Marion Sweet Mask, Bąbelkująca maseczka do twarzy regenerująca `Chocolate & Orange Cake` 

Bąbelkująca maseczka do twarzy o działaniu regenerującym, Chocolate& Orange cake. Maseczka ma gęstą konsystencję o brązowo-brokatowym kolorze. Zapach czekolady jest wyczuwalny, aż ma się ochotę zjeść coś słodkiego. Zawartość maseczki wystarcza na pokrycie całej twarzy, słychać jak musuje i wytwarza dużo piany. Zostawiłam na wyznaczony czas, a potem zmyłam ciepłą wodą. Cera była miła w dotyku, wygładzona oraz rozświetlona, ale może przez te drobinki. Ogólnie byłam z niej zadowolona.

Maseczka działa tylko przez chwilę. Faktycznie, efekt wizualny jest super, zachęca do zakupu, opakowanie wygląda pięknie i kusi. Wszystkie maseczki z serii mają namalowane babeczki i zapachy odpowiadają ilustracji na opakowaniu. Zapach bardzo przyjemny. Wygodna forma aplikacji - nakładamy na twarz, maseczka bąbelkuje, troszkę to łaskocze, jest przyjemne. Niestety maseczka jak i inne z serii, nie robią za bardzo nic. Skóra nie wygląda lepiej. Jest może odrobinę bardziej nawilżona i tyle.

-Bąbelkującej maseczki przekuwa mnie wzrok apetycznej grafiki z fikuśnym opakowaniem, które bardzo fajnie się prezentuje. -Odrazy po otwarciu maseczki było czuć bardzo piękny słodki zapach, który całkiem długo sie utrzymywał. -Maseczka ma najpierw konsystencje żelową, a na skórze się zmieniła w gęstą pianę, którą należy wmasować a później zmyć. -Maseczka bardzo delikatnie swędziała, co było bardzo przyjemne dla mojej cery, -Moja skóra była nawilżona i delikatna w dotyku oraz promienna. Maseczka jest idealna napewno jeszcze znowu ją kupię.

Bardzo ciekawy kosmetyk. Maseczka jest w płacie, która po kilku sekunda zaczyna bąbelkowac na twarzy. Uczucie dosyć dziwne ale bardzo przyjemne. Efekt po bardzo mnie zdziwił bo już po jednym zabiegu skóra była ładnie nawilżona, mieciutka i delikatna w dotyku. Oczywiście jest to efekt krótkotrwały, ale super będzie się sprawdzać przed większym wyjściem.

Moim zdaniem jest to bardzo przeciętna maseczka, w przepięknym opakowaniu. Efekt nawilżenia, wygładzenia cery jest średni, twarz jest po niej przyjemna w dotyku, ale jest to rezultat krótkotrwały. Nie żałuję, że sprawdziłam, ale więcej raczej się nie skuszę.

Bardzo ładny zapach i fajne uczucie mrowienia, gdy maseczka bąbelkuje (jak w każdych tego typu maseczkach). Skuteczność powiedziałabym średnia. Trochę nawilża i natłuszcza. Zostawia lepką warstwę, więc zdecydowanie nie polecam do problematycznej skóry. Ogólnie za tę cenę warto spróbować.

