masło! Jednym słowem super. Tylko cena, hmm... Po prostu nie! Gdyby Sephora miałaby ofercie produkt w tubie lub słoiczku do kremu w rozsądnej cenie z całą pewnością byłby to mój hit! Są też plusy: wystarczy wstać wcześniej rano i zaaplikować sobie na twarz (u mnie podczas picia porannej kawy) ulubioną maseczkę, aby uzyskać podobny efekt za mniejsze pieniądze!

Maseczkę otrzymałam jako prezent urodzinowy od drogerii Sephora. Zaintrygowała mnie maseczkowa formuła primera. Przeczuwałam, że efekty mogą być dość obiecujące i się nie myliłam. Kosmetyk nałożyłam niemal bezpośrednio przed wykonaniem makijażu. Fajnie współgrał z bazą oraz fluidem. Wydawało mi się, że aplikacja idzie wyjątkowo gładko a i produkty ładnie się blendują i "wpasowują" w skórę. Make up przetrwał całą noc wnadzwyczaj dobrym stanie, co według mnie jest zasługą m.in. tej maski. Zdecydowanie polecam, zwłaszcza na promocjach!

Maseczkę przygotowującą twarz do makijażu dostałam jakiś czas temu w Sephorze w ramach rekompensaty za to, że z powodu jakiejś chwilowej awarii systemu musiałam trochę dłużej postać przy kasie. Właściwie nie był to problem, ale tym gestem panie i tak zdobyły moje serce. Sama raczej nie kupiłabym jednorazowej bazy pod makijaż za 20 zł. Zresztą na początku nawet bałam się jej użyć (mam dość kapryśną cerę), ale w końcu uznałam, że spróbuję. Użyłam jej podczas takiego mojego "zwykłego dnia" i teraz trochę żałuję, że nie zostawiłam jej na jakieś większe wyjście. Choć nie wykluczam, że w razie czego po prostu pójdę do Sephory i sobie ją kupię. Maseczka zamknięta jest w ładnym jaskraworóżowym opakowaniu. Nie ma najmniejszego problemu aby ją stamtąd wydobyć. Płachta jest bardzo dobrze nasączona bladoróżowym mazidłem o delikatnym, niedrażniącym a wręcz przyjemnym zapachu. Kształtem niestety nie jest zbyt dopasowana to mojej twarzy, ale nie wiem czy to jest duża wada, bo mam dosyć małą głowę i ogólnie mam z tym problem jeśli chodzi o maseczki w płachtach. Samo użycie maseczki jest bardzo proste - nakładamy płachtę na twarz, czekamy 3 minuty (nie trzeba leżeć bez ruchu, płachta mimo swoich rozmiarów bardzo dobrze trzyma się twarzy), następnie ją ściągamy, resztki różowego kremu wklepujemy w twarz i można robić makijaż. Jeszcze przed nałożeniem podkładu czułam, że będzie dobrze. Buzia była rozjaśniona, wyglądałam jakbym w końcu się wyspała, choć to nieprawda :D Dodatkowo maseczka ją nawilżyła. Pory były też mniej widoczne. Baza bardzo dobrze współpracowała z podkładem (jako że był to mój zwykły dzień używam wtedy Healthy mix). A sam makijaż już na końcu wyglądał przepięknie, choć jakoś specjalnie się do niego nie przyłożyłam. Maseczka przedłużyła trwałość mojego makijażu o dobre kilka godzin. Malowałam się rano a początki świecenia zauważyłam dopiero pod wieczór. Wcześniej nie miałam pojęcia, że to u mnie możliwe, bo zazwyczaj zaczyna się to po około 1-2 godzinach. Chociaż warto dodać, że użyłam też fixera, ale używam go za każdym razem. Bardzo ważne jest dla mnie też to, że nie wyskoczyły u mnie po maseczce żadne niespodzianki. Nie podrażniła też moich wrażliwych oczu. Z pewnością jeśli będzie mi się szykowało jakieś większe wyjście to po prostu ją kupię. Na co dzień nie będę jej używać ze względu na to, że jednorazowo kosztuje to 20 zł a więc miesięcznie byłoby to 600 zł - trochę sporo jak na bazę. Niemniej jednak od czasu do czasu można sobie na nią pozwolić. Co prawda po wyciągnięciu maseczki zostaje na dnie dosyć sporo tego różowego kremu i być może można go jeszcze użyć (ilościowo pewnie nawet z 2 razy), ja jednak tego nie zrobiłam, bo nie lubię przechowywać produktów w otwartych saszetkach. Moja cera: tłusta (podchodząca pod łojotokową), skłonna do zapychania, z rozszerzonymi porami.