Maseczki bąbelkujące to element pielęgnacji, po który sięgam raz na jakiś czas. Niezmiennie wolę klasyczne maski o kremowej strukturze lub maski w płachcie, choć i tak te pierwsze nadal grają u mnie pierwsze skrzypce.  Jestem ogromna fanką słodkości, więc podczas ostatnich zakupów skusiłam się na zakup maseczki o zapachu czekoladowo-pomarańczowej babeczki. Myślę, że jest to bardzo ciekawy produkt pod względem formuły, jednak działanie ma dość przeciętne: lekko nawilża, wygładza i odświeża cerę, ale nic poza tym. OPAKOWANIE Słodka babeczka czekoladowa ze skórką pomarańczy na beżowym tle przyciąga wzrok. Całość wygląda słodko i kusi z daleka, aby zabrać to cudo do siebie. Co jak co, ale na wzrokowca takiego jak ja to działa jak magnes. Przepadłam! Na opakowaniu znajdziemy dokładny opis produktu, sposób stosowania i skład. Najważniejsze informacje są wypunktowane, więc łatwo je odnaleźć.  MASECZKA Po rozcięciu opakowania wydobywamy żelową maseczkę, przezroczystą , o brązowej barwie z mnóstwem połyskujących drobinek w kolorze złotym. Prezentuje się to naprawdę ciekawie. Żel jest rzadki, ale lekko lepki i tłustawy. Zapach mnie trochę rozczarował - liczyłam na bardziej intensywną nutę, mocno czekoladową z dodatkiem słodkiej pomarańczy, a tutaj klapa. Zapach jest przyjemny, ale bardzo delikatny, trochę przypomina czekoladę, ale taką dość sztuczną, pomarańczy za to prawie wcale nie czuć. Zawiodłam się, bo liczyłam na coś więcej. Ilość jest idealna na 1 zabieg. Po kilku sekundach zaczyna się bąbelkowanie, które trwa dobre kilka minut. W tym czasie czujemy jak bąbelki oczyszczają naszą twarz i wykonują delikatny masaż. Kiedy maseczka przestaje bąbelkować należy ją wmasować, przy tej czynności zmienia się w lekki krem o nieco tłustawym wykończeniu. Po zalecanych 3 minutach pozostałości należy zmyć. Jakie są efekty? jak dla mnie przeciętne, w tej cenie znam lepsze produkty, choćby o działaniu nawilżającym. Na pewno plusem jest to, że twarz po takim zabiegu jest gładka, miękka w dotyku i wydaje się być dobrze oczyszczona. Nawilżenie jest bardzo lekkie, w okolicach policzków skóra jest sucha i potrzebuje dodatkowego nawilżenia w postaci kremu. Nie do końca widzę działanie regenerujące i rewitalizujące. Nie wiem czy kupię ją ponownie, bo mimo wszystko oczekuję nieco większego nawilżenia od produktów pielęgnacyjnych.  PLUSY: przyjemne bąbelkowanie dobre oczyszczenie i wygładzenie cery śliczne opakowanie dobra dostępność MINUSY zapach mnie nieco rozczarował lekka suchość skóry po zabiegu dość wysoka cena jak na jednorazową maseczkę

Skuszona ładnym opakowaniem i obietnicą bąbelkowania z czekoladą i pomarańczą w tle, porzuciłam wszystkie swoje stałe zasady dotyczące używania kosmetyków z dobrym składem i wrzuciłam tę maseczkę do koszyka podczas zakupów, wraz z jej truskawkowo-kokosową siostrą. O ile ta druga wersja była po prostu przyjemna i nic więcej, tak pomarańcza z czekoladą to już dno zupełne. Gdybym użyła jej jako pierwszej z dwójki to raczej na kokosa z truskawką bym się już nie zdecydowała. :) Maseczka jest w formie gęstego, pomarańczowego żelu z brokatowymi drobinkami. No ok, wygląda atrakcyjnie, choć szybko drobinki tracą na znaczeniu, bo żel zamienia się w musującą piankę, gdzie brokatu już nie widać. Musowanie trwa chwilę, jest całkiem miłe, a potem maseczkę należy zmyć lub wklepać pozostałości w skórę. Wszystko byłoby super, gdyby nie ultra sztuczny i totalnie nieprzyjemny zapach. Czekolady nie czuć praktycznie wcale, wyczuwalna jest jedynie bardzo chemiczna pomarańcza, zero skojarzeń z jakimikolwiek apetycznymi babeczkami. Przez ten aromat cała przyjemność z bąbelkowania poszła w cholerę, bo zastanawiałam się tylko, kiedy mogę to z siebie zmyć i przestać ją czuć. Dodatkowo po zakończeniu musowania na twarzy pozostał nieprzyjemny, mokry film, nieco tłusty, bynajmniej nie kojarzący się ze zdrowym nawilżeniem skóry. Zmyłam go czym prędzej i nałożyłam krem, żeby twarzy dalej nie męczyć. No a niechlubną wisienką na torcie jest mocno średni skład, praktycznie sama chemia (ok, no musi w jakiś sposób musować), dobroci pojedyncze w środku składu po tablicy Mendelejewa i szkodliwości. Złotówki bym za to nie zapłaciła, a co dopiero 5 czy 6 w cenie regularnej. No cóż, wzięli mnie na apetyt...

Kupiona z ciekawości na wakacjach bez głębszego zastanowienia się czy faktycznie jest mi potrzebna. Niczego po niej głębszego nie oczekiwałam i właśnie to "nic" mi zapewniła. Skład ma opłakany, całą tablicę Mendelejewa w środku, typu: TEA (toksyczny, jeżeli dłużej używany) PEG, EDTA, mogące podrażnić: Carbomer, Limonene, Linalool, Allantoin i jeszcze kilka innych silikonów, konserwantów i składników niepotrzebnych typu fenoksy. Cena wygórowana bo 5.69PLN w aptece Gemini.

Obawiałam się chemicznego zapachu, jaki był w truskawkowej wersji. Tutaj na szczęście było mniej chemicznego zapachu, więcej pomarańczy. Zastanawia mnie dlaczego jest tak duże opakowanie, skoro tego produktu jest tak mało? Babeczka na rysunku super, ale naprawdę... Mogliby zmniejszyć rozmiar jak zrobili przy innych maseczkach. Efektu wow nie ma. Nawet nie wiem, czy jest w ogóle jakiś. Skóra wygląda dokładnie tak samo jak przed aplikacją.

Maseczkę zakupiłam z ciekawości. Zachęciło mnie to, że ma właściwości regenerujące i zapach czekolady. Pomyślałam, że to zabieg w sam raz na wieczór - aby się odprężyć. Maseczka trzeba przyznać ma przyjemny aromat. Posiada żelową konsystencję, w której zatopione są drobinki brokatu. Maseczka nałożona na twarz zaczyna się pienić. Trochę to łaskocze, ale jest miłe. Po zmyciu cera jest natłuszczona i cała w brokacie. Nie wyobrażam sobie iść tak spać. Po co mi brokat podczas snu? Maseczkę zmyłam więc żelem do twarzy i nałożyłam krem. Przez to, że kosmetyk zmyłam, nie odczułam żadnych właściwości. Rano też nie wyobrażam sobie zastosować tej maseczki, bo ta warstewka, która zostaje na twarzy jest dość konkretna. Jak więc miałby się na niej utrzymać makijaż? Ten kosmetyk to miły gadżet, ale dla mnie zbędny. Przede mną wypróbowanie wersji cytrusowej.

Pierwszym, co rzuca sie w oczy w tym produkcie, jest ladne opakowanie. Maseczka ma gesta konsystencje, ma brazowy kolor, w ktorym dostrzec mozna zlote drobinki brokatu. Ma intensywny, przyjemny zapach ciasta pomaranczowego-podczas uzycia potrafi narobic ochoty na slodycze;-) Ilosc maski jest wystarczajaca na pokrycie twarzy, po chwili od nalozenia zaczyna musowac i wytwarzac piane. Duzo piany. Jej ilosc jest przytlaczajaca. Gdy piana zanika, esencje nalezy wmasowac w twarz i zostawic na kilka minut. W tym czasie tworzy ona na skorze twarda powloke. To oznajmia, ze najwyzszy czas, by ja splukac Po zastosowaniu cera jest gladka, miekka i delikatnie rozswietlona-to zasluga drobin brokatu, ktore po zmyciu esencji z twarzy, na niej pozostaja

Nie spodziewałam się jakiegoś wielkiego wow po tej maseczce, ot niedrogi umilacz wieczoru, pomyślałam przy zakupie. Maseczka z pierwotnej formy żelu, zamienia się na twarzy w obfitą pianę, przez co nasza buzia przypomina chmurkę. Z czasem piana zanika i lepiej wmasować ją w twarz robiąc z niej krem, bo może odpadać od skóry. Zapach delicji szampańskich zrelaksował mnie w zimowy wieczór, skóra twarzy była po zmyciu maseczki mięciutka i gładka, choć był to efekt chwilowy.

Bąbelkujące maseczki firmy Marion przykuwają wzrok apetyczną grafiką i fikuśnym opakowaniem. Na każdej wymalowana jest babeczka z kremem, którego kolor odpowiada danemu zapachowi. Na stałe goszczą w moim domu, ze względu na ciekawą aplikację oraz intensywny słodki zapach. Urocze opakowanie jest mało praktyczne (kształtem przypomina muffinkę), każdorazowo - wydobycie sprawia mi kłopoty. Wersja Chocolate & Orange Cake najmniej do mnie przemawia. Aromat czekoladowy został stłumiony nutami - jakby alkoholowej - pomarańczy. Maska dedykowana jest cerze suchej i mieszanej. Ekstrakt z pomarańczy i kakao ma poprawić sprężystość, koić i regenerować skórę. Początkowo forma ma postać żelu, na skórze zamienia się w gęstą pianę, którą należy wmasować, a po kilku minutach zmyć wodą. Bąbelkowanie/musowanie, pomimo delikatnego swędzenia, jest przyjemnym doznaniem. Wszystkie Sweet Maski zostaną docenione przez słodyczomaniaków, chociaż efekt końcowy jest dość krótkotrwały. Stosuję je regularnie jako urozmaicenie domowego Spa. W tej konkretnej, brakuje mi intensywniejszych nut czekolady ale to tylko moje subiektywne odczucie.

Kupiłam jakiś czas temu tą maseczke i wczoraj ja znalazłam i użyłam! Czy mi się podobał efekt, nie bardzo! Jeszcze nie zdążyłam nałożyć na twarz a wszystko zaczęło się piwnic, nie czułam żeby moja skóra w jakim stopniu była zregenerowana czy nawilżona! Jedyny atutem jest piękny zapach no i jeszcze opakowanie! Jak dla mnie maseczka bez szału a cena jest dość spora.

Ogólnie nie jestem fanką fikuśnych maseczek, najbardziej lubię tradycyjne kremowe lub glinkowe do zmywania. Jednak bąbelkującej nie miałam nigdy, promocja i ładne opakowania kusiły...w końcu wzięłam na próbę czekoladową(uwielbiam czekoladę z pomarańczą oraz wszystko co nią pachnie <3). Zapach jest cudowny-ciutkę chemiczny, ale naprawdę słodki, miły i realistyczny(gorzka czekolada z dodatkiem kandyzowanej skórki, mniam), przypomina mi cukierki czekoladowe, które jako dziecko dostawałam od jednej z moich bać. Aromat nostalgii, wspomnień, urocze umilenie wieczornego spa w zimny i ponury wieczór. Maseczka przed nałożeniem jest dosyć rzadka, a opakowanie zdecydowanie za duże i niepraktyczne-trudno jest nałożyć szybko produkt jak trzeba grzebać w takiej saszetce, do tego trochę mi kosmetyku uciekło do umywalki(choć i tak spokojnie mi starczyła na pokrycie całej buzi). Dla takiej rzadkiej maseczki lepsza by była ampułka lub kapsułka, coś w tym stylu. Byłam ciekawa tego bąbelkowania, okazało się całkiem miłe i delikatne(choć troszkę łaskotało w nos ;) ). Później wmasowałam maseczkę w twarz-zamieniła się w kremową otoczkę, którą trzymałam jakieś 10 minut i spłukałam chłodną wodą-trzeba troszkę włożyć w to wysiłku, maseczka mocno przywiera do twarzy. Nie oczekiwałam cudów pielęgnacyjnych, kupiłam ją dla zapachu i zaspokojenia ciekawości. Mimo to chętnie ją kupię ponownie, bo oprócz zapachu dostałam delikatne nawilżenie, rozświetlenie i wygładzenie. Niweluje uczucie ściągnięcia po umyciu żelem, nie muszę po niej sięgać po tonik czy krem, zresztą po maseczkach tego nie robię, aby zweryfikować ich działanie. Nie podrażnia i nie uczula mojej skóry, nie mam po niej wysypu. Ogólnie bardziej wymagające cery nie będą z niej zadowolone, ja mam tłustą(i w miarę zadbaną), więc mi odpowiada. Krzywdy nie robi, a znam maseczki po których mam podrażnienia, wysyp i uczulenia. Na pewno kupię ją jeszcze raz, mi takie delikatne działanie wystarcza, a jej stosowanie to po prostu czysta i pachnąca przyjemność :)

Bardzo mało piany sie tworzy oraz nie wiem czy to tylko u mnie ale schodzi po paru chwilach, dosłownie znika. Mała ilość produktu jak na takie opakowanie, mogli dać takie kapsułki jak mają inne ich maski brak regeneracji, skóra była miękka dotyka i tyle

Opakowanie przedstawia smakowita babeczkę, która kusi nas do zakupu. Maseczka ma gęstą żelową konsystencję w odcieniu brązu z drobinkami jakby brokatu. Troszkę się klei podczas nakładania ale na szczęście zaczyna szybko bąbelkować.Pachnie bardzo fajnie i wyczuwam tu najbardziej pomarańczę. Bąbelki fajnie łaskoczą twarz i wytwarza się ich cała masa. Po zakończeniu musowania wszystko trzeba wmasować i odczekać kilka minut a potem zmyć wodą.Maseczka pozostawiła moją skórę bardzo mięciutką i lekko napiętą. Twarz była fajnie wygładzona i lekko oczyszczona. Składowo maska nie jest ideałem ale na szczęście nie podrażniła mojej skóry ani nie zapchała jej.